‒ Poradzę sobie ‒ zapewniłem ją z łagodnym uśmiechem na ustach, choć wcale nie byłem o tym do końca przekonany.

                ‒ Wybrałeś już coś z karty?

                ‒ Stek ‒ odparłem. ‒ Z frytkami, tylko proszę, żeby zostały usmażone na małej ilości oleju.

                ‒ Oczywiście. ‒ Właścicielka skinęła głową, wzięła ode mnie menu, a następnie odeszła, kierując się do kuchni.

                Rozsiadłem się wygodnie przy stoliku i dyskretnie rozejrzałem dokoła. W przeciwnym rogu sali dostrzegłem znajomą postać. Zmrużyłem oczy, nie będąc pewnym, czy to naprawdęona. Kobieta zaśmiała się i odrzuciła swoje długie ciemne włosy na plecy, a ja zyskałem pewność, że była to Julia Clark. Jej towarzyszka zauważyła, że im się przyglądam i powiedziała o tym Julii. Kobieta zerknęła przez ramię i spojrzenie jej ciemnych oczu padło prosto na mnie.

                Na widok jej pomalowanych na czerwono ust poczułem przyjemny skurcz w podbrzuszu i nieznacznie poruszyłem się na krześle. Julia uśmiechnęła się lekko, po czym uniosła dłoń i pomachała mi na przywitanie. Odpowiedziałem tym samym, a następnie odwróciłem wzrok. Nie zamierzałem przecież gapić się na nią przez cały wieczór.

                Tak mówiłem? Otóż zupełnie mi to nie wychodziło. Co chwilę mój zdradziecki wzrok uciekał w jej kierunku. Na pocieszenie pozostał mi fakt, że ona również zerkała w moją stronę. Kiedy ją na tym przyłapywałem, szybko odwracała głowę speszona. Wkrótce właścicielka osobiście przyniosła mi jedzenie. Włożyłem do ust pierwszy kęs mięsa i z zadowolenia przymknąłem oczy. Smakowało tak samo jak piętnaście lat temu. Niewiarygodne.

                Po skończonym posiłku zamówiłem kieliszek brandy, z którego zdążyłem upić zaledwie łyk, gdy na sali wzmógł się gwar. Obserwowałem Julię, jak z koleżanką kończy butelkę wina. Jej śmiech stawał się coraz głośniejszy, a rzucane w moim kierunku ukradkowe spojrzenia odważniejsze. Dzięki alkoholi przestała być taka nieśmiała.

Wtedy do restauracji weszła grupka na oko starszych ode mnie mężczyzn. Natychmiast zaczęli rozmawiać podniesionymi głosami, zakłócając panującą tu wcześniej atmosferę. Nie zwracałem na nich zbytniej uwagi, choć irytował mnie ich prostacki sposób bycia. Zainteresowałem się nimi dopiero wtedy, gdy zatrzymali się przy stoliku Julii.

                Z daleka widać było, że cała trójka fagasów przesadziła z wlaną w siebie ilością alkoholu. Wyprostowałem się na krześle, kiedy jeden z nich przybliżył swoją czerwoną twarz do Julii.

                ‒ Cześć, śliczna ‒ wybełkotał.

                Kobieta skrzywiła się i odsunęła nieznacznie.

                ‒ Ej, patrzcie! Królewna się znalazła‒ zadrwił z niej jeden z trzech palantów. ‒ A może czekasz na swojego księcia z bajki?

                Chwycił ją za łokieć i zmusił, żeby wstała. Julia szarpnęła się, usiłując mu wyrwać. Widząc to, mimowolnie zacisnąłem dłonie w pięści. Czekałem, zaciskając dłonie w pięści na podłokietnikach fotela. Zerknąłem po sali, nikt nawet nie raczył zareagować! Co za znieczulica. Wszyscy jedynie przyglądali się tej scenie z bezpiecznej odległości.

                ‒ Zabierz łapy, Jack ‒ warknęła na niego. ‒ Za dużo wypiłeś.

                ‒ Przestań zgrywać taką niedostępną, skarbie‒wybełkotał, zataczając się przy tym lekko.

                ‒ Puść mnie!

