– Cześć! – powiedziałam z uśmiechem, uciskając jedną ręką obolałe biodro. Nawiązałam kontakt wzrokowy, chcąc się przedstawić- a przynajmniej wersję pod przykrywką – i spojrzałam w najbardziej przyciągające jasnoniebieskie oczy, jakie w życiu widziałam.

Oczywiście, przygotowałam się odpowiednio na całe zdarzenie. Wiedziałam, że Hania jest oficjalnie homoseksualna i nie ma partnerki, oraz że jest przedszkolanką. W trakcie lata pomaga bratu w kampanii z powodu wolnego czasu. Wiedziałam ze zdjęć na mediach społecznościowych, że jest bardzo urodziwa. Ma metr i sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, smukłe ciało, jasną karnację i długie rude włosy, oraz niebieskie oczy i pełne usta. Nie spodziewałam się jednak, że widząc ją na żywo, będę nią tak oczarowana.

Ta kobieta była piękna. Grube, kasztanowe warkocze opadały falami na ramiona, obramowując twarz w kształcie serca. Nie miała makijażu, a jasne piegi rozsiane na nosie były jedyną, perfekcyjną skazą na jedwabistej cerze. Różane usta wyglądały na bardzo miękkie, kontrastując z niewielką blizną po rozszczepie wargi, widniejącą na brodzie.

– Co mogę dla ciebie zrobić… – zapytała Hania, podczas gdy ja stałam i gapiłam się na nią. Zmrużyła nieznacznie oczy, próbując odczytać tabliczkę z imieniem nad moją prawą piersią. -…Kasiu?

Wzięłam głęboki wdech, aby zebrać myśli. Byłam zdeterminowana, żeby głupie zauroczenie nie odciągnęło mojej uwagi od pracy.

– Tak, um, Pani Bystry. – zaczęłam, odkrztuszając żeby oczyścić gardło.

– Po prostu Hania, – wtrąciła z ciepłym uśmiechem – ale mów dalej.

Zrobiła krok w tył i spojrzała na mnie przez chwilę z dystansu. Uśmiechnęłam się w najbardziej reprezentatywny sposób, kiedy jej oczy wędrowały po moim ciele, wiedząc dokładnie jaką wersję mnie ma przed sobą.

Mam metr siedemdziesiąt wzrostu, jestem kształtna i opalona. Mam ciemnobrązowe oczy i spiczasty nos. Tego dnia zdecydowałam się spiąć długie czarne włosy w luźny warkocz. Nałożyłam lekki makijaż, malując kreski na powiekach i muskając usta czerwienią, żeby nadać im definicję. Ubrałam ciemne jeansy, parę ciężkich butów i kremową bluzkę z napisem „Jesteś Zmianą”, mając nadzieję że wpasuje się przekazem w wizję młodej aktywistki politycznej, za którą próbowałam uchodzić.

– Od jak dawna tutaj pomagasz? – Hania zapytała po chwili, marszcząc lekko brwi.

– Przepraszam Haniu, ale… – przerwała Elżbieta, ale Hania uniosła jedynie dłoń, oczekując mojej odpowiedzi.

– To mój pierwszy dzień. – powiedziałam, nie wiedząc czy spodobała jej się moja odpowiedź, czy jedynie ją rozbawiła.

– Chciałabyś zrobić coś więcej?

Przytaknęłam zdecydowanie.

– Chciałabym pomóc wam z kampanią pana Bystrego, nie tylko odbierając telefony i rozdając ulotki! Chcę faktycznie brać w niej udział, jak ty.

– Jak ja… – Ruda powtórzyła powoli, wyraźnie rozbawiona. Spojrzała w miejsce, gdzie czekała na nią jej drużyna, zaraz przed wyjściem. – Hej, Max! Mamy dodatkową bluzkę dla Kasi?

– Jasne. – odpowiedział jeden z facetów. Był wysoki- miał około metra i dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu- miał jasnobrązowe włosy i schludnie przystrzyżoną brodę. Był dosyć krępy, ale wydawał się tak samo groźny jak wielki, pluszowy miś.

Oczy Hani zwróciły się z powrotem na mnie.

