– To bez sensu! – krzyknęła Kaśka, przerywając ciszę.

Pozbierała z biurka wszystkie wydrukowane zdjęcia i wykresy, pomięła je i wyrzuciła do śmietnika.

 – Jak będziemy wyrzucać do śmieci wszystkie koncepcje, to jutro nie będziemy mieli czego przedstawiać klientowi – zauważyłem.

Spojrzała na mnie groźnie. Znałem ją od dobrych kilku lat, pracowaliśmy biurko w biurko, często po kilkanaście godzin na dobę i spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, niż bez siebie. Przez ten czas nie udało mi się jednak pozbyć obaw przed jej gniewem, którego wybuch zaczynał się zazwyczaj właśnie od takiego spojrzenia.

 – Mieliśmy mu przygotować przepis na sukces kampanii reklamowej, czy całkowite unicestwienie marki? – zapytała z przekąsem. – Przypomnij mi Piotrek, bo już chyba zapomniałam, po co tu siedzimy?

Nie odpowiedziałem, bo nie było takiej potrzeby. Siedzieliśmy w biurze, już sam nie wiem którą godzinę, i próbowaliśmy wymyślić coś kreatywnego. Początkowo było nas pięcioro, jednak zostaliśmy tylko we dwójkę. Jak zwykle. Poza nami i ochroniarzem na portierni, w całym biurowcu nie było już żywej duszy. Wyjrzałem na zewnątrz przez przeszkloną ścianę na miasto, które powoli kładło się już spać. Bałem się patrzeć na zegarek, bo musiałbym przyznać przed sobą, że nie jestem do końca normalny.

 – Nie chcę wyjść na marudera, ale nie wiem, jak ruszyć z miejsca – powiedziałem. –  Próbowaliśmy już chyba wszystkich podręcznikowych metod. Nasz klient ma znane logo i kojarzą go wszyscy. Co zrobić, żeby przełożyło się to na jeszcze większą sprzedaż? Nie mam pojęcia.

Kaśka znów chwyciła w dłoń czerwoną teczkę z materiałami od klienta i badaniami zrobionymi przez naszych researcherów. Rozłożyła dokumenty na stole konferencyjnym w równych szeregach, jakby układała pasjansa. Nachyliła się nad nimi i oparła rękami o blat. Wpatrywała się w dokumenty, jakby chciała gdzieś znaleźć ukrytą wskazówkę, która doprowadziłaby nas do celu.

Z miejsca, w którym siedziałem, miałem doskonały widok na jej dekolt. Biała bluzka z dużym wycięciem pod szyją odkrywała górną część białego koronkowego stanika. Kaśka miała małe piersi, ale bardzo kształtne. Całe jej ciało było kształtne, dosyć szczupłe, ale symetryczne. Nie pociągała mnie, bo była zupełnie nie w moim typie i traktowałem ją jak dobrego kumpla, a nie materiał na partnerkę. Niemniej jednak, jak każdy zdrowy facet, lubiłem popatrzyć sobie na ładne kobiece piersi.

 – To bez sensu – powiedziała zrezygnowana.

Opadła ciężko na krzesło, jakby w jednej chwili całe zmęczenie zmaterializowało się i w postaci ciężkich głazów opadło jej na ramiona. Złapała dłonią za kark, a głową zaczęła wykonywać okrężne ruchy.

 – Jestem strasznie spięta od tych nerwów – powiedziała. – Cała szyja mnie boli.

 – Mam jakieś tabletki przeciwbólowe. Mogę ci dać – zaproponowałem.

W odpowiedzi uśmiechnęła się z lekką pobłażliwością.

 – Jak każda kobieta, mam w torebce garść ibupromów – odpowiedziała. – Dzięki za dobre chęci, ale to nie pomoże.

Jej kiepska forma nie wróżyła niczego dobrego. Musiałem jej jakoś pomóc. Nawet nie dlatego, że było mi jej żal, choć to oczywiście było ważne. Zależało mi też na tym, żeby wrócić do domu jeszcze przed świtem, przespać się kilka godzin i przyjść rano w przyzwoitej formie na prezentację. Bez Kaśki i jej pomysłów miałem minimalne szanse na wymyślenie czegokolwiek, zwłaszcza przy tak dużym zmęczeniu.

Nietypowe problemy wymagają niekonwencjonalnych działań. Wstałem z krzesła i podszedłem do Kaśki. Stanąłem za oparciem jej fotela.

 – Zepnij włosy w kok – rozkazałem stanowczo.

 – Co? – zapytała zdziwiona, nawet nie spoglądając w moją stronę.

 – Zepnij włosy w kok. Wysoko na czubku głowy – powtórzyłem.

Teraz spojrzała na mnie z zaciekawieniem i pierwszymi objawami irytacji. Wykonałem dłonią bliżej nieokreślony gest, którym nakazałem jej stosować się do moich poleceń.

 – Co chcesz zrobić? – zapytała.

 – Rozmasuje ci kark – odpowiedziałem tonem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Westchnęła głęboko, ale wykonała polecenie. Wobec braku oliwki nałożyłem na dłonie jakiś krem. Rozsmarowałem go, pozwalając, by nabrał płynnej konsystencji i trochę się ogrzał. Następnie delikatnie dotknąłem szyi Kaśki i rozprowadziłem krem na jej skórze. Przesuwałem palcami po szyi z góry w dół i na boki, starając się rozluźnić mięśnie.

 – Rozepnij bluzkę – powiedziałem po chwili.

Zanim zdążyła zaoponować i posądzić mnie o nieprzyzwoite zamiary, dodałem:

 – Rozmasuję ci też kark i ramiona.

Nic nie odpowiedziała, jednak posłuchała mojego polecenia. Rozpięła dwa górne guziki bluzki i opuściła ją nieznacznie, odsłaniając ramiona. Były mocne, umięśnione, pokryte gładką oliwkową skórą i przepasane wąskim białym ramiączkiem stanika. Masowałem je początkowo bardzo delikatnie, starając się wyczuć jej granicę bólu. Stopniowo wzmacniałem nacisk, rozprowadzając krem na całej powierzchni ramion.

Kiedyś czytałem, że jeśli facet dotknie kobiecej szyi i ramion, natychmiast ma erekcję. U mnie było trochę inaczej. Członek usztywnił się w momencie, w którym Kaśka rozpięła guziki bluzki i odsłoniła nagie ramiona. To było zaskakujące, bo jako kobieta nigdy specjalnie mnie nie pociągała. Tymczasem fiut stał mi na baczność przez dobrych kilkanaście minut masażu.

Nie tylko ze mną zadziało się coś nietypowego. W pewnym momencie Kaśka złapała mnie za nadgarstek jednej ręki, która akurat krążyła w okolicy jej obojczyka. Następnie delikatnie pociągnęła ją w dół, pod materiał bluzki, w kierunku swojej piersi. Pod palcami wyczułem już wypukłość jej biustu i dotknąłem koronki stanika. Powolnym stopniowym ruchem Kaśka zsuwała moją dłoń jeszcze niżej.

Spanikowałem i wyszarpałem dłoń z jej uścisku. Kaśka odwróciła się i spojrzała na mnie z obawą w oczach.

 – To może ja pójdę zrobić nam kawy, co? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź, pobiegłem do kuchni.

O autorze