                Widziałem, jak na twarzy Julii zaczyna odmalowywać się strach. Pogłębił się, gdy Jack położył dłoń na jej pupie.Czerwona plama przesłoniła mi wzrok. Furia zawładnęła moim ciałem. Przestałem myśleć. Zerwałem się z krzesła i ruszyłem w ich stronę. W dwóch kolejnych susach znalazłem się przy palancie, który wciąż trzymał Julię. Nikt inny w restauracji ewidentnie nie zamierzał zareagować. Ta znieczulica tylko spotęgowała moją wściekłość.

                ‒Powiedziała, żebyś ją puścił‒ wycedziłem przez zaciśnięte zęby, stając przed nimi. Na twarzy Julii odmalowała się ulga.Jej koleżanka siedziała przy stoliku całkowicie sparaliżowana strachem. Dwaj koledzy Jacka zrobili krok do przodu, gotowi wesprzeć swojego, pożal się Boże, wodza.

                Starałem się uniknąć rękoczynów, choć ręka niemiłosiernie mnie swędziała.

                ‒ A co? Też masz na nią ochotę? ‒ Kiedy otworzył usta, doleciał do mnie obrzydliwy zapach spożytego przez niego taniego alkoholu. Z trudem powstrzymałem się przed tym, żeby nie cofnąć się o krok. ‒Ustaw się w kolejce, lalusiu.

                Wyszczerzył swoje czarne zęby w obleśnym uśmiechu. Nie wytrzymałem. Zacisnąłem prawą dłoń w pięść i walnąłem go nią prosto w szczękę. Julia wrzasnęła, kiedy głowa Jacka odskoczyła mu na bok, a z rozbitego nosa trysnęła krew. Pijak puścił ją, co natychmiast wykorzystała, żeby schować się za moimi plecami. Dwóch pozostałych palantów rzuciło się na mnie.

                ‒ Paul! ‒ zawołała spanikowanym głosem Julia.

                Stan upojenia alkoholowego, w jakim się znajdowali, miał duży wpływ na ich koordynację ruchową. Kiedy jeden z nich zamachnął się na mnie, bez trudu zrobiłem unik i jego pięść przemknęła mi tuż przed nosem. Nie myślałem, po prostu działałem. Przyłożyłem mu w brzuch, aż zgiął się w pół. Poprawiłem kolanem w głowę i mężczyzna osunął się na podłogę cicho jęcząc.

                Wyprostowałem się, rzucając wyzywające spojrzenie w kierunku ostatniego chojraka. Temu alkohol nie zdążył wypalić jeszcze wszystkich szarych komórek, bo spojrzał na Jacka, następnie na leżącego u moich stóp kolegę, a na koniec przełknął głośno ślinę.

                ‒ Nie było tematu, stary ‒ powiedział, unosząc wysoko ręce w geście kapitulacji.

                ‒ Wypierdalaj stąd ‒ warknąłem na niego. Kiedy ani drgnął, zrobiłem krok w jego stronę. Mężczyzna cofnął się odruchowo. ‒ Zabieraj swoich koleżków i się wynoście, bo zadzwonię na policję‒ powtórzyłem, bo widocznie do niego nie dotarło.

                ‒ Tak jest ‒ mruknął, pochylając się, by pomóc wstać kumplowi.

                Skrzyżowałem ramiona na piersi, napinając przy tym bicepsy w akcie demonstracji siły i pewności siebie. Odprowadzałem wzrokiem trójkę pijaków, jak ci czmychali z opuszczonymi głowami z restauracji. Na koniec odwróciłem się do stojącej za moimi plecami Julii.

                ‒ Nic ci nie zrobili? ‒ spytałem, błądząc wzrokiem po jej sylwetce.

                ‒ Nie. A twoja ręka? ‒ zawołała, dotykając mojej poranionej dłoni.

                Rzeczywiście, z knykci płynęła krew. Przez złość nawet nie czułem bólu. W tej chwili w ogóle się dla mnie nie liczyła.

                ‒ To nic ‒ mruknąłem, próbując cofnąć rękę i schować ją za plecami.

                ‒ Krwawisz ‒ powiedziała cicho. ‒ Trzeba to opatrzyć.

                ‒ Nic mi nie jest. ‒ Mięśnie zesztywniały mi na plecach, kiedy musnęła palcami moją dłoń.

                Spiorunowała mnie wzrokiem. Uniosłem brwi rozczulony jej troską.

                ‒Pozwól mi w ramach podziękowania opatrzyć twoją ranę ‒ powiedziała, patrząc mi w oczy.

                Westchnąłem ciężko.

                ‒ Zgoda‒ ustąpiłem.