Łukasz szedł przez zaspy śniegu, nucąc urywaną melodię pod nosem. Jego oddech był ciężki od alkoholu i wymiocin, a przód kurtki był całkowicie poplamiony. Po kilku kolejnych krokach upadł na śnieg i leżał tam, oddychając z trudem. 

„Muszę wstać. Zimno mi w twarz. Cholera, mam śnieg w spodniach. Kurwa, ta sytuacja ssie wielką pałę. Ja pierdziele, ale jetem zmęczony… Może powinienem się przespać, czy coś… Odpocząć przez chwilę… Zaraz wstanę. Policzę do trzech. Nie- do dziesięciu. Dobra, jeszcze raz do trzech. Raz, dwa…”

– Yyyyyyuhh! – stęknął, podpierając się z trudem na kolanach i łokciach.

Zwymiotował na śnieg niestrawione piwo i hamburgera. Otarł usta dłonią i podniósł się chybotliwie na nogi. Ruszył przed siebie w stronę akademika, stawiając z trudem nogę za nogą. Wyciągnął w przód jedną dłoń. Przed nim widniały drzwi, ale prowadziło do nich kilka stopni. Jeszcze wyżej, jak policzył nieświadomie, cztery piętra i dwa okna powyżej drzwi, było JEJ okno. Wydawało się, że spała… albo pieprzyła się z jakimś sportowcem czy innym cholerstwem. Taaa! Dawała komuś dupy, podczas gdy on marznął na śniegu! KURWA MAĆ!

– Kurwa, ty dziwko! Nienawidzę cię! Mam nadzieję, że umrzeeeesz!

Łukasz znowu przewrócił się twarzą do śniegu i zwymiotował. W końcu, kiedy opróżnił z żołądka ostatnie piwo, podpełznął schodami pod drzwi wejściowe i nacisnął klamkę. Na szczęście nie zatrzasnęły się poprawnie za ostatnią wchodzącą osobą, więc od razu się otworzyły. Wgramolił się do środka i uśmiechnął, czując ciepłe powietrze wokół siebie. Gdy tylko drzwi się za nim zatrzasnęły, nareszcie mógł się mu w spokoju urwać film. 

***

Wróż przytrzymywał na swoim podołku Magdę, gdy ta podskakiwała na nim w górę i w dół. Jej gładka cipka zaciskała się na jego penisie, a on ssał delikatnie jedną pierś. Dziewczyna odrzuciła głowę w tył i jęknęła w ekstazie.

– Kocham cię.

– Kocham cię.

– Kocham cię.

– Kocham cię.

Ich szepty były jak miłosna litania, wymawiana pod baldachimem łóżka Magdy na którym widniały astrologiczne znaki. Jednorożce zdobiły wszystkie ściany, a plakaty herosów z opowieści fantasy wisiały na drzwiach i pod oknami. Przed jedyną zapaloną świeczką w całym pokoju wisiał kwarcowy kryształ, rzucając miliony tęczowych światełek na ich połączone ciała. 

– Kocham cię!

– Kocham cię.

– Kocham cię.

– Kocham cię…

Powtarzali te słowa jak mantrę, wgryzając się w nic nieznaczące sylaby. Fale rozkoszy rozlewały się po ich ciałach i wzbierały coraz bardziej z każdą chwilą, po czym cofały się, nie pozwalając na rozładowanie. 

– Kocham cię…

– Kocham cię.

– Kocham cię!

– Kocham cię.

Magda poczuła zbliżający się początek orgazmu, sztywnienie jego nóg, spięcie lędźwi i strużkę potu na skroni. Uśmiechnęła się na ten widok, szczęśliwa że jest mu dobrze. Wtedy przyspieszyła ruchy.

– KOCHAM cię!

– Kocham cię!

– Kocham cię…

Nagle chłopak zesztywniał, wierzgnął nogami, westchnął i wylał w nią swoje nasienie. Sperma przebrała w jej środku i wylała się lepką, słodką i lśniącą w mroku strużką. Gorący płyn pieścił wnętrze i wywołał jej własny orgazm, ostry, przenikliwy i szybki. W zasadzie, już po chwili przeminął. 

– Ja, eh… kocham cieee!

– Uh! Aaa… A JA CIEBIE!

Dziewczyna upadłą na niego, a powiew płynący od jej czarnych włosów zgasił świeczkę. Pocałowała długą bliznę biegnącą od obojczyka aż po pachwinę. Chłopak głęboko zasnął. Powoli i uważnie, jak gdyby składała mu hold, zlizała resztki nasienia z jego penisa, po czym ułożyła się obok niego w ciemności. Finalny szept był jak zakończenie modlitwy:

– Kocham cię…

*** 

Natalia roześmiała się trzymając się za boki i turlała po podłodze po tym jak Karol opowiedział ostatni kawał. Oczywiście nie załapała go w pełni, a przynajmniej nie sądziła że go zrozumiała, ale lepiej dla niej było udawać. Zazwyczaj kiedy pytała co oznacza coś związanego z seksem, to ludzie dziwnie na nią patrzyli, a to nie było miłe. Otarła więc oczy i podniosła się, mówiąc:

– Oh, Karol! To było niezłe! Uwielbiam twoje kawały…

– Super. – odparł z szerokim uśmiechem, dobrze wiedząc że właśnie próbowała ukryć to że nie miała pojęcia o co biega.

Co za totalny dziwoląg! Jak można w coś brnąć, jeśli tak bardzo się nie wie o czym mowa?!

– Czy Bandyta w ogóle przyjdzie? – zapytała, siląc się na luźny ton.

– Już śpi. – odpowiedział Karol, przy czym skinął głową w stronę zamkniętych drzwi do pokoju który Bandyta dzielił z Zero.

– Oh! – westchnęła Natalia, poprawiając ułożenie piżamy – W takim razie już sobie pójdę. Chciałam tylko z nim porozmawiać. W sumie po to tutaj przyszłam…

– Jestem jeszcze ja. Może zostaniesz chwilę dłużej? – powiedział z uśmiechem, przeciągając się i prezentując tym samym swoje mięśnie.

Dziewczyna spojrzała mu w oczy ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Przypomniała sobie ostatni raz, kiedy przebywała z Karolem czekając na Bandytę. To było w ciemnym i dusznym pomieszczeniu, a ta okropna, OKROPNA … rzecz… rozciągała jej buzię. Czuła posmak śluzu, albo czegoś innego, i słyszała jego głos: „Nie używaj zębów, głupia dziwko! SSIJ GO, a nie próbuj go gryźć!”

– Nie, dzięki. – powiedziała z uczuciem – Prędzej bym umarła.

Rzuciła przeciągłe spojrzenie na zamknięte drzwi oddzielające ją od Bandyty i uciekła na korytarz. Karol patrzał jak wychodziła i westchnął. „Kobiety,” pomyślał, „co za dziwny gatunek!” Otworzył drzwi do swojej części czwórki i zauważył że nie było tam ani Wróża, ani Magdy. Ponownie westchnął. „Cóż,” pomyślał opuszczając spodnie „przynajmniej mogę sobie zwalić, nie musząc słuchać ich słodkich słówek przez całą noc. Dobra, gdzie położyłem swoją gazetkę?”

*** 

Po wysłuchaniu kolejnej smutnej piosenki o samotności, zdenerwowany Bandyta zdjął słuchawki z uszu i rzucił je przez pokój. 

– Pierdolę to… – wymamrotał, przeturlał się na bok i zamknął oczy.

Po drugiej stronie pokoju kaseta w magnetofonie właśnie się skończyła i wyłączyła z cichym kliknięciem.