Zignorowałam jego kpiące prychnięcie.Po kilku minutach przeglądania szafek udało mi się taki znaleźć. Przełożyłam do niego fasolkę i postawiłam na małym ogniu. Stanęłam przy kuchni, dzierżąc w ręku drewnianą łyżkę i mieszając nią co chwilę w garnku. Starałam się nie patrzeć na Ryana, choć przez cały czas czułam na sobie jego wzrok.

                W całej chatce zaczął unosić się zapach jedzenia. Przełożyłam ciepły posiłek do talerzy, a następnie wręczyłam jeden Ryanowi.

                ‒ Dziękuję ‒ powiedział.

                ‒ Jeszcze nie dziękuj, najpierw spróbuj ‒ odparłam.

                Usiadłam obok niego na sofie, włożyłam łyżkę do talerza i zawahałam się. Zerknęłam ukradkiem na mężczyznę, który w przeciwieństwie do mnie nie miał żadnych oporów. Włożył do ust pierwszą łyżkę, przełknął i powtórzył czynność. Obserwowałam, jak porusza się jego krtań. Kiedy zrozumiałam, że jedzenie musi być zjadliwe, sama wzięłam z niego przykład. Okazało się, że wcale nie było takie złe. Ukradkiem odetchnęłam z ulgą.

                Wciągnęłam swoją porcję z prędkością światła. Mój talerz świecił pustkami, kiedy ten Ryana był wciąż w połowie pełny. Odniosłam go do kuchni, pozmywałam po sobie, a potem wróciłam i usiadłam na dywanie przy samym kominku.

                ‒ Opowiedz coś o sobie ‒ poprosił Ryan.

                Posłałam mu znużone spojrzenie.

                ‒ Nie możesz zasnąć? ‒ zakpiłam.

                Mężczyzna wzruszył ramionami.

                ‒ Utknęliśmy tu sami na jakieś dwa dni. Chciałbym się czegoś dowiedzieć o kobiecie, która zamiast w kojota wolała wjechać w drzewo ‒ zakończył z lekkim uśmiechem na ustach.

                Parsknęłam, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.

                ‒ Jak dobrze, że potem nasze drogi się rozejdą i nikt więcej nie będzie mi tego wypominał ‒ odparłam.

                ‒ Świat jest mały, Emmo. Skąd wiesz, że nie spotkamy się jeszcze kiedyś?

                Wzruszyłam ramionami, patrząc na skaczące płomienie w kominku. Popadłam w zadumę.

                ‒ Nie wiem ‒ przyznałam szczerze. ‒ Choć uważam to za mało prawdopodobne. Świat wcale nie jest taki mały.

                ‒ A ja myślę, że nie istnieje coś takiego jak przypadek i jeśli czyjeś drogi mają się ze sobą skrzyżować, to tak właśnie się stanie.

                Oderwałam wzrok od płomieni i posłałam mu rozbawione spojrzenie. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na sofie, na jego ustach błąkał się leniwy uśmiech.

                ‒ Czyli uważasz, że mieliśmy się spotkać?

                ‒ Dokładnie tak ‒ potwierdził.

                Prychnęłam.

                ‒ Ciekawe ‒ skwitowałam. Jego myślenie wydało mi się szalone.

                ‒ Powiedz prawdę, co robiłaś sama na skuterze w lesie? ‒ Oparł się łokciami o kolana, pochylając sylwetkę do przodu. Jego ciemne oczy świdrowały uważnie moją twarz.

                Fascynował mnie. Ta myśl zaatakowała mnie ze zdwojoną siłą. Z trudem przełknęłam ślinę.

                ‒ Zjechałam z trasy ‒ przyznałam.

                ‒ Jak?

                ‒ Niechcący ‒ burknęłam.

                Ryan odrzucił głowę do tyłu i wybuchł głośnym śmiechem. Skrzywiłam się. Rzeczywiście bardzo zabawne!

                ‒ Niechcący rozbiłaś się o drzewo? ‒ wydusił z trudem.

                Zacisnęłam zęby, przeniosłam się na kolana i chwyciłam leżącą na sofie poduszkę, a następnie walnęłam nią Ryana w głowę. Efektem był jedynie głośniejszy śmiech mężczyzny.

                ‒ Nie cierpię cię ‒ wyznałam.

                ‒ A to szkoda ‒ odparł, poważniejąc. ‒ Bo ja cię nawet lubię.

                ‒ Twoja kolej ‒ rzuciłam, zmieniając temat. ‒ Powiedz coś o sobie. Co taki facet, jak ty, robi sam w lesie?

                ‒ Mówiłem, jestem fotografem ‒ wyjaśnił.

                ‒ Podróżujesz sam? ‒ Wprost zżerała mnie ciekawość, żeby poznać odpowiedź na to pytanie.

