Basia Kowal była przerażona, bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Siedziała samotnie w swoim samochodzie w małej górskiej miejscowości, gdzie nikt jej nie znał – a w każdym razie miała nadzieję, że tak było. Jej oczy wypatrywały jakichkolwiek oznak niezwykłej aktywności, które mogłyby wskazywać na to, że ktoś chce wyrządzić jej krzywdę. Było zimno i można było spodziewać się opadów śniegu w każdej chwili, gdy Basia siedziała w swoim nieogrzewanym samochodzie.

Była zmęczona. Ostatnie kilka godzin było wyczerpujące i potrzebowała snu. Oczywiście nie mogła pozwolić sobie na taką przyjemność, bo ktoś, kto mógłby ją skrzywdzić, mógłby ją wtedy zaskoczyć. Była głodna, ale nie odważyła się szukać jedzenia w miejscu publicznym, aby nie zostać rozpoznaną.

Siedząc, myślała o piekle, w którym przyszło jej żyć. Nielubiana przez rodzinę i przyjaciół za morderstwo, którego nie popełniła, ścigana przez policję za zabójstwo męża, którego nie popełniła i poszukiwana przez innych, którzy mogliby ją zabić, klientów jej męża prawnika, nieprzyjemnych ludzi, którzy działali jako organizacja poza prawem.

Wiedziała, że klientami Maćka byli często gangsterzy i nieudacznicy. Zdawała sobie sprawę, że często reprezentował handlarzy narkotyków, przemytników i tym podobnych. Nigdy nie rozmawiała z nim o tych klientach. Maciek nie chciał o nich mówić w domu.

Tego ranka Basia wstała z łóżka i poszła do kuchni, gdzie znalazła swojego męża martwego na podłodze. Kiedy pochyliła się, by mu się przyjrzeć i zbadać puls, rozległy się dwa strzały i usłyszała, jak kule uderzają w ścianę za nią. Ktoś do niej strzelał. Działając instynktownie, aby się uratować, Basia wycofała się na korytarz poza zasięg strzelca, gdy usłyszała krzyk mężczyzny: „Cholera. Jest na korytarzu. Łap ją Jacek!”. Wtedy Jacek odpowiedział: „Do diabła, nie mogę, policja już jedzie, a ja nie chcę tu być, kiedy tu dotrą!”. Wtedy pierwszy mężczyzna powiedział: „Pewnie pomyślą, że to zrobiła jego żona. Chodź!”

Basia, wciąż dość zdezorientowana nagłością wydarzenia, zdała sobie sprawę, że mężczyzna, który mówił, miał rację. Policja uzna ją za główną podejrzaną, więc uciekła. Gdy jechała ulicą, usłyszała syreny radiowozów zbliżających się do jej domu. Jej jedyną myślą była wtedy ucieczka.

Pomyślała, że ona i Maciek nie byli w najlepszych stosunkach. Wyszła za niego wkrótce po tym, jak zaczęła pracować w jego firmie prawniczej jako asystentka. Był bardzo męski i stanowił uosobienie dżentelmena. Kiedy okazywał jej uwagę, odpowiadała na to i w końcu pobrali się.

Na początku było to dobre małżeństwo, a ona była szczęśliwa, ale wkrótce sprawy między nimi potoczyły się nie najlepiej. Najpierw Maciek przespał się z jakąś prawniczką, podczas gdy rzekomo był poza miastem w jakiejś ważnej sprawie. Pochwalił się tym Basi i zaczął się do niej brzydko odzywać. Zagroziła rozwodem i rozeszła się wieść o nieporozumieniach między nią a mężem. Jej rodzina i przyjaciele, nie znając szczegółów, mieli jednak tendencję do faworyzowania Maćka.

Kiedy ten zagroził, że ją zrujnuje, jeśli złoży pozew o rozwód, zawahała się, ale on wydawał się zajęty innymi sprawami. Przez ostatnie kilka tygodni po prostu ją ignorował, gdy spali w tym samym łóżku. Teraz była w aucie, próbując uciec od wszystkich i wszystkiego.

Gdy zauważyła przejeżdżającego obok zastępcę komendanta, który przyglądał się jej samochodowi, zdecydowała się ruszyć. Powoli wyjechała z małego miasteczka i ruszyła na południe w kierunku gór. To była naprawdę jej jedyna opcja, ponieważ ci, którzy jej szukali, poruszali się w innym kierunku. Jechała ostrożnie po górskich drogach, gdy zaczął padać śnieg. Wkrótce zrobiła się śnieżyca, a jej samochód zaczął ślizgać się na stromych zboczach. Basia szybko zorientowała się w niebezpiecznej sytuacji, analizując swoje alternatywne działania – nie mogła zawrócić, nie mogła przejechać samochodem przez przełęcz, gdy śnieg padał coraz mocniej, być może znajdzie tam schronienie, chatę lub dom.

Właśnie wtedy go zobaczyła, mały, dwupokojowy domek z bali w stylu góralskiej chatki. Wyglądał na opuszczony i nie było śladów stóp na śniegu ani pojazdu, raczej duży stos drewna na opał leżał pod daszkiem. Kilka minut później Basia zaparkowała w pustym garażu i podeszła do frontowych drzwi, które okazały się być otwarte. Wewnątrz znajdowała się przytulne pomieszczenie, które zapraszało ją do środka. Dalsze oględziny ujawniły duży zapas jedzenia, wystarczający na wiele miesięcy. Zastanowiła się nad swoją sytuacją. Dojazd do niej został zablokowany, ponieważ droga została zamknięta z powodu śnieżycy. Nikt nie mógł jej tam znaleźć przez następne miesiące, a ona zdała sobie sprawę ze swojego ogromnego szczęścia w tym całym nieszczęściu.

Kąpiąc się w ciepłym strumieniu prysznica, zaczęła się relaksować. Godzinę później Basia była już w łóżku w białej pościeli w sypialni gościnnej. Jakoś nie czuła się komfortowo uzurpując sobie prawo do łóżka właściciela głównej sypialni. W miarę jak mijały dni, a śnieg padał coraz bardziej, czuła się bezpieczniej w swojej kryjówce. Czuła się tam komfortowo i spędzała czas na gotowaniu, pieczeniu i delektowaniu się dobrym jedzeniem. Do wiosny policja mogła o niej zapomnieć, a ona rozpocząć nowe życie w nowym miejscu.

Wtedy to usłyszała. Głośny warkot silnika odśnieżarki i kogoś zbliżającego się. Miała nadzieję, że minie ją, nie widząc nic interesującego i pójdzie dalej. Jeśli nie, będzie musiała zachowywać się tak, jakby była prawowitą właścicielką tego miejsca.