Tegoroczne święta mieliśmy spędzić Tylko we dwoje z moim chłopakiem Jackiem. To miał być wyjątkowy czas, w którym będziemy tylko my, nasze potrzeby i przyjemności. Znamy się już od kilku lat i w przyszłym roku planujemy wziąć ślub, dlatego wspólne kilka dni miały być niejako testem przed wejściem w nowe wspólne życie.
Już w październiku wynajęliśmy niewielki domek w górach. Mieścił się na uboczu, z dala od miasta. Mieliśmy przyjechać dzień przed wigilią i spędzić tam razem dwa tygodnie, aż do święta Trzech Króli. Kilka tygodni przed świętami Jacek dowiedział się, że końcem grudnia czeka go służbowy wyjazd zagraniczny. Miał jechać samochodem do Anglii. Byłam temu zdecydowanie przeciwna, bo nasze wyjątkowe święta były zagrożone. Chłopak jednak uspokajał mnie i był pewien, że wróci najpóźniej na kilka dni przed wigilią.
Zgodnie z moimi obawami, wyjazd się przedłużał. Jacek każdego kolejnego dnia wysyłał mi podobną wiadomość, że powrót planują o kilka dni później. Tym samym potęgował moje nerwy. Ostatecznie zaplanował powrót na dzień przed wigilią. Mieliśmy się spotkać na miejscu w domku w górach. Pojechałam tam jeszcze 23 grudnia i postanowiłam wszystko przygotować na święta. Zrobiłam zakupy, przywiozłam przygotowane wcześniej potrawy, a nawet kupiłam i ozdobiłam choinkę. We wigilię rano wszystko było gotowe. Brakowało tylko Jacka.
Niestety sprawdziły się moje najgorsze przypuszczenia. Już w dzień wyjazdu mój chłopak miał problemy z przejazdem przez Eurotunel i cała podróż się opóźniała. We wigilię rano Jacek zatelefonował z Niemiec i poinformował, że śnieżyca zablokowała drogi. Stara się jechać objazdami, jednak będzie trochę później. Koło południa okazało się, że drogi są kompletnie nieprzejezdne i utknął w jakimś motelu przy stacji benzynowej. Nie chciał mi tego powiedzieć wprost, ale ten motelik miał być miejscem, w którym spędzi wigilijny wieczór.
– Przeczuwałam, że tak będzie – powiedziałam. – Zostawiłeś mnie samą!
– To nie moja wina, zrozum – usłyszałam głos w słuchawce. – Ja nie mogę być u Ciebie, ale postaram się, żebyś nie była sama.
Byłam załamana. Nie chciałam już wracać do domu i spędzać wigilii z rodzicami. Pewnie i tak bym nie zdążyła. Domek był o trzy godziny drogi od moich rodzinnych stron, a kiepskie warunki na drodze wydłużyłyby tę podróż dwukrotnie. Z nerwów otwarłam butelkę wina, które czekało na kolację, i szybko wypiłam dwie lampki. Próbowałam rozpalić w kominku, żeby choć na moment poczuć klimat świąt, jednak nie potrafiłam. Przyniosłam więc elektryczny grzejnik, ustawiłam przy kanapie, a potem położyłam się na niej, oglądając koncert kolęd w telewizji i racząc świetnym winem.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie jakiś hałas na zewnątrz. Pozbierałam się z kanapy, założyłam szlafrok i podeszłam do okna. Było już całkiem ciemno. W świetle pojedynczej przydrożnej latarni zobaczyłam samochód zakopany w zaspie śniegu tuż przed samym płotem. Pojazd był ustawiony pod nienaturalnym kątem. Tylne koła znajdowały się powyżej drogi i kręciły w powietrzu za każdym razem, kiedy kierowca dodał gazu.