– Wydaje się, że idziesz z nami. – wzruszyła ramionami i chwyciła mnie za rękę z uśmiechem. Ruszyła w stronę drzwi. Nie zobaczyła mojego uśmiechu zwycięstwa, podczas gdy ja próbowałam ignorować to jak wspaniale pachniała, i że lekko otarła się o moją prawą pierś podczas marszu. Usiłowałam skupić się na tym, co tak naprawdę się liczyło.

Zaakceptowali mnie.

*

Przez następne piętnaście minut siedziałam w jadącym busie, wciśnięta pomiędzy wielkiego Maxa i starszą kobietę o latynoskich korzeniach, o imieniu Karolina. Reszta drużyny rozmawiała ze sobą podekscytowanymi głosami. Wyciszyłam je w głowie, próbując wymyślić sposób, dzięki któremu znalazłabym się bliżej Hani. Siedziała na samym przodzie, pracując w ciszy na telefonie do momentu, kiedy bus zatrzymał się w jednej z najbardziej zatłoczonych dzielnic miasta.Szybko wysiadła, a za nią pośpieszyli Max i wysoka, czarna kobieta o imieniu Celina, która – wiedziałam to z social mediów Hani- była jej najlepszą przyjaciółką. Rozejrzałam się po busie, niepewna, czy mam zostać w środku jak pozostali.

– Wysiadaj, Nowa! – wykrzyczał Max stojąc na chodniku. Zwróciłam na niego uwagę i okazało się, że ma wzrok skierowany dokładnie na mnie.

– Ja? – zapytałam głupio. Przezwisko, które mi nadał, od razu mi się nie spodobało.

– Tak Kasiu, wysiadaj! – Hania uśmiechnęła się do mnie, odwracając wzrok od konwersacji jaką prowadziła z Celiną. Obie trzymały teraz w dłoniach sterty błyszczącego, kolorowego papieru. Bus odjechał jak tylko zamknięto za mną jego drzwi, pozostawiając nas stojących w nieidealnym kwadracie.

Maks podszedł do Celiny, a ja patrzałam jak Hania rozdziela swoją stertę na dwie części i podchodzi do mnie. Wzięłam do ręki tę, którą wyciągnęła w moją stronę, i popatrzyłam na nią pustym wzrokiem. Zobaczyłam spoglądającą na mnie twarz Mateusza Bystrego.

Facet wyglądał dobrze na papierze, musiałam to przyznać. Sprawiał pozytywne wrażenie młodego, polskiego, zapalonego polityka. Miał zielone oczy, schludnie przystrzyżone blond włosy i uśmiech o białych zębach. Pozował w jasnobrązowym garniturze i krawacie w paski, wyglądając równie pewnie i silnie, jak ogłaszały to napisy pod zdjęciem.

Spojrzałam na Hanię, chcąc upewnić się, że zrozumiałam niemy przekaz.

– Mam to rozdać?

– Chciałaś robić to, co ja, prawda? – wzruszyła ramionami, śmiejąc się. Przytaknęłam, czując się niezręcznie przez to jaką głupotę palnęłam wcześniej.

– Dobra, możesz zająć się tym rogiem ulicy, ja stanę na tym naprzeciw. Pozostała dwójka wie, jak znaleźć sobie odpowiednie miejsce. – rozkazała Hania, wręczając mi butelkę wody. Następnie wzięła bluzkę z oznaczeniami kampanii, którą trzymał Maks.

– Oh, i załóż to. – powiedziała, zbliżając się do mnie aby założyć mi ją przez głowę.

Przez moment nic nie widziałam z powodu tkaniny zakrywającej mi oczy, ale czułam ciało Hani przyciskające się łagodnie do mojego, a nikły zapach jej perfum znów zamroczył mój umysł.

Bluzka przecisnęła się przez głowę, a Hania odsunęła się i zatknęła za ucho pasmo włosów spadające mi na twarz. Zrobiła to, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.

– Zobaczymy się później. – powiedziała, zanim odeszła na drugi koniec ulicy, zostawiając mnie ze stertą ulotek w jednej ręce, butelką na wodę w drugiej, i bluzką zawieszoną wokół szyi.

Póki co, tkwiłam w martwym punkcie. Mogłam jedynie czekać na rozwój zdarzeń.