                ‒ Tak.

                ‒ I nie masz dziewczyny?

                ‒ A ty nie masz chłopaka? ‒ odbił piłeczkę.

                Nie odpowiedziałam. Jeszcze niedawno miałam. Odwróciłam głowę i spojrzałam przez okno. Na zewnątrz zaczynało się ściemniać, a ja poczułam się zmęczona.

                ‒ Wystarczy drewna? ‒ zapytałam, szybko zmieniając temat, co na pewno nie umknęło jego uwadze. Było jednak zbyt wcześnie, bym zaczęła o tym mówić.

                ‒ Na tę noc powinno. Jeśli nie chcemy zamarznąć, powinniśmy trzymać wartę. Prześpij się pierwsza, obudzę cię.

                ‒ Zgoda.

                Ryan wstał, a ja zajęłam jego miejsce na sofie. Położyłam się na niej zwijając w kłębek. Zamknęłam oczy i spróbowałam się zrelaksować, ale na początku opornie mi to szło. Co chwilę uchylałam powieki i szukałam wzrokiem Ryana.

                ‒ Jeśli nie jesteś zmęczona, to ja bardzo chętnie się prześpię ‒ powiedział, widząc, że nie mogę zasnąć.

                ‒ Mam wrażenie, że się na mnie gapisz ‒ mruknęłam. ‒ To dlatego.

                Ryan westchnął ciężko, po czym odwrócił się do mnie plecami.

                ‒ Tak lepiej? ‒ zapytał.

                ‒ Zdecydowanie.

                Ponownie zamknęłam oczy i zasnęłam szybciej, niż mogłam się tego spodziewać.

* * *

                Obudziłam się sama, chociaż umawialiśmy się zupełnie inaczej. Próbowałam się poruszyć, bo lewa strona mojego ciała całkowicie zdrętwiała, ale nie byłam w stanie. Coś na mnie leżało.

                Ostrożnie odwróciłam głowę i zobaczyłam przy sobie twarz śpiącego Ryana. Nie coś, a ktoś. Ryan spał na sofie obok mnie! I to wcale nie było najgorsze. Leżeliśmy wtuleni, zapewne przez chłód, który zapanował w środku, bo Ryan zamiast mnie obudzić sam położył się spać. Niewiarygodne.

                Poczułam, jak mężczyzna zaczyna się wybudzać. Zamknęłam oczy i położyłam z powrotem głowę na jego ramieniu, udając, że wciąż śpię. Sytuacja i tak była już wystarczająco niezręczna. Nie chciałam jej dodatkowo komplikować. Uspokoiłam oddech i czekałam, aż wstanie.

                Tak się jednak nie stało. Przez kilka sekund dłużących się w nieskończoność nic się nie wydarzyło, potem poczułam na policzku lekki dotyk. Drgnęłam niespodziewanie.

                ‒ Nie śpisz ‒ powiedział cicho.

                Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że się uśmiecha. Z bliska dostrzegłam kilka zielonych refleksów w jego brązowych tęczówkach.

                ‒ Dlaczego mnie nie obudziłeś? ‒ zapytałam, nie potrafiąc oderwać wzroku od jego ust.

                ‒ Nie miałem serca ‒ odparł.

                ‒ Miałeś spać na podłodze ‒ wytknęłam mu.

                Ryan spuścił wzrok na moje wargi. Zaschło mi w ustach, bezwiednie zwilżyłam je językiem.

                ‒ Było mi zimno.

                ‒ Możesz wstać? ‒ prychnęłam.

                Mężczyzna odsunął się, a mnie ogarnął chłód. Zadygotałam z zimna i potarłam dłońmi ramiona.

                ‒ Teraz rozumiesz? ‒ rzucił, wstając.

                Skrzywiłam się, pozostawiając jego pytanie bez komentarza.

                ‒ Zjedzmy coś ‒ zaproponowałam zamiast tego.

                ‒ Obawiam się, że mamy niewielki wybór.

                ‒ Na pewno coś się znajdzie. ‒ Zrobiłabym wszystko, aby tylko uciec przed jego wzrokiem.

                Dlatego te wstałam pospiesznie i przeszłam do drugiego pomieszczenia, gdzie wcześniej znalazłam fasolkę w puszce. Lodówka świeciła pustkami, nie można było na nią liczyć. A nawet jeśli coś leżało na półkach, to było już dawno przeterminowane. W głębi szafki udało mi się znaleźć płatki oraz mleko w proszku.

                ‒ Jesteśmy uratowani ‒ zawołałam, ściskając zdobycz.

Komentarze

  1. Jenny

    Można w jakiś sposób się podzielić swoją historią? Nie w formie opowiadania, tylko bardziej w formie potencjalnej inspiracji?