‒ To był świetny dzień! ‒ zawołał Peter, wchodząc jako pierwszy do hotelu.
Całą grupą dołączyliśmy do niego. Z naszych twarzy nie schodził uśmiech. Wybraliśmy się na ten weekend do Vancouver, aby pojeździć na nartach. Nie trzeba było mnie długo namawiać, kiedy się o tym dowiedziałam, wręcz przeciwnie, byłam zachwycona tym pomysłem!
Przekonałam Roberta, mojego chłopaka, żeby pojechał z nami i tak udało nam się wybrać całą paczką. Mój ukochany obejmował mnie ramieniem, wtuliłam się w niego, wciągając w płuca zapach, który tak uwielbiałam.
Oprócz Petera i nas byli z nami również George, którego dziewczyna nazywała się Amy, oraz Patricia, moja najlepsza przyjaciółka. Rozstaliśmy się na korytarzu, gdzie każdy skierował swoje kroki do przydzielonego mu pokoju. Mieszkaliśmy parami, oprócz Petera i Patricii, którzy jako jedyni nie byli ze sobą.
‒ Jestem strasznie głodna, a ty? ‒ zawołałam do Roberta, jak tylko zamknął za nami drzwi.
‒ Właśnie jeszcze nie ‒ odparł.
Zdziwiło mnie to. Byłam pewna, że parę godzin temu na stoku słyszałam, jak narzekał, że burczy mu w brzuchu.
‒ Myślałam, że pójdziemy razem na kolację ‒ powiedziałam, stając przed nim.
Robert dotknął mojego policzka.
‒ Zejdź, jeśli chcesz. Ja skoczę z Georgem i Peterem do sauny.
‒ W porządku. ‒ Skinęłam głową.
Zrzuciłam z siebie kombinezon, a potem również ubranie i stanęłam przed chłopakiem w samej bieliźnie. Rozpuściłam swoje blond włosy i pozwoliłam im swobodnie opaść na plecy. Zamrugałam, zerkając zalotnie w stronę ukochanego.
Robert wyszedł z łazienki, zobaczył mnie i zamarł w pół kroku. Był wysokim ciemnym blondynem, który miał urocze dołeczki w policzkach kiedy się uśmiechał. Urzekły mnie jego zielone oczy, w których kiedyś widziałam psotne iskierki. Od jakiegoś czasu gdzieś zniknęły.
‒ Nie będę ci blokował łazienki. Widzimy się po kolacji. ‒ Podszedł do mnie, położył dłonie na moich ramionach i cmoknął mnie w czubek głowy.
Poczułam się, jakby zamiast tego dał mi w twarz. Poczucie upokorzenia sprawiło, że moje policzki zapłonęły wstydem. Spojrzałam w jego zielone oczy, szukając w nich dawnego płomienia, lecz zamiast tego dostrzegłam chłód. Już od jakiegoś czasu w naszym łóżku nic się nie działo i do tej pory zwalałam to na karb pracy. Dlatego zamierzałam wykorzystać ten weekend jako chwilę tylko dla nas.
Jak widać bezskutecznie.
Obserwowałam, jak Robert odwraca się i wychodzi, zostawiając mnie samą. Zamrugałam, aby przepędzić zbierające się pod powiekami łzy. Chwyciłam z walizki pierwsze, co wpadło mi w ręce i udałam się pod prysznic. Wyszorowałam swoje ciało dłużej i mocniej, niż było to potrzebne. Byłam wściekła. Zamierzałam po kolacji porozmawiać z Robertem na temat naszego związku. Jeśli on nadal taki będzie, to powinniśmy się rozstać.
Bolało mnie na samą myśl. Włożyłam wybrane czarne legginsy, bluzkę oraz na to czerwoną koszulę w kratę. Wysuszyłam włosy, po czym związałam je w koński ogon, poprawiłam starty makijaż i opuściłam pokój.
Na korytarzu mignęła mi postać George oraz Petera. Przystanęłam zdziwiona, myślałam, że byli z Robertem w saunie. Zza rogu wyłoniła się Amy, zobaczyła mnie i na jej drobnej twarzy pojawił się uśmiech. Podeszłam do niej, starając się ukryć przed nią swoje zmartwienie.
‒ Widziałaś może Roberta? ‒ zapytałam.
‒ Nie ‒ odparła, marszcząc nos. ‒ Myślałam, że byliście razem.
‒ Byliśmy ‒ potwierdziłam, drapiąc się po karku. ‒ Ale powiedział, że idzie z Georgem i Peterem do sauny. Tyle tylko, że przed sekundą widziałam ich na korytarzu.
‒ George nic nie wspominał o saunie. ‒ Amy wyglądała na zaskoczoną. Ogarnęło mnie złe przeczucie. ‒ Czekaj, za to chyba Patricia miała iść.
Odetchnęłam z ulgą.
‒ Dziękuję, przebiorę się i też pójdę. Zrobię mu niespodziankę. ‒ Uśmiechnęłam się psotnie.
Amy mrugnęła porozumiewawczo.
