Jej piersi nie były duże ale sterczały prężnie, a sutki nabrzmiały z podniecenia. Teraz dopiero zauważyła, że jej gość cały pokryty jest piegami. To nie było jednak czymś co przykuło jej uwagę na długo gdyż Marek jakby od niechcenia ściągnął spodnie a jego majtki były wypełnione wielkim, nabrzmiałym…czymś.
Ewelina nie była dziewicą, ani nie była zbyt pruderyjna ale fiuta tego rozmiaru nie widziała nigdy. On nie namyślając się długo przyssał się do jej sutków. Jęknęła cicho bo jej podniecenie rosło w zastraszającym tempie. Czuła jak jej soki lekko spływają po udach. Jej spódnica i stringi spadły jakby same a pod swoimi plecami poczuła miękkość kanapy.
Do jej mokrej cipki wsunął się język i zaczął pieścić jej najintymniejsze okolice. Robiło się coraz goręcej i kiedy Marek dotknął jej łechtaczki poczuła zbliżającą się fale rozkoszy. Jeszcze nigdy nie doszła tak szybko. Fale ekstazy rozlały się po jej ciele i orgastyczny skurcz rzucał nią na wszystkie strony. Jak się okazało to był dopiero początek. Kiedy otrząsnęła się ze szczytu podniecenia zorientowała się, że on stoi przed nią całkiem nagi, a tam gdzie u normalnego faceta znajduje się członek, u niego znajdowało się gigantyczne fiucisko z piekła rodem. Złapała go w dłonie i zaczęła pieścić językiem. Nawet nie myślała by wziąć go do ust. I wtedy dopadła ją myśl. Przecież on się nie zmieści.
Wiedział. On wiedział co myśli i z nonszalanckim uśmiechem pchnął ją z powrotem na kanapę i rozszerzył jej nogi. Mieszanina emocji, bólu oraz niesamowitego podniecenia gdy zanurzył w jej muszelce swojego giganta prawie pozbawiła ją zmysłów. Nikt nigdy nie dotarł w niej tak głęboko i nie dotknął tych obszarów, których dotknął fiut Marka. Ewelina nie miała nigdy wielokrotnego orgazmu, nie miała aż do dziś. Nie były to też zwykłe orgazmy, to były bomby rozkoszy zrzucane na nią jedna po drugiej. Rytmiczne bum, bum, krzyk, bum. Leżała tak przygnieciona swym kolegą z klasy i wybuchała za każdym razem gdy się w nią zagłębiał. Teraz spojrzała w dół i zobaczyła, że jego kolos ozdobiony jest pomarańczowym meszkiem i gdyby nie jego rozmiar to nawet by ją to rozbawiło. Jednak on nie przestawał, odwrócił ją brzuch i wszedł w nią od tyłu. Niczym średniowieczny taran walił do bram jej rozkoszy.
Ewelina czuła, że traci zmysły, a przyjemność wypełniała każdą komórkę jej rozgrzanego do czerwoności ciała. Marek przyspieszył jeszcze bardziej, a ona dostosowała się do jego rytmu. Wydawało jej się, że minęły godziny ale jemu wciąż było mało.
Nagle poczuła palec w swojej drugiej dziurce i pomyślała, że tego jeszcze nikt jej nie robił. Było to dość dziwne, nowe, ale dostarczało zupełnie innych doznań. Kiedy poczuła drugi palec zaczęła podejrzewać do czego to zmierza.
– N…n…nieee… – chciała powiedzieć ale wydała z siebie coś jakby przeciągłe sapnięcie.
Była tak mokra jakby wpadła do jeziora, a Marek wyjął ociekającego jej sokami kutasa i bez pytania i bez pardonu wsunął go w jej ciasny, dziewiczy przecież, odbyt. W jej głowie nastąpił błysk i była pewna, że na chwilę straciła przytomność. Gdy się ocknęła Marek używał sobie z jej pupą w najlepsze. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie czuje bólu, a przynajmniej nie taki, którego człowiek się boi. To był piękny ból, wspaniały. Bum, bum. Wybuchy trwały nadal ale czuła, że zbliża się coś innego. Wydawało się jej, że zaraz zwariuje z rozkoszy a on nie przestawał i rżnął ją coraz szybciej.
Usłyszała lekki jęk Marka i jego gargantuiczny kutas zrobił się chyba jeszcze większy, a do Eweliny dotarło, że to co brała za orgazmy to wcale nie były orgazmy, tylko orgaźmiki. To co się zbliżało to był orgazm przez wielkie OOOOO i w końcu przyszedł.
Skończyli w tym samym momencie. I on i ona. Z jej cipki wystrzelił strumień soków, z jego fiuta wystrzelił potok nasienia, napełniając ją całkowicie. Trwało to wieczność. Rzucana spazmami Ewelina wyła i klęła i wzywała wszystkich bogów jakich znała, a Marek rycząc jak jeleń zwalił się na nią zupełnie wyczerpany i zalany jej sokami, potem, spermą…i kawą. Zaczerpnęła powietrza pierwszy raz od chyba minuty i nie była pewna czy zasnęła czy omdlała ze zmęczenia i rozkoszy. Obudził ją dopiero Marek, który dawał jej buziaka w policzek i wyszeptał:
– Auf Wiedersehen
Ewelina nie bardzo wiedząc co się dzieje powiedziała:
– Żegnaj gruba marchewko.