– Wszystko okej? – wyszeptał.

Pokręciłam przecząco głową. 

Oczywiście, że nie było okej. Chciałam jego kutasa. Musiałam go dostać, i to jak najszybciej. 

Marek odsunął swoją rękę i wytarł dłoń w chusteczkę, a ja poprawiłam sukienkę. 

Godzinę później, drzwi windy otworzyły się na najwyższym piętrze budynku. Złapałam Marka za ramię, kiedy z niej wyszliśmy. 

– Mamy tylko pół godziny. – powiedziałam.

Z powodu problemów technicznych, wydłużono przerwę pomiędzy wykładami. 

Wyszliśmy na ogród na dachu, i okazało się że byliśmy całkiem sami. Wokół leżały porozkładane krzesła ogrodowe i kanapy, żeby móc wygodnie oglądać panoramę. 

– Kto ci powiedział o tym miejscu? – zapytał, siadając na krześle.

Nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam i zdjęłam kurtkę, po czym schyliłam żeby rozpiąć jego spodnie. Kiedy wyjęłam penisa na zewnątrz, powiedział:

– Wow, a co jeśli ktoś nas przyłapie?

– To się nie stanie, uwierz mi.

Rozejrzał się nerwowo, trzymając mnie za rękę. 

– Może lepiej poczekajmy aż wykłady się skończą. Nie potrafię tak go wyjmować w losowych miejscach.

Pokręciłam głową.

– Potrzebuję go teraz. – oznajmiłam.

– Możesz poczekać, ja też… To za duże ryzyko.

– Za duże ryzyko?!

– Weronika…

Złapałam penisa, który był już twardy i gotowy do jazdy. Podciągnęłam sukienkę i stanęłam nad nim okrakiem. 

– Ćśśśśś… – odpowiedziałam, gdy rozglądał się czy nikt nie zmierzał w naszą stronę.

Nadziałam się na penisa i oboje westchnęliśmy. 

– O kurwa… – powiedział.

Moja cipka była gorąca, i powitała go ciepło pomimo chłodu jaki panował tego dnia w Katowicach. 

Kołysałam się na nim w przód i w tył, opierając dłonie na jego barkach dla równowagi. On trzymał mnie za talię, pomagając utrzymać balans. 

– Cholera, tęskniłam za tym… – jęknęłam i odchyliłam głowę w tył.

– Co w ciebie wstąpiło?! – zapytał.

– Potrzebowałam, żebyś mnie przeleciał.

– Naprawdę?

– Tak, kochanie! – krzyknęłam.

Pchnęłam go na oparcie krzesła, położyłam mu ręce na piersi i ujeżdżałam penisa. Orgazm się zbliżał, i byłam zdeterminowana żeby go osiągnąć. Prawie zemdlałam kiedy cipka zacisnęła się na pulsującym kutasie.

– Pokaż, co potrafisz… – powiedział Marek.

– Aaaaa! – krzyknęłam w odpowiedzi, i doszłam.

Kiedy cipka przestała się kurczyć, zamarłam na chwilę. Oboje nie mogliśmy złapać oddechu i na naszych ciałach formowały się krople potu. Powoli się podniosłam i opuściłam spódniczkę. Penis Marka nadal stał na baczność. 

– Jeszcze nie skończyłem. – powiedział.

Wzruszyłam ramionami.

– A ja tak. – odpowiedziałam, ziewając.

– Naprawdę? Zostawisz mnie w takim stanie? – zapytał, podnosząc głos.

– Ten było dla mnie, a następny raz będzie dla ciebie. Musimy cię dobrze odprawić do domu. – odparłam, po czym pocałowałam go.

Sfrustrowany Marek wstał z krzesła i podniósł spodnie z podłogi. 

– O której masz lot? – zapytał.

– Lecimy razem.

– Lepiej ci?

Przytaknęłam, idąc w stronę windy. 

– Tak, o wiele lepiej.

– Wykorzystujesz mnie, żeby sobie ulżyć.

Uśmiechnęłam się. 

– Podoba ci się, kiedy cię wykorzystuję. – odpowiedziałam, a winda otworzyła się i weszliśmy do środka.

Przed końcem wykładów pozowaliśmy do zdjęcia grupowego i czekaliśmy w kolejce na podpisanie książek przez znanego profesora. Pożegnałam się ze wszystkimi którzy mieli wcześniejszy wylot, i wróciłam do swojego pokoju żeby pobyć sama. 

Weszłam do wanny i włączyłam bąbelki. Miałam chwilę żeby przemyśleć wszystko to, co się stało w ciągu ostatnich trzech dni. Zaczęłam czuć wyrzuty sumienia. Naprawdę, było mi przykro. Lubiłam Marka i, bez względu na wszystko, byliśmy dobrymi kumplami. Przekroczyliśmy pewną granicę i nie ma od tego odwrotu. Nie byłam nawet pewna czy chciałam się z nim nadal kolegować. Jak, do cholery, mogłabym uważać go „tylko za kumpla”, kiedy sprawił że moja cipka zaśpiewała arię operową?!

Oparłam głowę o brzeg wanny i zamknęłam oczy, myśląc o jego ustach, dłoniach i kutasie. On był niesamowity, i to tak bardzo, że byłabym skłonna się nim podzielić. Mogłabym nawet negocjować z jego żoną, w jakie dni pozwoliłaby mi go widywać. Zgodziłabym się na dwa albo trzy dni w tygodniu. Święta są mi niepotrzebne. 

Tak, wiem że wpadłam w niezłe kłopoty. Wiedziałam to już wtedy, kiedy dowiedziałam się że Marek również będzie na tej delegacji. Mimo to, grałam w jego grę. Nawet teraz, przed wylotem o 22:30, nadal obmyślałam z tyłu głowy dziki plan schadzki. 

Wracając do rzeczywistości, przeczuwałam że nie zobaczymy się ponownie, kiedy już wrócimy do domu. 

– Hej. – powiedziałam po otwarciu drzwi, widząc po drugiej stronie Marka ze swoim bagażem.

– Jadłaś coś? – zapytał, przechodząc obok mnie.

– Nie, właśnie miałam sobie coś zamówić z hotelowej restauracji. W ogóle w ciągu ostatnich dni niewiele jadłam. Chyba byłam skupiona na czymś innym.. – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Ja umieram z głodu.

– Ja w sumie też. – odparłam, podając mu menu.

– Stresujesz się powrotem do domu?

– W sensie…?

– W sensie, tym co się stanie z nami? – zapytał.

– Nie, a ty?

Usiadł w nogach łóżka. 

– Czy wszystko będzie między nami okej?

Spojrzałam na niego i odpowiedziałam:

– Tak, oczywiście. Szkoda tylko, że prawdopodobnie nie będziemy rozmawiać przez jakiś czas, z uwagi na okoliczności…

Marek wyciągnął ręce i zagarnął mnie do siebie. 

– Świetnie się bawiliśmy. – powiedział, śmiejąc się.

– Jasne, że tak. – odparłam, pochylając się żeby go pocałować.

O autorze

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.