Złość błysnęła w oczach mężczyzny. Niech nie myśli, że będę przyjazna nastawiona. Już ja mu pokażę, co znaczy być rozpieszczoną księżniczką. Dźwięk telefonu sprawił, że ochroniarz zmienił swoje nastawienie, jeszcze bardziej, gdy tylko spojrzał na ekran.

‒ Tak, panie wiceprezydencie? ‒ rzucił do słuchawki, jednocześnie wpatrując się w moją twarz. Zacisnęłam zęby, nie potrafiłam nad tym zapanować. Czułam wstręt do swojego męża i nie zamierzałam dłużej się z tym kryć.

‒ Nic jej nie jest, przyjechaliśmy jakiś czas temu. ‒ Wywróciłam oczami. Gerard udaje, że mu na mnie zależy, ale ja wiedziałam, jak było naprawdę. Przejmował się jedynie swoim kutasem i tym, gdzie go teraz wsadzi. ‒ Nie spuszczę jej z oka.

Parsknęłam śmiechem. Jeffrey spiorunował mnie wzrokiem, zaciskając szczękę i demonstrując swoją złość moim wybuchem, ale na litość boską. Powachlowałam dłonią twarz, chcąc powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu.

‒ Zadzwonię jutro. Do widzenia ‒ zakończył rozmowę.

Schował telefon do kieszeni i ruszył w moją stronę. Uśmiech zamarł mi na ustach, położyłam dłonie na sofie i uniosłam głowę, odpowiadając mu spojrzeniem.

‒ Co to miało znaczyć? ‒ warknął, pochylając się nade mną.

‒ Nie spuścisz ze mnie oka? Na tym pustkowiu nic mi nie grozi, taka inwigilacja nie jest potrzebna ‒ prychnęłam, ciągle rozbawiona jego przerysowaną reakcją.

‒ Dostałem rozkaz i zamierzam go wypełnić ‒powiedział ostrym tonem, przybliżając jeszcze bardziej swoją twarz.

Patrzyłam mu w oczy i poczułam zapach jego perfum. Po raz pierwszy mogłam się przyjrzeć z bliska tej przystojnej twarzy. I ku mojej zgubie stwierdziłam, że był jeszcze bardziej pociągający niż z daleka. Jego złość mnie pobudzała, wyglądał wtedy groźnie co niesamowicie na mnie działało. Poczułam skurcz w podbrzuszu, zacisnęłam dłonie w pięści walcząc z pożądaniem.

‒ Będziesz ze mną spał? ‒ spytałam słodkim tonem, trzepocząc rzęsami.

Jeffrey sapnął, uśmiechnął się, po czym spoważniał. Obserwowałam go zafascynowana.

‒ Oczywiście. Dopilnuję, żeby księżniczce nie spadł nawet najmniejszy włos z głowy ‒ odpowiedział, świdrując mnie spojrzeniem.

Zacisnęłam zęby, czując, jak pożądanie zamienia się we wściekłość.

‒ Dosyć tego. ‒ Wstałam, zamierzając zakończyć tą beznadziejną dyskusję. Byłam na tyle wyprowadzona z równowagi, że zupełnie nie przejęłam się faktem, iż ciągle moczyłam stopy w misce z wodą.

Jeffrey wyprostował się, teraz byliśmy na równym poziomie. Patrzyliśmy sobie w oczy, mierząc się nawzajem spojrzeniem. To była wojna, której nie zamierzałam przegrać.

‒ Nie będziesz ze mną spał. W tym domu jest kilka sypialni, wybierz sobie jedną ‒ syknęłam, dźgając go palcem w klatkę piersiową. Źrenice Jeffreya rozszerzyły się nieznacznie.

‒ Dobrze ‒ oznajmił z uśmiechem na ustach. Zmrużyłam oczy, od razu wyczuwając podstęp. ‒ Wybiorę taką jak najbliżej twojej.

‒ Niech cię szlag trafi ‒ warknęłam, zapominając się i robiąc krok do przodu. Straciłam równowagę zahaczając o miskę z wodą. Wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam usta, w panice machając rękami.

