‒Czy tutaj zwykle nikt nie pracuje? ‒ zapytałem pół żartem, pół serio, wyrywając ją tym z odrętwienia. Musiałem się do niej natychmiast zdystansować, żeby nie wyjść na napalonego szczeniaka.Kobieta zamrugała, po czym spiorunowała mnie spojrzeniem. Uniosłem brwi. Zadziorna.

                ‒ Czy to wszystko? ‒ spytała sucho.

                ‒ Tak ‒ potwierdziłem.

                Podliczyła wszystkie produkty, które następnie zaczęła pakować do siatek. Przyglądałem się jej w milczeniu. Po paru minutach podała mi torby, patrząc mi przy tym wyzywająco w oczy.

                ‒ Dziękujemy i zapraszamy ponownie ‒wyrecytowała bez przekonania.

                ‒Czy pani jest stąd? ‒ zagadnąłem. Nie potrafiłem zmusić się do tego, aby wyjść ze sklepu. Szukałem pretekstu do przedłużenia rozmowy.

                W ciemnych tęczówkach kobiety błysnęło zaskoczenie. Szybko jednak starała się je zamaskować.Skinęła głową, by po chwili kolejny raz zmierzyć mnie badawczym spojrzeniem.

                ‒ Paul Watts? ‒ spytała po chwili.W jej głosie pobrzmiewała niepewność.

                ‒ Skąd wiesz, jak się nazywam? ‒Z wrażenia zupełnie zapomniałem o tym, że przecież nie przeszliśmy na ty. Dlaczego ja nie wiedziałem, kim ona była? Miałem wrażenie, że coś mi umyka.

                ‒ To ja ‒ powiedziała, marszcząc lekko brwi. Wydawała się być lekko zakłopotana faktem, że ja jej nie rozpoznałem.‒Julia Clark.

                Julia Clark, powtórzyłem w myślach. Coś mi mówiło to nazwisko… Kilka sekund zajęło mi dopasowanie jej imienia do twarzy, ale wreszcie się udało. Kiedy zaskoczyło, zamrugałem kilkakrotnie. Niemożliwe.

                ‒ Nie poznałem cię ‒ przyznałem, przeczesując dłonią sięgające mi do kołnierzyka czarne włosy. Starałem się uniknąć niezręcznej atmosfery. Rzeczywiście jej nie rozpoznałem, bo cholernie się zmieniła. Julia Clark, którą pamiętam ze szkoły, nie była za grosz seksowna. A kobieta, która teraz przede mną stała, wręcz kipiała seksapilem.

                ‒ Nie mam aparatu ‒ zażartowała.

                ‒ I wielkich okularów ‒ dodałem, przypominając sobie to, jak wyglądała w podstawówce.

                Jak mogłem jej nie poznać? Przecież przez kilka lat siedzieliśmy razem w ławce!Miałem ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło. Tyle że wtedy wyglądała zupełnie inaczej. Z każdą kolejną sekundą przypominałem sobie więcej szczegółów. Nosiła gruby warkocz, okulary w czarnej oprawce na połowę twarzy oraz aparat ortopedyczny. Cicha myszka, trzymająca się na uboczu. Kto by pomyślał, że to takie brzydkie kaczątko?

                Sam nigdy nie zwracałem na nią uwagi.

                ‒ Sprzedałeś rodzinny dom i wróciłeś, dlaczego? ‒ spytała niby od niechcenia.

                Wbiłem w nią zaskoczone spojrzenie. Teraz już nawet nie próbowałem ukrywać przed nią swoich prawdziwych emocji.

                ‒ Skąd o tym wiesz?

                Zaśmiała się szczerze. Kiedy się uśmiechała, nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Hipnotyzowała mnie.

                ‒ Tu wszyscy o wszystkim wiedzą, Paul. Nie spodziewałam się ciebie spotkać.

                Obserwowałem, jak obchodzi ladę i staje przede mną. Nie umknął mojej uwadze sposób, w jaki kołysze biodrami przy każdym kroku. Cholera, naprawdę nie spodziewałem się, że Clark stanie się w przyszłości taką femme fatale.

                ‒A ja totalnie cię nie poznałem. Wyglądasz jak inna osoba‒ przyznałem zgodnie z prawdą.

                Odgarnęła kosmyk włosów z twarzy.Nie potrafiłem przestać błądzić wzrokiem po jej kuszącej figurze.

                ‒To było piętnaście lat temu, ludzie się zmieniają… ‒ urwała, wzruszając lekko ramionami.

                ‒Miło było cię spotkać, Clark ‒ dodałem, zbierając siatki z lady i kierując się w stronę wyjścia. Musiałem stąd szybko wyjść, bo zachowywałem się niepoważnie, gapiąc się na nią jak nastolatek.

                ‒ Pewnie jeszcze nie raz się spotkamy ‒rzuciła za mną.

