‒ Masz rację, muzyka nas zagłusza. Wyjdziemy na balkon? ‒ zaproponował.
Skinęłam głową wciąż będąc w szoku. Weź się w garść, kobieto! Mikołaj położył dłoń na dole moich pleców. Przyjemny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Pozwoliłam mu poprowadzić się do drzwi, które otworzył, a następnie przepuścił mnie przodem.
‒Co u ciebie słychać? ‒ zapytałam, kiedy nastała cisza. ‒ Nie widzieliśmy się kilka lat.
‒ Ponad sześć ‒ przyznał, marszcząc czoło.
Balkon był niewielki, przez co zmuszeni byliśmy stać blisko siebie. Zadrżałam z zimna, bo oczywiście nie wzięłam ze sobą płaszcza. Mikołaj dostrzegł to i przybliżył się nieznacznie.
‒ Zimno ci? ‒ spytał cicho.
‒ Tak ‒ potwierdziłam. Za bardzo dygotałam, żeby to przed nim ukryć.
Wtedy zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Położył dłonie na moich ramionach, po czym przyciągnął mnie do siebie. Wciągnęłam głęboko powietrze do płuc, zaciągając się przy tym jego zapachem. Zakręciło mi się w głowie.
Przylgnęłam do niego. Czułam umięśniony tors oraz twardy jak skała brzuch. Moje policzki zalały ogniste rumieńce. Nie powinnam się tak przy nim czuć. Był moim przyjacielem. Spuściłam głowę, chowając zarumienioną twarz pod kaskadą ciemnych włosów.
‒ Lepiej? ‒ wyszeptał w moje włosy.
Przymknęłam oczy, czując, jak moje ciało zaczyna budzić się do życia.
‒ Tak ‒ powiedziałam.
Zaczął gładzić moje plecy, sunąc dłońmi w górę i w dół. Spięłam się, kiedy w moim podbrzuszu zaczęło rosnąć napięcie. Musiałam to natychmiast przerwać. Odchrząknęłam, odsuwając się nieznacznie.
‒ Lepiej będzie, jak wrócimy do środka. ‒ Posłałam mu przepraszający uśmiech.
‒ Jasne‒ przytaknął, na co odetchnęłam z ulgą.
Czmychnęłam z powrotem do mieszkania, będąc wdzięczna za tych kilka cennych sekund. Musiałam natychmiast ochłonąć! Gdy uznałam, że byłam gotowa po raz kolejny stanąć z nim twarzą w twarz odwróciłam się w jego stronę.
‒ Cieszę się, że cię spotkałam ‒ zaczęłam zupełnie szczerze. ‒ Ale miałam właśnie wychodzić.
‒ Masz samochód?
‒ Przyjechałam tramwajem.
‒ Odwiozę cię ‒ zaproponował.
Czułam, że zaczyna ogarniać mnie panika.
‒ Nie ma takiej potrzeby ‒ zaprotestowałam szybko. ‒ To nie daleko.
‒ Przestań ‒ powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Moje brwi same uniosły się wysoko. Kiedy on stał się taki męski i władczy? ‒Sam bardzo chętnie już pójdę.
Skinęłam jedynie głową, bo nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Wpakowałam się po same uszy!
Ruszyłam pierwsza w stronę wyjścia, zanim po raz kolejny przyjdzie mu do głowy mnie dotknąć. Zabrałam z wieszaka swój płaszcz, po czym zarzuciłam go sobie na ramiona. W międzyczasie Mikołaj zrobił to samo i kiedy zapięłam ostatni guzik, on już czekał na mnie przy drzwiach.
Opuściliśmy mieszkanie i zeszliśmy na dół. Na dworze mroźne powietrze dało znać o niskiej temperaturze.
‒Tomek wspominał mi, że zaczęłaś studiować medycynę ‒ rzucił, idąc chodnikiem przed siebie.
Wsunęłam dłonie do kieszeni płaszcza, chroniąc je przed chłodem.
‒ To prawda ‒ przytaknęłam.