‒ Jasne, bierz go tygrysico! ‒ zawołała, popychając mnie z powrotem w stronę pokoju, z którego przed chwilą wyszłam.
Zaśmiałam się głośno, ale posłusznie weszłam do środka. Czułam, jak z nerwów żołądek zawiązuje mi się w supeł. W głębi duszy bałam się kolejnego odrzucenia. Jednak nie potrafiłam tak po prostu odpuścić. Czułam, że nasza relacja potrzebowała tej ostatniej próby.
Szybko przebrałam się w puchowy hotelowy szlafrok, pod którym zostawiłam jedynie koronkową bieliznę i pognałam do strefy relaksu, gdzie znajdowała się sauna. Zajrzałam do środka przez szklane drzwi, ale nie udało mi się dostrzec nigdzie Roberta. Pchnęłam je więc i weszłam do środka.
Pomieszczenie było sporych rozmiarów, dlatego dopiero po chwili zauważyłam obściskującą się parę w kącie. Od razu odwróciłam się do nich plecami, szybko pojmując, że oni nie tylko się obściskiwali. Zalała mnie fala rozczarowania, spodziewałam się, że tu będzie.
‒ Tak, Robert… Och tak, mocniej… ‒ jęki kobiety oraz znajome imię sprawiły, że zamarłam w półkroku.
‒ Uwielbiam cię pieprzyć, Patricia…
Moje oczy wypełniły się łzami. Powoli odwróciłam głowę i tym razem uważniej przyjrzałam się obściskującej się parze. Mężczyzna siedział na drewnianej ławce, a na nim okrakiem kobieta. Ruchy jej bioder świadczyły o tym, że nie tylko na nim siedziała…
Nieświadomie zacisnęłam dłonie w pięści. Zignorowałam ból, który sprawiały paznokcie przebijające skórę. Patrzyłam z niedowierzaniem, jak moja najlepsza przyjaciółka pieprzyła się z moim chłopakiem. Czułam, jak na mojej klatce piersiowej zaciska się niewidzialna obręcz, odbierając mi tym dopływ powietrza.
Chciałam krzyczeć, wrzeszczeć ile sił w płucach, ale głos ugrzązł mi w gardle. Wybiegłam z sauny, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi. Gnałam przed siebie i nie zatrzymałam się ani na sekundę, aż dotarłam z powrotem do hotelowego pokoju. Zrzuciłam z siebie szlafrok i cisnęłam nim o podłogę. Niewiele myśląc chwyciłam leżący na łóżku kombinezon narciarski, włożyłam go, chwyciłam telefon i wypadłam na korytarz.
Spuściłam głowę, chowając za kaskadą włosów zapłakaną twarz. Dotarłam do holu i bez słowa opuściłam hotel. Niedaleko był parking, gdzie stały skutery do wypożyczenia. Facet, który się nimi zajmował nie krył zdziwienia na mój widok. Próbował tłumaczyć, że o tej godzinie wypożyczalnia była już zamknięta, ale ja miałam to gdzieś. Ze względów bezpieczeństwa po zmroku nie można było wyjeżdżać w trasę..
Zignorowałam protesty mężczyzny i bezceremonialnie wcisnęłam mu dłoń banknot, poczym wskoczyłam na pierwszą maszynę z brzegu. Byłam tak roztrzęsiona, że z trudem udało mi się uruchomić silnik.
Odjechałam przekręcając gaz do samego końca. Szarpnęło mną do tyłu, musiałam przytrzymać się mocniej kierownicy. Przez łzy z trudem widziałam drogę, otarłam je rękawem. Na krótką chwilę straciłam panowanie nad pojazdem, przez co skręciłam w lewo, zjeżdżając z trasy i lądując między drzewami. Teraz wszystko zaczynało nabierać sensu. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego Robert się odsuwał. Powód był prosty i znajdował się tuż przed czubkiem mojego nosa.
Z moją najlepszą przyjaciółką! Nigdy im tego nie wybaczę!
Próbowałam zapanować nad skuterem, jednocześnie bijąc się z myślami. Fatalnie mi to wychodziło. Byłam zaślepiona bólem i wściekłością.
Chciałam zawrócić, bo nieświadomie zagłębiałam się coraz bardziej w las. Ta przejażdżka nie miała większego sensu. Powinnam wrócić do hotelu, zerwać z nimi kontakt i czym prędzej wyjechać. Wtedy między drzewami dostrzegłam zwierzę. Przypominało psa, choć nie, bardziej wilka.
Kojot!
Dzikie zwierzę zobaczyło zbliżający się w jego stronę z ogromną prędkością skuter i wyszczerzyło groźnie zęby. Wpadłam w panikę i skręciłam kierownicą prosto w drzewo. Nie zdążyłam wyhamować. Wiedziałam, że nie uniknę zderzenia. Krzyknęłam, puszczając kierownicę i zasłaniając rękami głowę.
Ostatnim, co usłyszałam, by głośny huk. Potworny ból przeszył mi czaszkę oraz prawy bark. Potem nastała ciemność.