„No to jedziemy”, pomyślałam, jak tylko zobaczyłam Hanię.

Spędziłam większość poniedziałku czekając na ten moment, uwięziona za biurkiem pod czujnym okiem pani Elżbiety. To kobieta o ciężkiej budowie ciała, zbliżająca się do trzydziestki, kaukaskiej urody, szczycąca się mianem „Królowej Nowych Rekrutów”.

Okej, Elżbieta nie była taka zła. Właściwie, była całkiem pomocna, poza jej manią władczości. Ja z kolei nie zgłosiłam się jako członek kampanii prezydenckiej Mateusza Bystrego po to, żeby odbierać telefony przez cały dzień. Ponadto, nie lubiłam być obserwowana, co jest dosyć ironiczne, zważając na charakter posady.

Może, na początku, powinnam się przedstawić.

Katarzyna Tyra, 25 lat. Licencjonowany prywatny detektyw. Chciałabym powiedzieć, że jestem super szpiegiem albo coś w tym stylu, ale żaden ze mnie bohater.

Przez ostatnie trzy lata pracowałam na niezależnym kontrakcie dla firmy z branży prawnej i wizerunkowej, zbierając informacje, które mogłyby pomóc ich klientom, będącym głównie politykami i kierownikami najwyższych szczebli. Mówiąc inaczej, wyszukiwałam haczyki na oponentów naszych klientów, którymi zwykle byli ludzie z tej samej społeczności.

Oczywiście, zdarzały się również zlecenia z zakresu tych mniej moralnych, ale szczerze mówiąc żadne z tych, która zakrawały o moje kompetencje, nie były wystarczająco dobrze płatne, żeby pokryć koszty mojej szkoły i rachunki za leki dla 73- letniej babci. Na domiar tego, godziny pracy były bardzo elastyczne i nie miałam możliwości odmówienia wykonania danego zlecenia. Na szczęście, nie zdarzały się one zbyt często.

Postawiłam granicę wykonywania zleceń w momencie przyłapania podejrzanego na gorącym uczynku, ale w obecnej firmie rzadko to wykorzystywałam. Zawsze było coś na rzeczy- mroczne sekrety, które ludzie na wysokich stołkach chronili przed ujrzeniem światła słonecznego. Zazwyczaj wynajdywanie grzeszków było całkiem proste, zwłaszcza mając na uwadze dzisiejszą technologię. Czasami jednak trafiała do mnie sprawa wymagająca czegoś więcej, niż wpisanie imienia w bazę danych i przeszukanie internetu.

Sprawa na świeczniku: Mateusz Bystry.

W zeszłym tygodniu 31- latek ogłosił swoją kandydaturę, a Karol Radny- osoba obecnie piastująca posadę prezydenta miasta- niezwłocznie zgłosił się do naszej firmy, żeby znaleźć informacje eliminujące oponenta z wyścigu.

Wpisałam jego nazwisko w bazę danych dwa razy- raz w zakresie województwa, z którego pochodził i gdzie spędził większość życia, a drugi raz w zakresie miejsca gdzie chodził do liceum i studiował prawo. Dwukrotnie nie uzyskałam żadnych informacji. Internet też nie dostarczył żadnych przydatnych wskazówek, co oznaczało, że muszę faktycznie zbliżyć się do kolesia, żeby coś na niego znaleźć. Niełatwe przedsięwzięcie podczas kampanii wyborczej, kiedy politycy byli stale otoczeni ludźmi ograniczającymi do nich dostęp osobom postronnym.

Na szczęście były inne osoby, które mogły mi pomóc dostać to, czego chcę. Ludzie bliscy Mateuszowi, którzy mogli coś wiedzieć. Którym niechcący mogła podwinąć się noga, wskazując mi, gdzie mogłabym pogrzebać. Ludzie tacy, jak jego 29- letnia, młodsza siostra, Hania, która okazała się być zarządcą jednej z jego trzech siedzib kampanii, mieszczącej się w wynajętej przestrzeni biurowej.

Rozpoczęłam akcję, jak tylko kobieta wyłoniła się z biura. Widziałam jedynie przebłyski jej charakterystycznych rudych włosów, przebijające się spomiędzy muru ośmiu ludzi otaczających ją. Wszyscy mieli na sobie te same, jasnoniebieskie koszulki z napisem „głosuj na Bystrego”. Szli sprężystym krokiem w stronę drzwi, ewidentnie mając na celu wyjście z budynku. To mogła być moja jedyna szansa tego dnia, żeby przykuć uwagę Hani.

– Pani Kowalczyk… – Elżbieta zaczęła, kiedy wstałam z krzesła, używając fałszywego nazwiska jakie podałam zapisując się do kampanii. Nie usłyszałam reszty jej wypowiedzi, idąc szybko w stronę mojej ofiary.

– Pani Bystry! – powiedziałam głośno, będąc nadal w tyle. Zobaczyłam, że czubek jej głowy odwraca się nieco na dźwięk własnego nazwiska, ale kobieta szła nadal przed siebie.

– Pani Bystry! Tutaj! – wykrzyczałam znowu, podskakując i próbując poruszać się szybciej. Miałam nadzieję na złapanie kontaktu wzrokowego, ale w zamian za to złapałam siebie na wystający kąt biurka, uderzając się idealnie w kość miednicy.

– Cholera… – wysyczałam, odruchowo zginając się w bólu. Ludzie wokół spojrzeli a mnie, dziwiąc się, dlaczego jakaś idiotka robi scenę.

– Tak, słucham? – usłyszałam łagodny kobiecy głos i spojrzałam w górę. Hania stała kilkadziesiąt centymetrów przede mną. Miała na sobie tę samą koszulkę kampanii co reszta, sprane jeansy i sportowe buty. Na twarzy malowało się zdumienie, kiedy wyprostowałam się i zaczęłam iść w jej kierunku.