Trąca mnie w ucho. Słyszę jego głos: „Ty czy ja?” To znaczy, kto schodzi niżej pierwszy. Nie czekam na ponowne zapytanie. Obracam się i jednym szybkim ruchem mam jego kutasa w ustach. Szarpie się i słyszę jak jęczy – „o, o, o, o, o” – wijąc się na łóżku obok mnie. – O rany, o rany, o rany – słyszę go.

Następnie: „Dochodzę”. ‘Dochodzę!’ Przyciąga miednicę do mojej twarzy i: „O, cholera…!”, Czuję wytrysk, kiedy wypuszcza do moich ust swój nasienny ładunek, ciepły, satysfakcjonujący. „Szybko”, mówi, „chcę tego” i wykręca się, jego usta zamykają się na moich, wściekle otwierają moje usta i wysysają zawartość moich ust do swoich. Natychmiast zasysam ładunek z powrotem do siebie.

Słyszę, jak mówi: „to było szybkie”. – Cholera, ledwie zaczęliśmy. I czuję, że mięknie.

Patrzę w dół korytarza, zirytowana, że winda jeszcze nie przyjechała. Sprawdzam Fitbit. Jest na czas. Nawet trochę za wcześnie. I data. 17 kwietnia. Pięć miesięcy do dnia, 17 listopada, ostatni raz rozebraliśmy się nadzy.

Myślę, że wtedy byłam na to gotowa. Nie, może nie. Wciąż o tym rozmawialiśmy, zastanawiając się, czy któreś z nas naprawdę jest przygotowane na to, by przejść całą drogę. Moje wnętrzności pragnęły tego, chcąc jego długości we mnie, penetrując mnie, wchodząc głęboko we mnie, tak głęboko we mnie, jak tylko mógł, mój zwieracz wciągał go, dopóki nie byłam pewna, że ​​wstał, wysoko, prawie do moich jelit. Kurwa, czy ja tego chciałam.

Może wynikało to z naszych rządzy. Czegokolwiek. Ale jakoś zboczyliśmy z drogi, zboczyliśmy z drogi od momentu decyzji. Ale rozmowa do wznowienia, każde z nas otwiera się jeszcze bardziej na spekulacje o tym, czego każde z nas chce, kiedy i jak to osiągniemy.

Bez zabezpieczenia, tak. Bez pytania. Nic między nami. Długo i powoli, przytulając się, trzymając się, jego brzuch przy moich plecach. On, twardy, twardy jak skała, ze skórą do tyłu. Lubrykant. Próbuję znaleźć i uzyskać dostęp do mojego otwarcia. Mój tyłek otwiera się przed nim.

Znowu motyle. Dziś jest ten dzień. Dzisiaj jest dzień, w którym biorę to sobie w dupę. 17 cm mięsa – jego 17 cm mięsa – w moim tyłku.Prosto. Kiedy o tym myślę, odczuwam lekkie konwulsje.

Jestem na to gotowy. Jesteśmy na to gotowi. Rozmawialiśmy o tym. Rozmawialiśmy o tym. Rozmawialiśmy o tym, że rozłożyłabym nogi, otworzyłabym się przed nim, skierowałabym jego wzwódtak, by uderzył w to miejsce, pchnęłabym, ale niezupełnie całkowita penetracja. Czując, jak by to było mieć jego kutasa przy moim tyłku, szturchając go i sondując, ale nigdy do końca go tam nie miałam…

O autorze