Mam na imię Krzysiek. 17 lat temu poślubiłem kobietę, o której myślałem że kocha mnie całą sobą. Jakże się zdziwiłem…

Przez 6 lat Karolina zdradzała mnie ze swoim szefem, właścicielem agencji nieruchomości, w której pracuje. Mamy trójkę dzieci; 16- letnią córkę, 12- letniego syna i piękne maleństwo, dwuletnią dziewczynkę. Kocham ich wszystkich. Poza żoną.

Oh tak, zanim zapomnę- jestem głównym detektywem na posterunku policji w naszym mieście.

Około 2 miesiące temu nasza najmłodsza córka upadła będąc w żłobku, a żona „nie była dostępna”, aby ją odebrać. Tatuś wskoczył w nieoznakowany samochód, włączył koguty i przyjechał z odsieczą. Na miejscu okazało się, że córka ssała lizaczka i pociągała noskiem. Obejrzałem ją dokładnie, pocałowałem i zmierzwiłem włoski (starsze dzieci nienawidzą tego, ale ona uwielbia). Pozostawiłem ją całą roześmianą i poszedłem porozmawiać z dyrektorką.

Powiedziała mi, że Gabrysia się przewróciła i rozcięła sobie łydkę. Zadzwonili po karetkę, która miała przyjechać za niedługo.

Wróciłem do małej i niebawem znów śmiała się od ucha do ucha. Ratownicy medyczni zjawili się i powiedzieli, że powinniśmy pojechać na SOR, żeby założyć szwy na ranę. Tak więc Tatuś pojechał zaraz za karetką na pogotowie.

Próbowałem skontaktować się z żoną, ale wiadomości docierały na pocztę głosową. Wysłałem do niej smsa i próbowałem namierzyć telefon przez aplikację lokalizującą, ponieważ obawiałem się, że znowu go zgubiła. Lokalizacja pokazała, że telefon znajduje się w pensjonacie, 10 km dalej. Wróciłem do córki i siedziałem przy niej, kiedy zakładano jej szwy. Kiedy już było po sprawie, podpisaliśmy wszystkie potrzebne formularze i mogliśmy wyjść. Zainstalowałem fotelik na tylnym siedzeniu i umieściłem w nim córkę, po czym pojechaliśmy na poszukiwania mamusi. Mój żołądek zaczął odrzucać wszystko co zjadłem od rana.

Zajechałem na parking wskazanego pensjonatu, akurat kiedy Karolina i Artur (jej szef) wyłonili się z lobby. Trzymali się za ręce, a jego lewa dłoń spoczywała na jej tyłku. Uśmiechali się, a ona go pocałowała. Dokładnie w taki sam sposób, w jaki całowała mnie.

Zatrzymałem swoje auto i obserwowałem jak kobieta wsiada do samochodu. Odwróciła się w siedzeniu do faceta i zaczęli się lizać po migdałkach. Jego ręka wpełzła (TAK, WPEŁZŁA!) pod jej spódniczkę, obmacując pończochy. Ja sam musiałem ją błagać, żeby je ubierała…

Sięgnęła do dekoltu i wyciągnęła zza niego niebieskie majteczki, które podarowałem jej z okazji rocznicy. Uśmiechnęła się, powąchała je i wręczyła mu.

Pamiętam, że wtedy pomyślałem „to koniec”. Zaśmiali się, pocałowali, po czym zasunęła szybę i odjechała. Zobaczyłem świecące światła stop, kiedy wyhamowała za zakrętem i stanęła na poboczu. Nagle mój telefon zadzwonił. Spojrzałem na numer i imię… I to była ona.

– Halo, Karolina. – powiedziałem tonem pozbawionym emocji.

– Co się stało? Gdzie jesteś?!

– Jestem w szpitalu. Dziecko żyje. Gdzie ty się podziewasz? Nie mogłem się z tobą skontaktować.

– Yyy, jestem w biurze. Już jadę do szpitala.

– Jedź bezpiecznie. – powiedziałem, rozłączając się. Patrzyłem nadal na jej samochód, podczas gdy zadzwoniła do mnie jeszcze dwa razy. Pozwoliłem, aby odpowiedziała jej skrzynka. Włączając się do ruchu niemalże uderzyła w duże auto dostawcze.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pojechałem w stronę domu. Zadzwoniłem do kumpla który jest policjantem i powiedziałem, że muszę z nim porozmawiać. Wjechałem na podjazd i zaniosłem śpiącą córkę do domu. Wróciłem do auta po cztery wymazówki do pobierania DNA. Poszedłem do pokoju dziecka, wziąłem próbkę z jej ust i zabezpieczyłem materiał w plastikowej torebce.

