Ktoś przycisnął mnie mocniej do barierki. Nie dbałam o to kompletnie, rozpierała mnie energia. Adrenalina krążyła w moich żyłach razem z wprowadzonym niedawno do organizmu alkoholem. Stałam właśnie w pierwszym rzędzie pod sceną swojego ulubionego zespołu. W ręku ściskałam mocno bilet VIP, na który wydałam połowę swojej miesięcznej pensji. Mimo tego uważałam, że było warto.

                Kiedy tylko na scenie zgasły światła zaczęłam piszczeć. Nie potrafiłam powstrzymać przepełniającej mnie euforii. Tak długo czekałam na ten koncert. Podskoczyłam w miejscu, dając upust energii. Po kilku minutach przed nami zaczęły pojawiać się postacie.

                ‒ Nadal w to nie wierzę. ‒ Przyjaciółka pisnęła mi wprost do ucha.

                ‒ Ja też nie ‒ odparłam, zerkając na nią przelotnie.

                Nie chciałam się rozpraszać. Przez cały czas trzymałam wzrok wbity w scenę, usiłując w ciemności rozpoznać poszczególne sylwetki. Wyłoniłam męską postać z gitarą, serce zabiło mi mocniej w piersi. Obserwowałam, jak zajmują wcześniej ustalone pozycji i zamierają w bezruchu, czekając na właściwy znak.

                Światła rozbłysły. Pisnęłam podekscytowana. Wraz ze mną reszta płci żeńskiej zaczęła wydawać z siebie przeróżnych ton piski. Utkwiłam wzrok w mężczyźnie po lewej stronie. Westchnęłam cicho, sunąc wzrokiem po jego idealnej sylwetce. Śledziłam go w mediach społecznościowych. Według mnie był najprzystojniejszym mężczyzną na świecie. A do tego takim utalentowanym…

                Trzymał pewnie w swoich rękach gitarę elektryczną. Sunął wzrokiem po tłumie, jego oczy błyszczały. Biła od niego pewność siebie i pewnego rodzaju zwierzęcość. Jakimś cudem, na krótką chwilę, jego spojrzenie napotkało moje. Wstrzymałam oddech. Miałam wrażenie, że świat wokół nas zatrzymał się na te kilka sekund. Wtedy on mrugnął do mnie.

                Chwyciłam się mocniej barierki. Kolana ugięły się pode mną z wrażenia. Nie mogłam w to uwierzyć!

                ‒ Widziałaś to?! Widziałaś?! ‒ Przyjaciółka chwyciła mnie za ramię i szarpnęła mną mocno. ‒ Puścił ci oko!

                ‒ Wiem! ‒ pisnęłam, zwracając się niej twarzą.

                Muzyka popłynęła z głośników. Moje ciało zaczęło wibrować w rytmie basów.
Nagłośnienie było potwornie mocne. Spojrzałam na stojące kawałek dalej koleżanki, na ich twarzach malowało się takie samo podekscytowanie, jak na mojej. Przynajmniej tak myślałam.

                Chłopaki zaczęli koncert od jednej z moich ulubionych piosenek. Właściwie nie będę się oszukiwać, wszystkie należały do moich ulubionych. Śpiewałam ile sił w płucach wraz z innymi fanami, skacząc w rytm muzyki. To był chyba najlepszy dzień w moim życiu.

                Zapomniałam o głodzie i pragnieniu. Nie czułam zmęczenia ani chłodu. Nie przeszkadzał mi ścisk, liczyła się tylko muzyka i mężczyzna o ciemnych oczach. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się po raz drugi, uśmiechnęłam się nieśmiało, na co odpowiedział mi tym samym.

                Za trzecim razem poczułam się kobieco. Jego uwaga mi pochlebiała. Był cholernie seksowny, sławny i miał cudowny uśmiech. W dodatku wiedziałam, że po koncercie poznam go osobiście. Nie mogłam się już doczekać.

                Kilka piosenek później chłopaki zrobili sobie krótką przerwę. Schodząc ze sceny rzucił mi krótkie spojrzenie. Poczułam, jak zalewa mnie fala gorąca. Powachlowałam twarz dłonią. Policzki piekły mnie przez czerwone rumieńce. To ekscytacja. Im więcej razy na mnie patrzył, tym bardziej się nakręcałam.

                Przerwała nie trwała długo. Zostało już niewiele do końca. Chłopaki zostawili najlepsze kawałki na koniec. Zdarłam sobie całe gardło krzycząc ile sił w płucach. Mężczyzna z gitarą widząc moją radość nie potrafił powstrzymać rozbawienia.

                Impreza dobiegła końca. Zespół został chwilę, rozdając autografy i robiąc sobie zdjęcia z fanami. W tym czasie podszedł do nas ochroniarz i jako VIPY poprowadził prosto za kulisy. Serce waliło mi jak młotem, kiedy znikałyśmy za olbrzymią kotarą. Przeszłyśmy korytarzem wzdłuż sceny, aż przed ciężkie drzwi znalazłyśmy się w ciemnym budynku.

                Ochroniarz zatrzymał się przed wejściem do pomieszczenia z napisem „garderoba”. Pchnął je i przepuścił nas przodem. I takim o to sposobem znalazłyśmy się w miejscu o którym zawsze marzyłam.

                Rozejrzałam się wokół. Wieszak na kółkach stał po środku pomieszczenia. Podeszłam do niego, uniosłam rękę i musnęłam palcami wiszące na nim ubrania. Świadomość tego, do kogo należały sprawiła, że zrobiłam się mokra.

                Pod ścianą stały mocno oświetlone lustra z mnóstwem kosmetyków. Nie umknęły mojej uwadze butelki do połowy wypełnione alkoholem. Podeszłam do nich i wzięłam jedną do ręki, uważniej przyglądając się etykiecie.

                ‒ Oszalałaś? Co ty robisz? ‒ spytała przyjaciółka przerażonym tonem.

                ‒ Tylko patrzę ‒ odparłam zupełnie niezrażona.

                Wtedy z korytarza zaczęły dobiegać nas męskie głosy. Zamarłam.

                ‒ Odłóż to, słyszysz? ‒ syknęła na mnie przyjaciółka. ‒ Odłóż to zanim zauważą!

                Ale ja nie byłam w stanie ani drgnąć. Im bliżej się znajdowali, tym więcej słów byłam w stanie zrozumieć.

                ‒ Widziałeś ją, co nie? ‒ mówił jeden. Zadrżałam, zdając sobie sprawę z tego, ze był to mój ulubiony członek. ‒ Była taka śliczna. Myślałem, że ją złapie po koncercie, ale już jej nie było.

                Męski śmiech był odpowiedzią.

                ‒ Widziałem, niezła laska ‒ powiedział drugi głos. ‒ Ale cię wzięło, chłopie ‒ zaśmiał się na koniec.

                ‒ Będą jakieś zdjęcia z pierwszego rzędu? Może ktoś ją rozpozna…

                Drzwi otworzyły się i członkowie weszli do garderoby. Na nasz widok na ich twarzach natychmiast pojawiły się szerokie uśmiechy. Na wszystkich, oprócz jednej.         

O autorze