Wreszcie silnik zgasł, a z auta wygramolił się mężczyzna ubrany w puchową kurtkę i wełnianą czapkę z kućką na końcu. Podszedł do tylnej części samochodu, a kiedy zobaczył nienaturalnie uniesioną tylną oś, uderzył nerwowo w dach. Po chwili rozejrzał się wokół, jakby szukając miejsca, w którym znalazłby pomoc. Jego wzrok zatrzymał się na oknie mojej chaty, konkretnie tym, w którym stałam z odsłoniętą firanką. Pomachał mi przyjacielsko, a ja natychmiast zasłoniłam okno i uciekłam w głąb domu.
Jak małe dziecko siedziałam w kącie salonu i modliłam się w duchu, żeby mężczyzna nie chciał szukać u mnie pomocy.
– Niech sobie idzie gdzieś indziej, do jakichś sąsiadów – mówiłam do siebie.
Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że chata leży na uboczu z dala od innych zabudowań. Droga dojazdowa prowadzi przez górską przełęcz, ale raczej w zimie jest nieuczęszczana. Mężczyzna nie miał więc dokąd pójść, dlatego zupełnie nie zdziwiło mnie głośne pukanie do drzwi, które rozległo się po chwili.
Kierując się w stronę wejścia, zastanawiałam się, co mam powiedzieć facetowi. Poprawiłam szlafrok i wrzuciłam jeszcze na górę sportową kurtkę. Nie mogłam być zbyt miła, bo bałam się, że będzie chciał poczekać w chacie na przyjazd pomocy drogowej czy pługu. Postanowiłam ochrzanić go, że przerywa mi wieczór wigilijny. Otwarłam zamek, nacisnęłam zdecydowanie klamkę i stanęłam w drzwiach z groźną miną.
Na widok nieznajomego prawie ugięły mi się nogi. Był wysoki, bardzo elegancki i przystojny. Zdążył już zdjąć czapkę, dlatego mogłam się lepiej przyjrzeć jego twarzy. Większość jej powierzchni pokrywała gęsta broda przeplatana siwiejącymi pasemkami. Jednak wyraz twarzy i blask w oczach wzbudzały we mnie zaufanie, a nawet pewien rodzaj fascynacji. To był typ mężczyzny, od którego kupiłabym nawet piasek na pustyni. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz podniecenia, choć zupełnie się go nie spodziewałam.
– Przepraszam najmocniej, że niepokoję – odezwał się niskim głosem dziennikarza radiowego, prezentując przy tym dwa rzędy równych białych zębów. – Wiem, że jest wigilia i pewnie chce pani spędzić ten czas z bliskimi, jednak potrzebuję pomocy.
– Oczywiście, jasne, chętnie pomogę – powiedziałam. Chociaż zupełnie nie wiedziałam, na czym mogłaby polegać moja pomoc, w tej chwili zgodziłabym się na wszystko.
– Utknąłem w zaspie przed pani domem. Może mógłby mnie ktoś wyciągnąć?
Pytanie mężczyzny zawisło między nami. Czekał na odpowiedź, tymczasem jego słowa jeszcze do mnie nie dotarły. Stałam jak wryta i gapiłam się na jego uśmiechniętą twarz.
– Ma pani samochód? – sprecyzował mężczyzna.
– Tak, mam – odpowiedziałam, jakby budząc się ze snu. Wyszłam na schody przed chatą i wskazałam ręką na przysypanego grubą warstwą śniegu fiacika 500. Mężczyzna pokiwał głową.
– Tym raczej się nie uda – mruknął. – Może ktoś z domowników lub sąsiadów ma większy samochód?
– Jestem sama, a tu w okolicy nikt nie mieszka – powiedziałam i natychmiast skarciłam się w głowie za taką wylewność. Gdybym miała więcej powietrza w płucach, to pewnie na jednym wydechu podałabym mu jeszcze numer pesel i PIN do karty.
– W takim razie dziękuję za dobre chęci, ale chyba nie jest mi Pani w stanie pomóc – powiedział. – Zadzwonię po lawetę i poczekam. Może przyjadą szybko.
– Może pan poczekać w środku, zapraszam – powiedziałam i otwarłam szeroko drzwi do chaty przed nieznajomym, piekielnie przystojnym, mężczyzną.