Poszedłem do kuchni po herbatę mrożoną. Zadzwoniłem do pracy, ponieważ chciałem porozmawiać z szefem. Powiedziałem mu, że potrzebowałem wolne do końca tygodnia na pozałatwianie spraw rodzinnych.

– Wszystko w porządku?

– Tak jest, szefie. Po prostu muszę pojeździć z dziećmi po różnych doktorach.

– Jasne, daj znać w razie problemu.

– Oczywiście!

20 minut później dziwka wtoczyła się na podjazd. Kiedy ją zobaczyłem, zrobiło mi się dosłownie niedobrze. Wziąłem głęboki wdech i policzyłem do 10. Dotarłem jedynie do 7, zanim wpadła przez drzwi do środka.

– GDZIE ONA JEST?! – krzyknęła.

Powiedziałem, że uspokoiłem córkę, a potem zasnęła. Żona przecisnęła się obok mnie do jej pokoju. Zacząłem robić w głowie listę spraw do załatwienia następnego dnia: rozwód, prawnik, detektyw, sklep elektroniczny…

Kiedy wyszła ze środka, zapytała:

– Co się stało?

– Przewróciła się. Wszystko gra. Poradziła sobie jak mały, dzielny żołnierzyk. Ma jedynie 4 szwy, a lekarze mówią, że nie będzie miała nawet blizny. Wszystko ok, Karolina.

– Dlaczego nie zadzwonili do mnie? – krzyknęła.

– Próbowali, kochana. Nie mogli się dodzwonić. Ja też próbowałem. Odpowiadała mi skrzynka. Tak więc, gdzie byłaś przez cały ten czas, moja droga?

Zająknęła się i uciekała wzrokiem.

– Byłam na spotkaniu. Wyłączyłam telefon, żeby mi nie przeszkadzał.

– Sugerowałbym raczej włączenie wibracji, zamiast całkowitego wyciszenia. Cieszę się, że to nie było nic poważnego z dziećmi, albo ze mną.

Zachmurzyła się, po czym zrobiła całkiem blada.

– Nigdy o tym nie pomyślałam… – powiedziała.

„Oczywiście, że nie”, pomyślałem.

W tym momencie pozostała dwójka pociech wróciła ze szkoły. Marysia i Kuba weszli do salonu i zmierzyli rodziców wzrokiem.

– Jak leci, tato? – zapytał syn.

Piękna córka zmierzyła matkę zimnym spojrzeniem i powiedziała:

– Tato, czy wszystko w porządku?

– Tak, wasza siostra przewróciła się w żłobku i rozcięła nóżkę. Musieliśmy założyć jej szwy na pogotowiu. – odpowiedziałem, patrząc na żonę. Zaczęła drżeć.

– A gdzie ty byłaś, MAMO? – zapytała Marysia.

– Byłam na spotkaniu. – wymamrotała.

Najwidoczniej córka wiedziała, albo przeczuwała, co się dzieje. Junior, jak go nazywaliśmy, spojrzał na kobietę spod byka.

– Mamo, na serio?!

Karolina skuliła się i zaczerwieniła.

– Muszę wziąć prysznic. – powiedziała.

– Nie kąpałaś się już raz, rano? – zapytałem niewinnie, nie mogąc się powstrzymać.

Niemalże potknęła się w drodze, spojrzała na mnie i próbowała utrzymać spontaniczny wygląd.

– No i co z tego, Krzysiek?! – wysyczała.

Odwróciła się i poszła na górę. Spojrzałem na dzieci i przeraziłem ich wyrazem twarzy. Byli załamani i patrzeli na mnie beznadziejnie.

– Wszystko będzie ok, moi drodzy. To tylko mały wybój na drodze.

– Jeśli tak twierdzisz, tato… – powiedziała Marysia. Junior jedynie pokręcił głową.

– Co wy na to, żebyśmy zamówili pizzę? – zapytałem.

Zadzwoniłem do pizzerii i jedzenie przyjechało 30 minut później. Jedna z pepperoni, druga z pieczarkami. Dzieci wbiły w nie zęby, nawet mała Gabrysia, i wszyscy czekaliśmy, aż żona do nas dołączy. Kiedy już się pojawiła, popatrzyła na wszystko z niesmakiem.

– Przecież wiesz, że lubię tylko z sardynkami… – wysyczała.

– Pozwij mnie. – odpowiedziałem.

Rzuciła mi nienawistne spojrzenie i nalała wina do kieliszka. Dzieci patrzyły na wszystko kątem oka.

