Mężczyzna siedział na krześle w kuchni i nerwowo rozmawiał przez telefon. Ja ułożyłam się wygodnie na sofie w salonie i nie mogłam oderwać od niego wzroku. Bez puchowej kurtki wyglądał jeszcze lepiej. Miał na sobie wełniany ciepły sweter z widocznymi świątecznymi wzorami. Wcześniej zauważyłam, że poruszał się pewnie z dużą gracją i swobodą. Pachniał korzennymi perfumami, które rozwiewał za sobą za każdym razem, kiedy mnie mijał.

 – Pomoc dzisiaj nie przyjedzie – oznajmił po zakończonej rozmowie telefonicznej. –

Muszę czekać do jutra. Nie chciałbym pani przeszkadzać, dlatego pójdę do wioski, może znajdę jakieś miejsce w karczmie, albo motel.

 – Niczego pan nie znajdzie – odparłam już znacznie przytomniej. – To koniec świata. Jest pan skazany na moją gościnę.

 – Ale… Nie chciałbym się narzucać.

 Wstałam z sofy i podeszłam do niego.

 – Przyjmowanie zbłąkanych wędrowców to tradycja wigilijna, prawda?

Skinął głową na potwierdzenie.

 – Przygotuję coś do jedzenia, bo pewnie jest pan głodny.

 – Tomasz.

 – Słucham? – zapytałam już z kuchni.

 – Mam na imię Tomasz, nie żaden pan.

 – A ja jestem Gośka.

Kilka chwil zajęło mi przygotowanie naszej wieczerzy wigilijnej. W tym czasie Tomasz poradził sobie z tym, co mi się wcześniej nie udało – rozpalił w kominku. Ten jeden element sprawił, że salon nabrał bardzo świątecznego klimatu. Oboje byliśmy głodni i spragnieni, dlatego ze smakiem pochłonęliśmy wszystkie potrawy.

 – Jak się tu znalazłeś? – zapytałam. – Przecież ta droga donikąd nie prowadzi.

 – Nawigacja mnie zmyliła. Potem już niczego nie widziałam przez padający śnieg. Pewnie pomyliłem zjazdy z ronda. Jak chciałem zawrócić, trafiłem do rowu.

 – Gdzie jechałeś w taki wieczór?

 – Siostra zaprosiła mnie na wigilię w ostatniej chwili. Byliśmy przez kilka lat pokłóceni, a dzisiaj rano zadzwoniła, żebym przyjechał, bo nie chce się już kłócić. Wahałam się i trochę za późno wsiadłem do samochodu. Potem przyszła ta śnieżyca… Resztę już znasz.

Uśmiechnęłam się. W tym obcym dojrzałym mężczyźnie zobaczyłam kogoś bliskiego, który też marzył o spędzeniu świąt z rodziną, a pogoda pokrzyżowała mu plany. W tej chwili byliśmy towarzyszami niedoli.

 – A jaka jest twoja historia? – zapytał. – Chyba nie powiesz mi, że z własnej woli spędzasz tu wigilię w samotności.

Opowiedziałam mu całą historię z Jackiem i jego delegacją. Tomasz wydawał się tym poruszony i serdeczni mi współczuł. Na jego ciepłej twarzy pokrytej gęstym zarostem malowało się co dobrodusznego, dlatego uwierzyłam, że jego współczucie jest szczere.

 – To nietypowy wieczór wigilijny, ale tradycji musi stać się zadość – powiedział nagle Tomasz. – Ty przyjęłaś zbłąkanego wędrowca, zatem ja pobawię się w świętego Mikołaja.

 – Nie żartuj sobie, nie potrzebuję niczego – zaoponowałam.

 – Mam w aucie prezent dla mojej siostry, ale powinien być odpowiedni także dla ciebie. Jej nie dawałem niczego przez lata, dlatego jak kolejny raz niczego nie dostanie, nie powinna być zdziwiona – dodał.

Mężczyzna wziął z kurtki kluczyki do auta i w samym swetrze wyszedł na zewnątrz. Od momentu, kiedy wszedł do chaty, minęły ponad dwie godziny, a przez ten czas stale sypał śnieg. Ścieżka do samochodu i cała okolica tonęły już w warstwie białego puchu. Tomasz ruszył truchtem w stronę auta. Tylko na moment stracił orientację i poślizgnął się, a potem z całym impetem wpadł w kupę śniegu ogarniętego z podjazdu. Przez chwilę z zaspy wystawały tylko jego nogi. Po chwili wygramolił się i odwrócił w moją stronę. Był cały oblepiony białym puchem.

 –  Takie to mam szczęście! – krzyknął w moim kierunku.

Pozostałą część trasy do samochodu i z powrotem przeszedł już bez przygód. Po kilku minutach stanął przede mną ze świąteczną torebeczką. W środku były markowe perfumy, jedne z tych, na których zakup nigdy nie mogłam sobie pozwolić.

 – Dziękuję serdecznie, ale nie musisz. To drogi prezent.

 – Twoja pomoc jest dla mnie bezcenna – powiedział.

Starał się zwieńczyć tę wypowiedź uśmiechem, jednak nie był w stanie uspokoić drżących ust. Dopiero po chwili zauważyłam, że cały trzęsie się z zimna. Śnieg musiał wpaść mu pod sweter i teraz topił się na skórze, powodując nieprzyjemne uczucie zimna.

 – Idź do łazienki i weź gorącą kąpiel, bo się przeziębisz – powiedziałam zdecydowanym głosem, kiedy dotknęłam jego przemoczonych ubrań. – Ciuchy możesz wysuszyć na grzejniku w pomieszczeniu. Nie mam żadnych męskich ubrań, ale w łazience jest szlafrok. Miał być dla Jacka, jednak teraz to tobie bardziej się przyda.

Mężczyzna wyszedł, a ja usiadłam na sofie przed kominkiem i nalałam sobie lampkę wina. Wpatrując się w skaczące języki ognia, przypomniały mi się słowa Tomasza. Mówił, że postara się o to, żebym nie była sama w święta. Mój mózg upojony alkoholem połączył te dwie sytuacje i zaczęłam się zastanawiać, czy ta wizyta rzeczywiście jest przypadkowa. Może to jest właśnie towarzystwo, o którym mówił Jacek?

Postanowiłam o wszystkim powiedzieć Tomaszowi. Poczekałam na jego wyjście z łazienki, a kiedy stanął w progu salonu, natychmiast skierowałam się w jego stronę. Z moich otwartych ust nie wypadły żadne słowa. Widok mężczyzny sprawił, że utknęły mi głęboko w gardle. Tomasz miał na sobie jedynie ręcznik, który osłaniał newralgiczną część jego ciała.

W nieregularnym blasku ognia w kominku jego ciało prezentowało się znakomicie.

Mężczyzna był o jakieś dwadzieścia lat starszy ode mnie i Jacka, jednak jego ciało prezentowało się znacznie lepiej, niż mojego narzeczonego. Miał mocny umięśniony tors, pokryty szpakowatymi włosami. Na ramionach i przedramionach prezentowały się mięśnie pokryte grubymi żyłami. Jego brzuch był wolny od tłuszczowej oponki charakterystycznej dla mężczyzn w średnim wieku. Przetarł dłonią niedbale zaczesane włosy i powiedział.

 – Nie znalazłem tego szlafroka.

 – Nic nie szkodzi – powiedziałam.

W jednej chwili przestało się dla mnie liczyć cokolwiek. Nie było ważne to, co było wcześniej i miało nastąpić później. Liczyło się tylko moje pragnienie, a jedyną osobą mogącą je zaspokoić był Tomasz.

O autorze