– Świetna jest ta łódka.

– To jest jacht – poprawił go Jacek.

– Jasne, jacht – zgodził się Karol. – Więc kiedy ten „jacht” w końcu wypłynie z portu?

– Za niedługo przyjedzie załoga i wyruszymy wczesnym wieczorem. Ty się może już schowaj, bo jeszcze przypadkiem ktoś Cię zobaczy. Zapłaciłeś pół miliona, by opłacić ratowników medycznych, którzy stwierdzili, że nie żyjesz i dwieście tysięcy za podrobienie aktu zgonu, nie chcesz chyba, żeby to wszystko poszło na marne.

 – Siedemset tysięcy. Było warto. Powiedziałem, że zrobię wszystko, aby mieć pewność, że moja zdradziecka żona nie dostanie ani grosza alimentów.

Karol spojrzał na zdjęcie wiszące w kambuzie. Był na nim z Jackiem i Kasią razem na przyjęciu. Karol wzniósł toast kieliszkiem szkockiej.

– Jak ci się teraz podobam, suko?

Zaśmiał się i opróżnił szklankę.

– Zostawiłeś jej firmę? – zapytał Jacek.

– To, co z niej zostało. Planowałem tę ucieczkę od trzech lat, gdy pierwszy raz mnie zdradziła. Wtedy zacząłem przenosić aktywa, wysyłając pieniądze za granicę, sprzedając części firmy i przenosząc dochody. Na kontach, które pomogłeś mi założyć na Kajmanach, mam prawie sześćdziesiąt milionów. To, co pozostało w firmie, jest warte może pięć, sześć milionów. Tyle jej zostawiłem.

– Pomyślałeś o wszystkim – Jacek był pod wrażeniem. – A co z dziećmi?

– Nie jestem dobry w opiece nad dziećmi. Lepiej będzie, jeśli się zaopiekuję laseczkami na Kajmanach.

Uśmiechnął się i zatoczył.

– Czy już płyniemy?

Wziął głęboki oddech i usiadł.

– Kręci Ci się w głowie?

– Trochę, tak. Słabo mi się zrobiło.

Na jego twarzy pojawił się niepokój.

– Chyba muszę jechać do szpitala.

Jacek uśmiechnął się chytrze.

– I co im powiemy? Przecież jesteś już martwy, nie pamiętasz?

– No tak, masz rację. Nie czuję się dobrze.

Odetchnął głęboko.

– Może muszę odpocząć.

– Jestem pewien, że to nic poważnego. Posłuchaj, wezmę apteczkę z dołu. Zaraz wracam.

Karol patrzył na niebieskie fale. Chwilę później usłyszał kroki i odwrócił głowę, boleśnie i powoli, aby zobaczyć, kto wchodzi po schodach.

– Co jest, do cholery?! – próbował krzyczeć, ale z jego ust wyrwał się tylko szept. Chciał wstać i rzucić się na swoją żonę Kasię, która szła za Jackiem. Jego ciało nie potrafiło jednak się ruszyć. Znalazł się uwięziony w nieruchomym ciele.

– Co my tu mamy? – zażartowała, podchodząc do męża, który siedział jak posąg. – Czy to mój zmarły mąż, który powstał z grobu i wrócił, by mnie prześladować? Sięgnęła w dół i chwyciła jego lewą rękę, uniosła ją, puściła i patrzyła, jak opada.

Zaśmiała się i odwróciła do Jacka.

– Zadziałało tak, jak było opisane w ulotce. Całkowity paraliż ciała. Odwróciła się i przykucnęła, by spojrzeć prosto w oczy męża. – Słyszysz każde moje słowo, prawda? Widzisz wszystko, co się dzieje, ale nie możesz nic zrobić.

Odwróciła się do Jacka. Sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę papierosów.

– Nienawidzisz, kiedy palę, prawda?

Zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko, uklękła i dmuchnęła dymem w oczy Karola. Zamrugał wściekle. Znowu się zaśmiała.

– Chciałeś mi ukraść pieniądze? Słuchaj, najdroższy mężu. Zanim wrzucimy twój żałosny tyłek na dno morza, pomyśl o mnie i Jacku pływającymi na Kajmanach, wydając twoje pieniądze i pieprząc się jak króliki. Och, czekaj, nie wiedziałeś o nas, prawda? Oczywiście, że nie. Pozwoliłeś, żeby Twój przyjaciel zatrudnił detektywa, który miał się dowiedzieć, z kim Cię zdradzam. Nigdy wcześniej się tak nie uśmiałam. Swoją drogą, przez cały czas wiedziałam, że żyjesz. Jacek pomógł Ci założyć te konta na Kajmanach. Och, Karol. Jaki Ty jesteś głupi.

Odwróciła się do Jacka.

– Kiedy jego serce przestanie bić?

– Kiedy będziemy chcieli. Na razie go tylko sparaliżowało, musi jeszcze trochę wypić, żeby umrzeć. Przy dostatecznie dużej dawce każdy mięsień, łącznie z płucami i sercem, po prostu się zatrzyma.

Oczy Karola zamrugały gorączkowo, kiedy słuchał swojej żony i mężczyzny, którego uważał za swojego przyjaciela.

– Podoba mi się ten plan – stwierdziła Kasia, uśmiechając się ekstatycznie. – Wszyscy już myślą, że nie żyje. Więc nikt nie będzie go szukał, kiedy zniknie, prawda?

– Tak, nikt go nie będzie szukał.

Na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech. Spojrzał na Karola, którego oczy spoglądały na nich z przerażeniem.

– Zastanawiasz się, co się dzieje, stary? Z takimi przyjaciółmi nie potrzebujesz wrogów, prawda?

Jacek ze śmiechem podszedł do barku.

– Co powiesz na toast? Przychodzi mi do głowy sześćdziesiąt milionów rzeczy, za które możemy wznieść toast.

Wyjął butelkę szampana, otworzył ją i nalał do dwóch kieliszków.

– Proszę bardzo, moja droga. Za nas i pieniądze Karola.

Kasia zaśmiała się i wypiła do dna.

– Pyszny. Będę wydawać te pieniądze na wszystkie głupoty, których zabraniał mi Karol. Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytała, patrząc na Jacka.

– Nie jestem Twoim właścicielem. Nie mogę ci niczego zabronić – odparł.

Kasia wróciła do drażnienia swojego męża. Podniosła jego rękę i znów opuściła. Odwróciła się do Jacka.

– Czy on może czuć ból? – zapytała złowieszczo.

– O tak, zdecydowanie – odpowiedział Jacek.

– Doskonale – syknęła. Chwyciła Karola za nogi i rozsunęła je. Sięgnęła w dół i zdjęła jeden z jego butów. Uniosła go wysoko w powietrze i wbiła mocno w jego genitalia. Nic, żadnej reakcji. Rozczarowana spojrzała na jego twarz i zobaczyła, jak jego oczy wywracają się z orbit.

– Och, więc to poczułeś – uśmiechnęła się szeroko. Zaczęła znowu machać ręką, ale upuściła but. Pochyliła się, żeby go podnieść i zachwiała się.

O autorze