‒ Jak ci idzie?
Zerknęłam na niego ukradkiem. Mikołaj patrzył prosto i wydawał się nie wiedzieć, że mu się przyglądam.
‒ Chyba dobrze ‒ zaśmiałam się szczerze.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak mi brakowało jego towarzystwa. Mikołaj roześmiał się i moje głupie serce zabiło mocniej. Traciłam nad sobą kontrolę zaledwie po kilku minutach przebywania w jego towarzystwie. Przyspieszyłam, próbując zachować dystans. Mój mózg musiał zostać w tym durnym mieszkaniu, skoro zaczynałam się zachowywać jak zadurzona nastolatka, którą swoją drogą, nigdy nie byłam.
‒ Paulina, mój samochód jest tutaj! ‒ zawołał Mikołaj, kiedy ja wciążmaszerowałam nie oglądając się za siebie.
O rany. W myślach walnęłam się otwartą dłonią w czoło. Obróciłam się na pięcie, za szybko i zbyt gwałtownie, jak na warunki panujące na dworze o tej porze roku. Pod śniegiem znajdował się lód, zdradziecki i cholernie śliski, przez który straciłam równowagę. Wytrzeszczyłam oczy, rozkładając ramiona na boki i machając nimi w powietrzu, w desperackiej próbie uniknięcia upadku. Potem wszystko potoczyło się w zwolnionym tempie.
Mikołaj w dwóch susach znalazł się przy mnie. Mężczyzna w ostatniej chwili otoczył mnie ramionami w pasie i przyciągnął do siebie. Gdyby nie jego natychmiastowa reakcja, właśnie teraz leżałabym z zębami na lodzie.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Miały cudowny czekoladowy odcień, który sprawiał, że pragnęłam się dla nich roztopić. Mikołaj pochylił głowę i nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Zabrakło mi tchu.
‒ Nic ci nie jest? ‒ zapytał głosem pokrytym lekką chrypką.
‒ Nie, dziękuję ‒ bąknęłam.
Mężczyzna uniósł dłoń i czułym gestem odgarnął mi z twarzy ciemny kosmyk włosów. Kiedy jego palce dotknęły mojego policzka rozchyliłam bezwiednie usta. Ciemne spojrzenie Mikołaja spoczęło na moich rozchylonych wargach.
‒ Musisz być nieco ostrożniejsza. Bardzo tu ślisko ‒ dodał.
Zapragnęłam go pocałować! Zamarzyłam o tym, żeby poczuć na nagiej skórze jego dotyk. Przyjemny skurcz w podbrzuszu zyskał na sile, sprawiając, że zadrżałam. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi niegrzeczne wizje, w których Mikołaj pozbawia mnie ubrania, patrząc na mnie dokładnie tak, jak robił to teraz. W jego oczach dostrzegłam dziki błysk.
‒ Odwiozę cię, zanim oboje tu zamarzniemy ‒ powiedział, odsuwając się nieznacznie.
Nogi mi drżały. Bałam się, że zaraz upadnę. Ostrożnie stawiając kroki podeszłam za nim do zaparkowanego auta. Mikołaj otworzył przede mną drzwi, po czym sam obszedł samochód i z gracją wślizgnął się na miejsce kierowcy. Sięgnęłam w kierunku pasa bezpieczeństwa i pociągnęłam lekko, ale ten ani drgnął. Zaskoczona zmarszczyłam brwi, by następnie szarpnąć odrobinę mocniej. Tyle, że ten chyba uwziął się na mnie.
‒ Wszystko w porządku? ‒ zapytał Mikołaj.
‒ Coś się zacięło ‒ mruknęłam, szarpiąc go co chwilę.
‒ Pozwolisz? ‒ spytał cicho.
Nie zdążyłam zareagować, bo Mikołaj pochylił się i sięgnął w kierunku mojego pasa. Zamarłam na siedzeniu, czując, jak musnął ramieniem moje piersi. Uderzyła we mnie fala gorąca, zassałam głęboko powietrze.
