To był środek tygodnia, dzień roboczy, lecz nasze plany przestały mieć jakiekolwiekznaczenie. Czegoś szukano. Przesuwano meble i ostukiwano ściany. Hałas na pewno zwrócił uwagę sąsiadów, lecz w tym okresie takie rzeczy się po prostu zdarzały i zapewne nikogo to nie dziwiło.

„Krzysztof o niczym mnie nie uprzedzał” – stresowałam się. – „Udaje, że teraz mnie nie zna.”

Byłam bardzo spięta. Spędziliśmy w kuchni wiele godzin, rozmawiając o niczym. Rodzice wiedzieli, że działam w podziemiu i starali się zachowywać normalnie.Około dwunastej do kuchni wszedł Krzysztof.

– Bardzo dobrze – powiedział. – Był donos, ale niczego nie znaleźliśmy. Jesteście wolni.

Opuścili mieszkanie prawie tak samo szybko, jak się w nim pojawili. Rodzice, mimo później godziny, zaczęli się szykować do pracy. Sama nie miałam powodu, aby o tej porze iść na uczelnię. Wyszłam na spacer z psem.

Pod blokiem zaczepił mnie Krzysztof. Pochylił się, jakby nigdy nic i pogłaskał psa. Rex, bardzo życzliwy ludziom, entuzjastycznie kręcił ogonem.

– Czy coś się stało? – spytałam niepewnie.

– Nic – odpowiedział po chwili Krzysztof. – Chciałem cię uprzedzić, że zamontowaliśmy aparaturę, u ciebie w pokoju i w łazience kamerki i mikrofony. Są w osłonach waszych lamp na sufitach. Jeżeli coś się zepsuje, nie naprawiajcie sami, ale wezwij fachowca. Oczywiście przeze mnie.

– Jakie kamerki? – zaniepokoił mnie. – To chyba niemożliwe?

– Teraz wszystko jest możliwe! – oznajmił. – Kamerki mamy prosto ze Stanów, najnowsza technika. Mieszczą się w pudełku od zapałek, a klisza jest w kasecie, jak pięciozłotówka. Następnym razem nauczę cię, jak wyjmować kasety i będziesz je do mnie przynosić.

Bawił się z moim psem, jakby prowadził ze mną towarzyską rozmowę o pogodzie.

– Przecież z łazienki korzystam nie tylko ja, ale i moi rodzice! – zaprotestowałam.

– Oglądanie twojego starego nie będzie ekscytujące – odparł, miętosząc psa. – Ale twoja mama jest całkiem, całkiem… Co tu mówić, to jest polecenie służbowe i nie dyskutuj.

Po południu zajrzał do mnie kolega z grupy.

– Słyszałem, że miałaś kipisz! – powiedział po powitaniu.

– Tak – przyznałam. – Pewnie kogoś szukali i jakoś trafili do mnie. Ale miałam czystą chatę.

– Świetnie! – Kolega się ucieszył. – Jak byli rano, to już drugi raz na pewno nie zajrzą. Dobrze się składa, bo ktoś wysypał dziuplę. Musieliśmy ewakuować Zdziśka i chcieliśmy go teraz zamelinować u ciebie na pewien czas.

Zdzisław R., wieloletni działacz opozycji i pracownik naukowy, kilka razy nocował już w moim mieszkaniu. Rodzice nie znali go osobiście, bo obowiązywała zasada, że zamykali się przed trefnymi gośćmi we własnym pokoju. To było mądre z ich strony. Zdzisiek przyszedł do mnie w gronie kilku kompanów. Jak zwykle, byli podobnie ubrani, w ciepłe kurtki, czapki, twarze owinięte szalikami, aby nie można było odróżnić wieku i wyglądu.

Przenieśliśmy się do gościnnego pokoju. Zrobiłam herbatę i przez godzinę rozmawialiśmy. Zdzisiek dużo opowiadał. Zapewniał, że USA nam pomogą, że CIA dostało stosowne polecenia i że już niedługo obalimy komunistów. Po wypiciu herbaty i zjedzeniu kilku kanapek, koledzy zebrali się do wyjścia. Zdzisiek został ze mną. Zebrałam brudne naczynia, wyniosłam do kuchni i pozmywałam. Gdy wróciłam, siedział na tapczanie wyraźnie zgaszony.

– Paulinko – powiedział. – Siądź obok.

Objął mnie i zaczął dotykać moich piersi przez ubranie. Nie był to pierwszy raz, jednak czułam się trochę dziwnie, gdy ojciec koleżanki traktował mnie jak kobietę. Rozpięłam bluzkę i zsunęłam stanik. Zdzisiek wtulił się w mój biust i dłuższy czas siedział tak, nieruchomo. Było chłodno i moje sutki zaczęły twardnieć. Być może on odczytał to jako efekt przytulenia. Włożył mi dłoń między uda i zaczął masować wzgórek Wenery przez dżinsy.

Zawsze był dla mnie pewnego rodzaju idolem. Działacz opozycji, obrońca robotników, więzień polityczny. Zawsze podchodziłam do niego z szacunkiem i traktowałam go jako wyrocznię. Czując jak jego palce rozpinają moje spodnie, zastanawiałam się, czy w dawnych latach, gdy odwiedzałam swoją koleżankę, jego córkę, to czy u nich w domu, patrząc na mnie, już wtedy myślał o seksie? Co myśli teraz?

„Alicja na pewno martwi się o los ojca, ściganego przez SB. Tymczasem on zaspakaja się z jej znajomą.”

Westchnęłam. Sięgnęłam ręką do jego spodni. Nie śpiesząc się rozpięłam pasek, rozporek i wsunęłam dłoń w slipki. Jego członek był powiększony, ale jeszcze dość wiotki. Przez czas jakiś pieściliśmy się wzajemnie, w milczeniu. Czułam, jak jego penis staje się coraz sztywniejszy. Jego oddech przyśpieszył, a palce coraz natarczywiej błądziły po moim ciele.

Włożył mi rękę w majtki, poszukując łechtaczki. Jego członek wciąż nie osiągnął pełnej twardości. Pochyliłam się nad jego biodrami i zaczęłam go pieścić ustami. Po chwili jęknął i trysnął, zalewając mi usta spermą. Podniosłam głowę. Jeszcze przez parę minut dotykał i całował mi piersi. Czekałam w milczeniu, aż skończy. Kiedy odsunął się, wstałam, poprawiłam stanik i zaczęłam zapinać guziki bluzki.

– Może zrobić panu kolację? – spytałam.

– Dziękuję, nie jestem głodny – odpowiedział. – Muszę jeszcze chwilę posiedzieć nad stanowiskiem Regionu Mazowsze.

Przeniosłam się do swojego pokoju. Gdy rano wstałam, rodziców nie było już w domu. Zrobiłam Zdziśkowi śniadanie. Trochę rozmawialiśmy, udając, że w nocy nic się nie wydarzyło. Wyszedł przed południem, zostawiając mnie samą.

„Muszę napisać raport dla Krzysztofa” – myślałam. – „Muszę mu udowodnić, że jestem przydatna.”

Opowiadanie zostało napisane przez użytkowniczkę Erodate.pl