– Pamiętaj o naszej umowie, kochanie. – powiedział mąż, odjeżdżając.
Twierdził, że wziął dzień urlopu i zajmie się dziećmi. Nie wiem co o tym sądzić. Prawdopodobnie odwiezie je do swojej matki, albo zostawi z opiekunką. Spędzi dzień na oglądaniu sportu w tv i rozwalaniu mieszkania ze swoimi kolegami. Będę musiała sprzątać okruszki po czipsach, pudełka po pizzy i butelki po piwie.
Mimo wszystko, przytaknęłam. Nie zdejmę opaski z oczu i poczekam, aż ktoś po mnie przyjdzie. Nie wiem co planował, ale po dziesięciu latach małżeństwa i trójce dzieci… chyba powinnam mu zaufać.
– Pani, to pewnie pani Kowalska. – powiedział głos – Proszę za mną.
Kobieta prowadziła mnie w nieznanym kierunku. Znałam męża aż za dobrze i nie sądziłam żeby chodziło o coś szemranego. Drzwi się otwarły i moje nozdrza wypełnił piękny zapach.
– Czy chciałaby pani napić się kawy lub drinka? – zapytała kobieta.
– Kawę, z dwoma kostkami cukru.
Zdjęto mi opaskę i zobaczyłam gdzie jestem. To luksusowy resort, dokładnie ten o którym wspominałam wielokrotnie, lecz w którym nigdy jeszcze nie byłam. Jedzenie, opłaty i kredyty zawsze były ważniejsze. Ja i moje priorytety- wszystko i wszyscy najpierw, a ja ostatnia.
Moja kawa nadeszła.
– Większość klientów zaczyna od gorących źródeł. – powiedziała hostessa.
Znała się na tym, więc rozebrałam się i ruszyłam w ich stronę.
– Woda zawiera wysokie stężenie minerałów z wnętrza ziemi, które rozluźniają mięśnie. Proszę się zanurzyć i rozkoszować wrażeniami.
Woda była gorąca, lecz zimne górskie powietrze wręcz przeciwnie. Moje sutki obudziły się i stanęły na baczność. Weszłam do basenu nago, w stylu nordyckim, i ku mojemu zdziwieniu ktoś już tam był.
– Urodziny? – zapytała nieznajoma.
– Nie, losowa niespodzianka od męża. To dziwne, bo mam jeszcze dom do wysprzątania i obiad do ugotowania. Kiedy wrócę, wszystko będzie spalone do gruntu. – odpowiedziałam, naprawdę w to wierząc.
Kiedy się poślubiliśmy, przyrzekałam sobie że będę przygotowywać organiczne posiłki i utrzymywać absolutną czystość w domu. Bardzo szybko złamałam to postanowienie. Dzieci sprawiają, że porządek staje się niemożliwy. Nesquiki walają się wszędzie, a pieluszki piętrzą na stosach pod ścianami.
– Przynajmniej wtedy będzie czysto. – powiedziała.
Zaśmiałam się, ale modliłam żeby to nie była prawda. Mąż nigdy wcześniej tego nie robił… co, jeśli ma zamiar się wyprowadzić w międzyczasie?
Gdy tylko kawa zniknęła z kubka, pojawiła się hostessa.
– Czas na saunę. Jaki zapach pani preferuje?
Wybrałam lawendę i udałam się do drewnianej sauny. Już po gorących źródłach zaczęłam czuć ukojenie, a czekało mnie więcej atrakcji. Z głośników rozbrzmiewał lekki jazz i dostarczono mi drinka. Po prostu siedziałam i cieszyłam się chwilą. Nikt nigdy mnie tak nie traktował, i niemal bałam się, że ktoś za chwilę wparuje przez drzwi i zasypie mnie problemami.
W tamtej chwili zasługiwałam na bycie z dala od wrzeszczących dzieci, brudnych naczyń i chrupków porozrzucanych wkoło. Tutaj nie miałam żadnych trosk. Byłam tylko ja, jazz i lawendowa sauna. Tylko ja, przez cały dzień. Zasługiwałam na to.
Byłam tak bardzo zrelaksowana, że chyba zasnęłam.
– Proszę pani… Proszę pani!
Aż podskoczyłam na siedzeniu, myśląc że to „Mamo, Mamo!”, czyli standardowy okrzyk w domu. Ktoś pewnie wpakował się w kłopoty, lub trzeba ugasić jakiś pożar. Ludzie nie radzą sobie beze mnie przez ani jeden dzień.
– Czy zechciałaby pani masaż? – zapytała hostessa.
Zaspana, przytaknęłam. Już wtedy byłam wystarczająco zrelaksowana, ale co mi tam- to w końcu dzień w luksusowym spa. Tylko dla mnie!
Wybrałam masaż czekoladą. Zawsze chciałam żeby mąż mi go zrobił, ale bałam się że zrujnuję pościel w łóżku. Położyłam się na stole, pijąc kolejnego drinka. Masażystka podeszła do mnie i zabrała się za masowanie skurczonych mięśni. Była w tym naprawdę dobra. Pracowała nad wszystkimi warstwami, nawet najgłębszymi. Skupiła się szczególnie nad barkami i plecami, ponieważ one były najbardziej spięte. Ponownie zasnęłam. Przebywanie w towarzystwie wymagających dzieci jest niesamowicie stresujące.
Wkrótce, o wiele za szybko, mój dzień dobiegł końca.
Mąż czekał na mnie w aucie na zewnątrz, żeby mnie odebrać. Wróciliśmy do domu. Oczekiwałam że będzie doszczętnie spalony, a weszłam do błyszczącego, nieskazitelnego wnętrza. Szczęka mi opadła. Naczynia umyte, podłoga odkurzona i, kolejne spełnione marzenie, dywan profesjonalnie wyczyszczony. Dom był w takim stanie, że bałam się wejść do środka w butach, żeby tego nie zniszczyć.
– Witaj z powrotem, kochamy cię mamo! – krzyknęli wszyscy chórem na mój widok.
To był wspaniały dzień, wspaniała odskocznia. Tylko dla mnie.