Żona wyszła nagle na zewnątrz, a my z dziećmi zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach, od szkoły, po wydarzenia z życia i randkowanie.

Wieczór był bardzo chłodny, więc musiałem wyciągnąć kolejny koc. Minęło trochę czasu, od kiedy rozmawialiśmy o tak intymnych rzeczach. W zasadzie, dobre 3 miesiące. Dobra, mogło być gorzej…

Następnego dnia umówiłem się z prawnikiem na spotkanie. Zapytałem, jakie mam opcje. Pani mecenas nie znosiła zdrady, a szczególnie kiedy robiły to kobiety. Dodatkowo, jej czułym punktem byli policjanci… Mimo wszystko powiedziała, że sprawa na pewno nie będzie taka prosta, i że żona z łatwością może mnie ograbić, jeśli nie przyzna się do oskarżeń.

Doradziła, żebym zebrał wszystkie możliwe dowody i zobaczymy co się da zrobić. Powiedziała, że co do alimentów, to sprawa jest korzystna dla mnie. To dlatego, że żona zarabia więcej niż ja.

Również ze względu na wiek, ponieważ najstarsza córka będzie mogła sama zadecydować, z kim chce mieszkać.

Umówiłem się też z detektywem i ustanowiłem nadzór policyjny nad żoną i jej „przyjacielem”. Porozmawiałem z dobrym znajomym; znaliśmy się od dawna i miałem pewność, że zdobędzie wszelkie potrzebne mi informacje. I to nie za fortunę.

Następnie udałem się do sklepu elektronicznego, nabyłem kilka dyktafonów i 3 kamery wideo. Wróciłem do domu, rozstawiłem je w sypialni, salonie i pokoju gościnnym. Jeden z dyktafonów podłożyłem do auta żony, drugi postawiłem na biblioteczce, a trzeci schowałem w sypialni. W międzyczasie otrzymałem wiadomość od małżonki, że wróci do domu późno, i mam się zająć dziećmi do tego czasu.

Pokręciłem się jeszcze po domu, po czym pojechałem odebrać Gabrysię ze żłobka.

Około 2 godziny później, dwoje najstarszych dzieci wróciło ze szkoły. Omówiliśmy co zjemy na kolację.

– Grillowanego kurczaka, ziemniaki i mizerię… Co wy na to? – zapytałem.

Marysia powiedziała, że brzmi pysznie. Junior spojrzał na mnie, uśmiechnął się i zapytał:

– A co by zjadła mama?

Odpowiedziałem, że mama zje dziś na mieście. Dzieci popatrzyły po sobie, po czym córka powiedziała:

– Tato, musimy porozmawiać.

Spodziewałem się czegoś poważnego, więc przenieśliśmy się do kuchni.

– Tato, wydaje mi się, że mama coś kręci. Nie szanuje cię i nigdy nie jest osiągalna, kiedy jej potrzebujemy.

– Marysia ma rację, tatku.

Byłem szczęśliwy na widok tego, że pociechy mają własny rozum i oczy. Nie ważne, po kim je odziedziczyły. Zatrzymałem się w połowie czynności i zebrałem wszystkich w grupowy uścisk. Najmłodsza córka natychmiast do nas dołączyła, krzycząc „ja też, ja teeeeż!”.

Spojrzałem na wszystkich i powiedziałem, że kocham ich ponad życie (zawsze im to mówiłem; uważali, że to lamerskie, ale tak naprawdę podobało im się). Powiedziałem, że sprawy nie wyglądają dobrze, i że sprawdzam co aktualnie robi matka.

– Ale wiedzcie jedno: zawsze będę was kochał, jesteście MOIMI dziećmi. Damy sobie radę, przysięgam wam.

Junior ożywił się.

– Myślę, że powinieneś zrobić nam testy, tato. To mogłoby ci pomóc. Nie zmieni tego, co do siebie czujemy, a fajnie byłoby wiedzieć jak bardzo niegrzeczna jest mama.

– Junior ma rację, tato. Ja też chcę wiedzieć, bo aktualnie nie mam zbyt dobrych uczuć w jej kierunku…

Zatkało mnie, ale zrobiło mi się ich szkoda.

– Ok, załatwmy sprawę zanim matka wróci do domu.

Wyciągnąłem probówki i wymazałem naszą trójkę. Zabezpieczyłem materiał i włożyłem do walizki.

Następnego dnia udałem się do niezależnego laboratorium i oddałem materiał na badania. Kosztowało mnie to trochę więcej, ale chciałem mieć wyniki możliwie jak najszybciej. Półtorej tygodnia później wszystko było jasne.

Żadne z dzieci nie było moje.

O autorze