Pchnęłam więc duże ciężkie drewniane drzwi i weszłam do gabinetu, który był połączonyz salą konferencyjną. Po lewej stronie stało biurko z dużym czarnym fotelem, a centralne miejsce zajmował długi szklany stół, ciągnący się wszerz pomieszczenia. Z prawej został ustawiony barek, nad którym wisiał drogi obraz. Całość dopełniały wysokie rośliny ustawione w kątach. Formalnie i surowo.

                ‒ Szefie? ‒ rzuciłam, spoglądając na sześćdziesięcioletniego mężczyznę siedzącego za biurkiem.

                Dyrektor podniósł na mnie wzrok znad wąskich okularów i uśmiechnął się lekko.

                ‒Ashley, dobrze, że jesteś ‒ powiedział na mój widok.

                ‒ Mogę zająć sekundkę? Mam sprawę ‒ Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi.

                ‒ Jasne, siadaj. Miałem cię zawołać. ‒ Wskazał jedno z ustawionych przed biurkiem foteli.

                Podeszłam do jednego z nich, ale nie usiadłam. Zatrzymałam się za nim, kładąc dłonie na oparciu.

                ‒ Coś się stało? ‒ spytałam, patrząc na siedzącego przede mną mężczyznę.

                ‒ Ty zacznij ‒ odparł, posyłając mi zachęcający uśmiech.

                ‒ Chcę zgłosić swoją kandydaturę na zastępcę dyrektora ‒ oznajmiłam, wypychając dumnie pierś do przodu.

                Zmarszczki szefa pogłębiły się nieznacznie.

                ‒ Spodziewałem się tego, Ashley‒ odparł. ‒ I szczerze mówiąc, bardzo mnie to cieszy.

                Rozpierała mnie duma.

                ‒ Czyli przyjmuje pan moją kandydaturę? ‒ upewniłam się, przygryzając wargę.

                ‒ Tak ‒ potwierdził skinieniem głowy.

                ‒ Dziękuję! ‒ odparłam lekko podniesionym tonem. Moje serce galopowało z radości. ‒ A czy mogę zapytać, czy oprócz mnie ktoś jeszcze się zgłosił? – dopytałam ciekawsko.

                ‒ Na tę chwilę nie ‒ odpowiedział.

                Miałam ochotę skakać do góry z radości. Wtedy ktoś zapukał do gabinetu.

                ‒ Wejść! ‒ zawołał, przechylając się na krześle, aby móc spojrzeć na gościa.

                Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, jak w progu staje Meyers. Zacisnęłam zęby na jego widok. Niebieskie oczy przesunęły się po mnie przelotnie. Po twarzy mojego rywala przemknął wyraz niezadowolenia. Uniosłam brwi w niemym zapytaniu.

                ‒ Szefie, mogę na chwilę? ‒ zapytał.

                ‒ Tak, wejdź. Właściwie cieszę się, że jesteście tu oboje ‒ stwierdził dyrektor.

                Meyers ruszył przez gabinet. Odwróciłam się z powrotem do szefa, czując, jak całe moje ciało spina się, kiedy Parker zatrzymał się obok. Kątem oka widziałam jego ciemny garnitur.

                ‒ Nie wiem, czy to odpowiedni moment ‒ zaczął Meyers.

                ‒ Domyślam się, w jakiej sprawie do mnie przyszedłeś i obawiam się, że ktoś cię ubiegł. ‒ Szef spojrzał na mnie znacząco.

                Ściągnęłam łopatki i uśmiechnęłam się pod nosem.

                ‒ Rozumiem. Mimo to, zaryzykuję. Zgłaszam swoją kandydaturę na stanowisko zastępcy dyrektora ‒ oznajmił.

                Spojrzałam na niego gwałtownie.

                ‒ Przyjmuję ‒ dodał szef.

                Odwróciłam ku niemu głowę, wbijając w mężczyznę pełne niedowierzania spojrzenie.

                ‒ Chyba nie myślałaś, że będziesz jedyna? ‒ rzucił Meyers, nachylając się do mnie.

                Poczułam świeży, męski zapach jego perfum i ścisnęło mnie w podbrzuszu. Odwróciłam ku niemu twarz.

                ‒ Nie masz ze mną szans ‒ wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

                ‒ Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam powodzenia ‒ przerwał nam dyrektor.