                Prawdopodobnie, dodałem w myślach. Opuściłem sklep zanim wymsknąłby mi się jakiś mocniejszy komentarz odnośnie jej fenomenalnego wyglądu. Zaniosłem zakupy do domu, przyrządziłem sobie kolację, z którą następnie usiadłem do komputera. Kiedyskończyłem pracę, nastała noc i musiałem się położyć. Zanim jednak dotarłem do łóżka, wziąłem krótki prysznic. Wycierając się ręcznikiem przed częściowo zaparowanym lustrem, przyglądałem się swojemu ciału. Od dawna dbałem o formę, byłem częstym gościem na siłowni. Miałem wyraźnie zarysowany sześciopak na brzuchu oraz słynny trójkąt, na którego widok kobietom zazwyczaj brakowało powietrza. Przyciąłem odrobinę kilkudniowy zarost i przeczesałem mokre włosy. Nie narzekałem na zastój w sprawach łóżkowych, ale moje relacje zwykle były intensywne i szybko się wypalały. Spotykałem głównie kobiety zainteresowane moim wyglądem albo zawartością portfela, dlatego już dawno zrezygnowałem z randkowania na poważnie.

                Teraz jednak, stojąc nago przed lustrem, w mojej głowie pojawił się obraz Julii. Oczami wyobraźni widziałem, jak zwilża koniuszkiem języka swoje zmysłowe usta. Czułem, jak mój penis drgnął na tę wizję, budząc się do życia. Zerknąłem na niego.

                ‒Kto wie, kolego ‒ mruknąłem. ‒Trzeba tylko sprawdzić, czy kogoś ma i czy w ogóle jej się spodobasz.

                Włożyłem spodnie i bez koszulki udałem się do sypialni. Kładąc się do łóżka, wciąż nie potrafiłem przegonić z głowy obrazu Julii.

* * *

                Rano poszedłem pobiegać po okolicznych wzgórzach, a resztę dnia spędziłem pracując. W firmie pojawił się problem, który wymagał natychmiastowej interwencji, a ja należałem do perfekcjonistów, dlatego też nie odpuściłem do momentu, aż nie został w pełni zażegnany. Przegapiłem śniadanie i obiad, a jedynie skubnąłem coś w międzyczasie. Zapomniałem, dlaczego wyjechałem. W ogóle o wszystkim zapomniałem.

Kiedy skończyłem, było już bardzo późno. Zaatakował mnie potworny głód. Dlatego też wyjątkowo postanowiłem zjeść kolację na mieście. West Mount było jednym z najmniejszych miasteczek w tym regionie, mimo tego nie narzekało na brak restauracji. Z tego, co pamiętałem jeszcze jako dziecko, w jednej z nich serwowali niezłe steki. Wziąłem prysznic i zamieniłem garnitur na jeansy plus koszulkę z krótkim rękawem. Opuściłem dom, po raz kolejny decydując się na spacer. Miałem w planach drinka, co wykluczało zabranie ze sobą auta. Spacerując, czułem się wolny. Po mieszkaniu przez tak długi czas w zatłoczonym mieście, teraz rozkoszowałem się prawie pustymi ulicami i górską panoramą w tle.

                Po około dziesięciu minutach dotarłem na miejsce. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po wnętrzu. Oprócz nowych sof i stołków przy barze nic więcej nie uległo zmianie. Nawet kolor ścian, choć odnowiony, pozostał ten sam. Poczułem przypływ nostalgii i uśmiechnąłem się pod nosem. Przeszedłem przez salę i zająłem jeden z wolnych stolików dwuosobowych przy ścianie.

                Kilka minut później zjawiła się obok mnie kelnerka gotowa przyjąć zamówienie. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się wbrew sobie. Sześćdziesięcioletnia właścicielka rozdziawiła usta na mój widok.

                ‒ Paul Watts! ‒ zawołała, zasłaniając dłonią otwartą buzię. ‒A niech mnie diabli! Co tu robisz?

                ‒ Wróciłem ‒ powiedziałem po prostu. Przecież nie będę się rozwijał na ten temat.

                Kobieta uniosła wysoko brwi.

                ‒Sam? ‒ spytała cicho, pochylając się nad stolikiem. To pytanie miało być dyskretne, ale w jej wieku niezbyt się to udało.

                Udało mi się zachować kamienny wyraz twarzy.

                ‒ Owszem, sam ‒ potwierdziłem.

                Kobieta cmoknęła niezadowolona moją odpowiedzią.

                ‒ Kochanieńki ‒ zaczęła. ‒ Za kilka dni staniesz się główną atrakcją naszego miasteczka i najlepszą partią w okolicy.

                Nie potrafiłem ukryć przed nią grymasu. Ta wizja sprawiła, że pożałowałem swojego przyjazdu. Na ulicach San Francisco byłem anonimowy. Tu zostały mi raptem godziny, aby się tym cieszyć.

                ‒Nie szukam rozgłosu ‒ mruknąłem.

                ‒ Wiem ‒ potwierdziła, kiwając przy tym głową. ‒ Lecz dla nich będziesz kawałkiem świeżego mięsa. Bardzo apetycznym zresztą.

                Zaśmiałem się krótko. Właśnie taką ją pamiętałem, bezpośrednią. Swoim genialnym podejściem do klienta zawsze zapewniała lokalowi tłumy.