To był długi dzień i Ewelina miała serdecznie dość wszystkiego. W pracy dostała projekt z bandą kompletnych półgłówków, zamówiony obiad przyjechał zimny, a teraz jeszcze długo wyczekiwana randka okazała się fiaskiem. Koleżanka, która umówiła ją z Danielem mówiła, że jest fajnym i przystojnym facetem. O ile za przystojnego można go uznać po butelce wina to fajny z pewnością nie był. Zadufany w sobie bufon z ego większym niż słońce.
Teraz dreptała powoli przez Park Ujazdowski i powoli zbliżała się do domu. Było już chłodno bo jesień w tym roku przyszła wcześnie i mimo początku września temperatury zleciały poniżej 10 stopni. To, że na randkę włożyła krótszą niż zwykle spódnice nie pomagało. Czuła na nogach gęsią skórkę a stojące sutki usilnie próbowały przebić cienki materiał stanika.
Odruchowo wodziła palcem po telefonie nie zwracając uwagi co jest na ekranie, pogrążona w myślach o tej randce i o tym, że z facetem nie była już tyle czasu i że może trzeba było dać mu szanse, gdy nagle wpadła na stojącego mężczyznę. Lekko wystraszona wybąkała
– Przepraszam – i szybszym krokiem zaczęła iść w kierunku drzwi do swojej klatki gdy za plecami usłyszała
– Ewelina? – usłyszała za placami
Gdy się odwróciła zupełnie go nie poznała, był wysoki i dość szczupły ale w półmroku nie było widać rysów twarzy.
– O rany, cześć to ja, Marek.
Marek, Marek… jej mózg pracował ze zdwojoną siłą ale nie mogła ustalić żadnego Marka o tej aparycji.
– Ha, nie poznajesz mnie. A osiem lat razem chodziliśmy do jednej szkoły. Kuciński Marek, ten rudy.
Teraz jej zabłysło, to był ten ryży Marek, z którego się śmiali, że jest „gruba marchewa”.
– O cześć, nie wiedziałam, że mieszkasz w okolicy.
Patrzyła na faceta, którego nie widziała od ponad dziesięciu lat. Zmienił się zupełnie i tylko grzywa i zarost, który teraz zauważyła pozostały z rudawym odcieniem.
– Nie, nie. Nie mieszkam tu czy nawet w Warszawie. Przyjechałem do kumpla i odwiedzić stolice. Na studia wyjechałem do Berlina i tam już zostałem. Teraz idę do jakiejś kawiarni bo lot mi odwołali a kumpel siedzi w robocie do późna a na lotnisku i ceny z kosmosu i kawa obrzydliwa.
Zupełnie bez zastanowienia wypaliła.
– To może wpadniesz do mnie na kawę?
Chyba ten ciężki dzień dał jej do wiwatu bardziej niż sądziła bo właśnie zaprosiła do swojego mieszkania praktycznie obcego faceta na kawę, której nie pija i to jeszcze do mieszkania nieprzygotowanego na gości bo się ich nie spodziewała. Nawet Daniel, jej potencjalna randka, nie miał szans na zaproszenie, nigdy po pierwszej a rzadko i po drugiej randce ktokolwiek miał wstęp do jej sanktuarium a tu o, taki klops.
– Pewnie! – Odpowiedział pełen entuzjazmu Marek, któremu chłodny wiatr też dał się chyba we znaki.
Tak więc poprowadziła niespodziewanego gościa do swojego m2. Znaczy m2 banku bo kredytu zostało jeszcze prawie dwadzieścia lat.
Marek szedł obok dziarskim krokiem i opowiadał o wczorajszej imprezie, że był to wieczór kawalerski kolegi, że trochę popili i różne tam głupotki a ona przyglądała mu się z coraz większym zaciekawieniem. Z tej rudej kuleczki wyrósł kawał przystojnego chłopa, a i trzydniowy zarost na smukłej twarzy wcale nie przeszkadzał. Był ubrany na sportowo w bluzę i luźne spodnie a ona teraz dopiero uświadomiła sobie, że ma ubiór „randkowy” i zauważyła, że Marek ukradkiem zerka to na jej nogi, to na jej dekolt. No to ładnie pomyślała, no nic, dostanie kawę i niech ucieka na to swoje lotnisko.
Weszli na pierwsze piętro, a Ewelina jak nigdy, od razu znalazła klucze i otworzyła drzwi.
W mieszkaniu było ciepło i przytulnie, ona zdjęła swoją skórzaną kurtkę i została w samej bluzeczce z dość pokaźnym dekoltem i miniówie. Czuła się głupio ale nie dała po sobie tego poznać i zaprosiła gościa „na salony”.
– Czarna bez niczego. – usłyszała i lekko ją to zbiło z tropu a później uświadomiła sobie, że chodzi o kawę.
– Aaa jasne już szykuje
Miała dziś w zamiarze zrobić sobie grapefruitową herbatkę z miodem i poczytać książkę, teraz będzie piła kawę z Markiem. Czas mijał im wyjątkowo miło, Marek okazał się ciekawym i inteligentnym rozmówcą i tak minęły dobre dwie godziny, dwie kawy i herbata i wtedy jej kompanowi przydarzyło się nieszczęście. Opowiadał właśnie jaką to udało mu się złowić rybę i w przypływie emocji wylał kubek gorącej herbaty na swoją bluzkę i spodnie.
Ona odruchowo złapała serwetkę i zaczęła go wycierać on ściągnął bluzkę i nagle przez przypadek przesunęła szmatką w okolicach jego członka. Wyczuła dość pokaźnych rozmiarów zgrubienie i poczuła jak krew uderzyła jej do twarzy. Uszy piekły ją niemiłosiernie ale ze zdziwieniem poczuła, że nie tylko uszy. Dawno powstrzymywane żądze spłynęły po niej do tego jednego miejsca, które zrobiło się nagle bardzo gorące i wilgotne.
Marek nic nie zrobił sobie z jej zakłopotania i stał półnagi z dobrze uwypuklonymi spodniami. Ewelina nie wiedząc co zrobić, próbowała iść do kuchni ale wtedy on lekko chwycił ją za rękę i przysunął do siebie. Bił od niego żar, czy to pożądania czy po prostu sytuacja była taka dziwna ale ten żar roztopił w Ewelinie wszystkie hamulce i wbiła się paznokciami w jego plecy a ustami znalazła jego usta i złączyli się w długim pocałunku. Nie przerywając Marek rozpiął guzik jej bluzki i stanik.