                ‒ Tak ci się tylko wydaje, Roberts ‒ warknął, patrząc na mnie z góry.

                Zjeżyłam się, stając na wprost niego.

                ‒ Pogódź się z tym, Meyers ‒ syknęłam, dźgając go palcem w klatkę piersiową.

                Z lekką konsternacją zauważyłam, że była twarda jak stal. Jego niebieskie oczy ciskały w moim kierunku błyskawice. Przybliżył do mnie twarz. Pierwszy raz znalazłam się tak blisko niego. Jego tęczówki miały idealnie błękitny odcień…

                ‒ Po moim trupie ‒ mruknął, odpychając moją rękę.

                Moje ciało przeszył prąd. Otworzyłam szerzej oczy i dostrzegłam, jak jego źrenice również rozszerzają się nieznacznie. Szybko zamaskował zaskoczenie odmalowujące się na jego twarzy i cofnął się o krok.

                ‒ Chodźcie ze mną, mam coś do ogłoszenia ‒ powiedział szef, wchodząc między nas, co przyjęłam z wielką ulgą.

                Kiedy opuścił gabinet, podążyliśmy za nim. Meyers przepuścił mnie w drzwiach, przemknęłam więc przez nie szybko, by uniknąć z kolejnego kontaktu między naszymi ciałami.

                ‒ Halo, zapraszam wszystkich na korytarz ‒ zawołał dyrektor, stając po środku.

                Powoli z sal zaczęli wyłaniać się pracownicy. Zerknęłam ukradkiem na Parkera i zobaczyłam, jak wbija wzrok w moją ołówkową spódnicę. Meyers dostrzegł, że mu się przyglądam, i przeniósł spojrzenie na moją twarz. Szybko odwróciłam głowę, za co natychmiast skarciłam się w myślach.

                Zachowywałam się jak idiotka. O co tu chodziło? Zapewne o stres związany z tą całą szaloną sytuacją.

                ‒ Słuchajcie! ‒ Dyrektor podniósł ręce, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. ‒ Ashley Roberts i Parker Meyers zgłosili dziś swoje kandydatury na stanowisko zastępcy dyrektora marketingu.

                Na korytarzu rozległy się brawa. Posłałam wszystkim szczery uśmiech.

                ‒ Dlatego ogłaszam konkurs. Ta z grup, której reklama nowej linii kremów wygra akceptację klienta, zostanie moim zastępcą. To najważniejszy projekt od lat ‒ Kolejne brawa. Szef gestem nakazał ciszę. ‒ To nie koniec. W najbliższy weekend wypadają walentynki i chciałbym spontanicznie zorganizować z tej okazji imprezę firmową. Zaproszeni są wszyscy pracownicy! Oczywiście z osobami towarzyszącymi i jeśli nie macie innych planów – mrugnął do podwładnych.

                Aplauz wzrósł na sile, gdzieniegdzie dało się usłyszeć pełne aprobaty gwizdy. Skrzywiłam się. Nie cierpiałam walentynek, co roku spędzałam je wraz ze swoją kotką w domowym zaciszu. Sztuczne święto mające na celu nakręcenie kapitalistycznej maszyny. Pas.

                ‒ Ashley i Parker ‒ dyrektor zwrócił się bezpośrednio do nas.‒ Jako kandydaci nie możecie tego przegapić. Socjalizacja z zespołami to kluczowa sprawa dla zastępcy dyrektora.

                Niech to szlag! ‒ zaklęłam w myślach.

                ‒ Przyjdziemy ‒ odpowiedział za nas Parker.

                Spiorunowałam go wzrokiem ponad głowami pracowników. Meyers posłał mi złośliwy uśmiech, na widok którego dosłownie zatrzęsłam się ze złości. Musiał wyczytać z mojej miny, że nie miałam zamiaru iść i zrobił to specjalnie. Co za dupek.

                ‒ Przyjęcie odbędzie się w ten piątek o ósmej wieczorem. To wszystko, możecie wracać do pracy.

                Ludzie zaczęli się rozchodzić. Natychmiast podeszły do mnie Jennifer i Emily.

                ‒ Gratulujemy, Ash! Na pewno dasz radę‒ powiedziała blondynka podekscytowanym głosem.

                ‒ Swoją drogą, Meyers gapi się dziś na ciebie ‒ dodała ciszej Emily.