Spojrzałam na jego twarz, którą od mojej dzieliły zaledwie centymetry. Widziałam jego gęste rzęsy i zacięcie na twarzy, kiedy walczył z pasem. Po kilku sekundach udało mu się go odblokować i mężczyzna wyprostował się nieznacznie. Popatrzył na mnie, zatrzymując swoje czekoladowe spojrzenie na moich wargach dłużej niż to było konieczne.
W tej chwili nie miałam dokąd uciec. On znajdował się zbyt blisko, a moje hormony szalały.Temperatura w aucie rosła z każdą kolejną sekundą. Głośny klakson jednego z aut przejeżdżających obok nas sprawił, że oboje zostaliśmy sprowadzeni do rzeczywistości. Mikołaj wyprostował się w swoim fotelu. Odpalił silnik, położył dłonie na kierownicy, by następnie włączyć się do ruchu.
Poprawiłam się nieznacznie na siedzeniu. Nie potrafiłam się powstrzymać przed tym, by na niego nie zerkać.
‒ Masz kogoś? ‒ zapytał, przerywając ciszę.
Spojrzałam na niego zaskoczona tym pytaniem.
‒ Nie ‒ powiedziałam zgodnie z prawdą. Dlaczego o to pytał?‒ A ty?
Wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na odpowiedź.
‒Nie ‒ powtórzył po mnie.
Zapadłam się w fotelu iukradkiem wypuściłam powietrze z płuc. Nie rozumiałam, dlaczego poczułam ulgę z tego powodu. Ze zdenerwowania nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, założyłam nogę na nogę i wyjrzałam przez boczną szybę. Nie trwało to długo, ponieważ po kilku sekundach ponownie zerknęłam w kierunku Mikołaja. Przyłapałam go na tym, jak pospiesznie odwraca wzrok i zaciska palce na kierownicy. Zerknęłam w dół i zauważyłam, że krótka spódnica podwinęła się, podczas gdy zakładałam nogę na nogę.
Obciągnęłam ją szybko zawstydzona tym, co musiał zobaczył.
‒ To tutaj? ‒ zapytał, podjeżdżając pod jeden z bloków.
‒ Tak ‒ powiedziałam, wyglądając przez szybę.
Mikołaj zaparkował na wolnym miejscu i zgasił silnik. Nadeszła chwila, której najbardziej chciałam uniknąć. Pożegnanie. Wyskoczyłam z auta zapominając o zamarzniętym chodniku. Dobrze, że w ostatniej chwili chwyciłam się drzwi auta, bo zapewne po raz kolejny runęłabym jak długa na ośnieżony chodnik. I tym razem nie było przy mnie Mikołaja, który rycersko by mnie przed nim uchronił.
Wyprostowałam plecy i ściągnęłam łopatki, udając, że nic się nie stało. Zaczęłam iść w stronę klatki, mając nadzieję na dotarcie tam jako pierwsza. Wtedy mogłabym zatrzymać się w drzwiach i najprościej na świecie pomachać mu na pożegnanie, a następnie czmychnąć do mieszkania. Bo jeśli nie zdążę i on przybliży się żeby mnie objąć, lub co gorsza cmoknąć w policzek, nie wiedziałam, czy będę w stanie oprzeć się pokusie.
Dlatego gnałam przed siebie na tyle, na ile pozwalały mi warunki na dworze. Udało się! Dotarłam do drzwi, gdzie zaczęłam grzebać w torebce, by wydostać z niej tej przeklęty klucz. Kiedy udało mi się go znaleźć, tryumfalnie ściskając go w ręku obróciłam się, żeby sprawdzić ile czasu mi zostało, i wpadłam prosto na Mikołaja.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, chwytając mnie za ramiona. Zaraz pomyśli sobie, że mam problemy z koordynacją ruchową.
Uniosłam głowę i spojrzałam w ciemne oczy przyjaciela.
‒Przepraszam, straszna niezdara ze mnie ‒ mruknęłam.