Taksówka przyjechała po kwadransie, a pół godziny później stałem już przed klubem Apollo. Po drodze przypomniałem sobie, dlaczego ten wieczór spędzałem sam. Jagoda twierdziła, że jedzie w odwiedziny do swojej mamy i wróci na drugi dzień. Nawet zaproponowała, żebym pojechał tam razem z nią, jednak odmówiłem. Ta propozycja wspólnego wyjazdu zupełnie uśpiła moją czujność. Teraz wszystko wskazywało na to, że teściowa jest tylko przykrywką.
Detektyw czekał na mnie przed wejściem głównym do klubu. Był wysoki, koło pięćdziesiątki i dość gruby. Okrągłą twarz zdobił szpakowaty wąs.
– Pana żona jest w środku – powiedział jak zwykle bardzo konkretnie i bez niepotrzebnych wstępów. – Bawi się w towarzystwie tego faceta z filmiku, z którym była w hotelu.
Odjęło mi głos i nic nie odpowiedziałem.
– Wejdziemy do środka? – zaproponował mężczyzna.
Skinąłem głową. Ochroniarz na bramce musiał być dogadany z detektywem, bo wpuścił nas do środka bez zbędnych słów. Przeszliśmy obok baru świecącego setkami kolorowych lampek, a potem weszliśmy na salę taneczną. Stanęliśmy w kącie, zasłonięci przez dziesiątki innych osób i zatopieni w mroku. Detektyw wskazał dłonią na środek parkietu. Wśród dziesiątek tańczących osób była też kobieta do złudzenia przypominająca moją żonę. Przypominała ją tylko z sylwetki i rysów twarzy, bo zachowanie tej pani zupełnie nie pasowało do Jagody. Ona tańczyła z jakimś mężczyzną na środku sali w tłumie ludzi, podczas gdy moja żona nigdy by tego nie zrobiła. Miałem problem, żeby wciągnąć ją do knajpy na piwo, a co dopiero na dyskotekę w klubie.
Przyjrzałem się facetowi, który bujał się obok niej. Był wysoki i barczysty. Rzeczywiście przypominał tego mężczyznę, którego widziałem na filmie. Jego taniec był oszczędny w ruchach, jednak bardzo rytmiczny i harmonijny. Za to kobieta poruszała się jak prawdziwy wamp. Kołysała biodrami w rytm bitu, eksponując przy tym zgrabne pośladki. Raz po raz zawieszała ręce na ramionach swojego partnera i wtulała się w niego, jakby tańczyła salsę lub inny latynoamerykański taniec. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która przykuwała uwagę nie tylko kolorem, ale też mocnymi wycięciami na udach i w okolicach dekoltu. Pomimo seksownego stroju, zupełnie niepasującego do Jagody, i rozpuszczonych włosów, byłem pewien, że to właśnie jest moja żona. Tym razem nie mogłem mieć żadnych wątpliwości. Na dodatek, pomimo całej tej otoczki musiałem przyznać, że moja żona wyglądała naprawdę wspaniale. Podobało mi się to wcielenie, które widocznie było zarezerwowane tylko dla kochanka.
Piosenka skończyła się, a kolejna musiała nie przypaść do gustu tancerzom. Mężczyzna objął w pasie moją żonę i zaprowadził ją w stronę stolików. Ona wtuliła głowę w jego ramię i stale chichotała, przez całą drogę kołysząc ponętnie biodrami. Usiedli na wygodnych krzesłach i uzupełniali płyny, sącząc drinki. Odruchowo ruszyłem za nimi. Przedarłem się przez tłum i poszedłem w stronę stolika, przy którym siedzieli. Nie mieli prawa mnie zobaczyć, ponieważ oboje siedzieli tyłem do mnie. Krok za krokiem zbliżałem się do stolika, zupełnie nie wiedząc, co mam zamiar dalej zrobić. Kiedy byłem już kilka metrów od nich, coś mocno chwyciło mnie za kołnierz. Zatrzymałem się i odwróciłem. To detektyw zatrzymał mnie i w ostatniej chwili zapobiegł mojemu spotkaniu z żoną.
– Chce pan się teraz odkryć? – zapytał detektyw. – Co pan im powie?
Miał rację. Nawet nie wiedziałem, jak mam się zachować. Teoretycznie do niczego między nimi nie doszło. Jagoda zawsze mogła powiedzieć, że umówiła się z nim tylko na tańce. Mało było celebrytów, którzy w ten sposób tłumaczyli swoje skoki w bok? Gdybym teraz do nich podszedł, wykonałbym najgłupszy możliwy ruch.
– Muszę mieć niezbite dowody – powiedziałem do detektywa. – Muszę zobaczyć na żywo to, co widziałem na filmie.
– To się da załatwić – odparł.
Jeszcze przez kilkanaście minut czekaliśmy w klubie i przyglądaliśmy się gruchające parze. Potem oni dopili swoje drinki, wstali od stolika i wyszli z klubu. Szybko podążyliśmy za nimi.
Na zewnątrz wsiedliśmy do samochodu detektywa. Usiadłem na tylnym siedzeniu, ponieważ z przodu znajdowało się prawdziwe centrum dowodzenia. Na siedzeniu pasażera stał laptop, do pulpitu przymocowano tablet, a wszędzie walały się kable i jakieś dziwne urządzenia. Mężczyzna wystukał coś na klawiaturze laptopa i po kilku chwilach na wyświetlaczu tabletu pojawiła się mapa miasta z dwoma czerwonymi punktami.
– Mamy go – powiedział mężczyzna.
Zapalił silnik samochodu i gwałtownie ruszyliśmy z parkingu. Pojechaliśmy na obwodnicę miasta, a później podążaliśmy nią kilka kilometrów, śledząc uciekający punkt na mapie. Wreszcie zjechaliśmy do dzielnicy jednorodzinnych domków. Punkt na mapie zatrzymał się, a my stanęliśmy jedną przecznicę od niego.
– Ten dom przed nami należy do tego faceta – wyjaśnił detektyw. – Pana żona bywała tu już kilka razy wcześniej.
– Jak mam ją nakryć? Macie tam jakieś kamery, czy coś?
– Nie, ale może pan wejść na tyły domu od ogrodu. Bramka od śmietnika zazwyczaj jest otwarta. Od tyłu budynku są okna na sypialnię i salon. Przy odrobinie szczęścia będzie mógł pan na własne oczy wszystko zobaczyć.
– To chodźmy! – zaproponowałem i otwarłem drzwi od samochodu.
– Ja tu zostanę – odparł detektyw. – Gdyby mnie nakryli na włamaniu na czyjąś posesję, to mógłbym stracić licencję. Panu nic nie zrobią, szczególnie w takich okolicznościach.
Nie zamierzałem z nim dyskutować. Tu trzeba było działać. Wyszedłem z auta i skierowałem się w stronę bramki. Rzeczywiście była otwarta. Szybko poszedłem na tyły budynku, kryjąc się w panującym wokół mroku. Nocne niebo rozświetlał księżyc, dlatego nie musiałem nawet włączać latarki w telefonie. Po chwili stanąłem przed oknem sypialni, gdzie już zaczęła się rozgrywać mocno niedwuznaczna scena.