Zaczęłam lecieć do przodu jak kłoda, nie zdążyłam nawet krzyknąć, wszystko wydarzyło się tak szybko. Jeffrey zareagował natychmiast, wyciągnął ramiona i chwycił mnie w pasie zanim na dobre rozpłaszczyłam się na podłodze u jego stóp.

Boże, co za wstyd!

Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Ostrożnie, jakby w obawie, że mogę sobie zrobić coś jeszcze, postawił mnie na nogi obok nieszczęśliwej miski. Z trudem udało mi się spojrzeć mu w twarz. Ciężko było ocenić, co właśnie sobie myślał. Wyglądał, jakby chciał jednocześnie na mnie nakrzyczeć i wybuchnąć śmiechem.

‒ Na litość boską, kobieto ‒ powiedział w końcu.

‒ Nie prosiłam cię o pomoc ‒ fuknęłam na niego.

Jeffrey zbaraniał. Dosłownie. Stał i wpatrywał się we mnie oszołomiony.

‒ Gdybym cię nie złapał, to wybiłabyś sobie wszystkie zęby!

‒ Ale zachowałabym godność osobistą! ‒ odparowałam.

Mężczyzna uniósł rękę i przesunął sobie nią po twarzy.

‒ Wolisz godność niż uzębienie?

Wyrzuciłam ręce do góry i krzyknęłam ze złości. Podniósł mi ciśnienie, aż krew szumiała mi w uszach.

‒ Dobranoc ‒ rzuciłam, prostując plecy i przechodząc obok niego. Opuszczając salon czułam na sobie jego wzrok.

‒ A kolacja? ‒ zapytał.

‒ Zjedz sam.

‒ Jak chcesz, paniusiu!

Zawyłam wyprowadzona z równowagi. Ja tu oszaleję! Wolałabym zostać sama pośrodku lasu niż w tej chacie z nim! Za jakie grzechy mnie to spotkało?!

Wpadłam do pierwszej sypialni na piętrze i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

‒ Kurwa! ‒ walnęłam pięścią w szafę. Momentalnie poczułam pulsujący ból wzdłuż całego przedramienia, jęknęłam i przyciągnęłam dłoń do piersi. Miałam ochotę usiąść na podłodze i po prostu się rozpłakać.

Nawet nie miałam dokąd uciec. Na zewnątrz było już chłodno, a szopa z narzędziami nie wyglądała na przytulne miejsce do spania. Zaburczało mi w brzuchu, zakryłam go dłońmi, aby stłumić dźwięk chociaż i tak wiedziałam, że głodu nie oszukam. Będę musiała tam zejść i iść do kuchni.

I tak zrobię. Nie będę chować się po kątach, nie byłam tchórzem. Jeffrey O’brien, nadchodzę.

Wzięłam głęboki wdech i powoli otworzyłam drzwi. Korytarz był pusty, zeszłam więc po schodach i z powrotem znalazłam się w salonie. Mężczyzny tu nie było, ogarnęło mnie lekkie ukucie rozczarowania. Powinnam strzelić się w łeb za te głupie myśli. Mam się cieszyć, że go tu nie ma, a nie rozpaczać.

Ponownie zła, choć tym razem na samą siebie, przemaszerowałam przez dom aż dotarłam do kuchni. Znalazłam tam swojego ochroniarza, siedział przy stole i pałaszował kanapkę. Spiorunowałam go wzrokiem, tak na wszelki wypadek, a także żeby wiedział, że mną nie ma żartów.

‒ Jednak zgłodniałaś ‒ zaczął, przyglądając mi się bez skrępowania.

‒ Taka natura ludzka, nic z tym nie zrobisz ‒ burknęłam nadąsana. Podeszłam do lodówki, otworzyłam drzwi i oceniłam jej zawartość. Jajka wydały mi się najlepszym wyborem.

Zabrałam niezbędne produkty i zaczęłam przygotowywać kolację.