Po półgodzinnej podróży dotarliśmy na miejsce. Kierowca skręcił w boczną drogę, na której końcu znajdowała się brama. Ta otworzyła się automatycznie, jak tylko do niej podjechaliśmy. Z zainteresowaniem przyglądałam się mijanym drzewom. Miejsce znajdowało się na uboczu, a sam dom stał daleko od drogi, co zapewniało dyskrecję o której wspominała wcześniej burdel mama. Ciekawa byłam, do kogo należała ta pokaźnych rozmiarów posiadłość.

                Kierowca zatrzymał busa przed samym budynkiem na specjalnie przygotowanym podjeździe. Wysiadłyśmy z niego jedna po drugiej. W drzwiach pojawił się ubrany na czarno mężczyzna, od którego na kilometr krzyczało, że był ochroniarzem. Zaczęłyśmy wspinać się po schodach, aż w końcu wyrównałyśmy się z czekającym na nas mężczyzną.

                ‒ Zanim będziecie mogły przejść dalej, trzeba przejść kontrolę ‒ oznajmił.

                ‒ Jaką kontrolę? ‒ wyrwało mi się.

                ‒ Żadnych telefonów, kamer, podsłuchów, dyktafonów ‒ wyliczał bez zająknięcia.

                Wpuścił nas do ogromnego holu, na którego widok zabrakło mi tchu. Przed samymi drzwiami została ustawiona bramka przypominająca takie wykrywające metal na lotnisku. Jedna po drugiej przeszłyśmy przez nią bez słowa. Następnie facet przesuwał jakimś urządzeniem wzdłuż naszego ciała.

                ‒ Możecie iść dalej ‒ powiedział w końcu.

                Odetchnęłam z ulgą. Czułam się zażenowana, uciekałam wzrokiem na bok. Na litość boską, nie miałam na sobie prawie nic, gdzie niby miałabym wcisnąć te wszystkie rzeczy o których mówił?!

                Przy następnych drzwiach stał kolejny ubrany w czarny garnitur mężczyzna, który tym razem przepuścił nas bez słowa. Znalazłyśmy się w ogromnej sali, którą wypełniała muzyka. Światła zostały przygaszone, panował tam dziwny nastrój. Pod oknem została ustawiona spora sofa, a na niej siedziało kilku mężczyzn. Pozostali byli porozrzucani po całym pomieszczeniu. Szybko zorientowałam się, że była to jakaś męska impreza. Stali w grupkach dwu, trzech osobowych. Każdy z nich trzymał w ręku kieliszek z alkoholem. Na ustawionych po sali wysokich okrągłych stolikach znajdowały się przystawki oraz butelki z napoczętymi trunkami.

                Nasze przybycie zostało zauważone. Siedzący na sofie mężczyźni wyszczerzyli radośnie zęby.

                ‒ Marek! Jest twój prezent! ‒ zawołał jeden z nich.

                Powstrzymałam się przed odpowiedzią na ten szowinistyczny komentarz. A więc byłyśmy prezentem dla jakiegoś bogatego dupka? Ogarnęła mnie wściekłość. W tej chwili cały mój wstyd gdzieś wyparował.

                Wysoki mężczyzna stojący przy jednym z okien odwrócił się w naszą stronę. Na jego twarzy w przeciwieństwie do większości zebranych tu mężczyzn nie zagościł żaden uśmiech. W takim oświetleniu trudno było mi dostrzec dokładniej jego rys, miałam jedynie wrażenie, że był przystojny. Jednak mogłam się mylić.

                Wystąpił na środek sali i dopiero wtedy mogłam przyjrzeć mu się w pełni. Był szeroki w barkach i zadbany, ale nie przypominał osiłka, który pięć minut temu opuścił siłownię. Coś w jego postawie mówiło, że był kimś ważnym. Miał proste plecy, lekki zarost i ciemno blond włosy, które gdzie nie gdzie zwijały się w krótkie loczki. Bystre spojrzenie gospodarza spoczęło na nas, zlustrował nasze stroje od stóp do głów, a jego brwi uniosły się wysoko.

                ‒ Który z was na to wpadł? ‒ zapytał donośnym głosem.

                ‒ Bracie, baw się dobrze ‒ odparł jeden z siedzących na sofie.

                Na ustach mężczyzny pojawił się krzywy uśmiech, ukazując niewielki dołeczek w prawym policzku. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Był bardzo przystojny, z rodzaju tych, na których widok uginały się kolana z wrażenia.

                ‒ Zamówiliście tancerki? ‒ Pokręcił z rozbawieniem głową.

                ‒ Podobno najlepsze w mieście ‒ dodał wysoki brunet, wstając z sofy i podchodząc do gospodarza. Chyba to ten sam, który odezwał się wcześniej. A więc byli braćmi? Przechyliłam głowę na bok, przyglądając im się z zainteresowaniem.

                ‒ Nie wierzę ‒ zaśmiał się, klepiąc bruneta po ramieniu. Następnie zwrócił się do nas. Jego przystojna twarz spoważniała, choć w oczach wciąż widać było wesołe iskierki. ‒ Drogie panie, pokażcie na co was stać.

                Rozłożył ramiona na boki, rzucając w naszą stronę zachęcający uśmiech. Z głośników popłynęła muzyka, wypełniając salę. Jej rytm oraz basy zaczęły dudnić mi w uszach. Spojrzałam niepewnie na dziewczyny, które zaczęły tańczyć. Jedna z nich rzuciła mi ponaglające spojrzenie, zmusiłam więc swoje nogi do ruchu.

                Czułam na sobie wzrok zebranych na sali mężczyzn. Wbiłam go więc w ścianę przed sobą, wpatrując się uparcie w jeden punkt. Rozpoznałam piosenkę i odetchnęłam z ulgą, znałam ten rytm. Zaczęłam kołysać biodrami, najpierw powoli, a potem coraz szybciej. Mężczyźni zaczęli klaskać w dłonie.

                Dziewczyny zaczęły rozchodzić się po sali, mieszając się między gośćmi. Jako jedyna zostałam na środku. Starałam się tym nie przejmować, tłumacząc sobie, że skoro one zabawiały resztę, to ktoś musiał zostać w tym miejscu, prawda?

                Odważyłam się rozejrzeć po twarzach, aby wiedzieć, czy pokaz im się podobał. Napotkałam spojrzenie gospodarza i zamarłam. Serce zaczęło walić mi w piersi pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia. Zdałam sobie sprawę, że przestałam tańczyć, a jego oczy wyrażały zdziwienie moją reakcją. Zmusiłam się więc, by zacząć od nowa.

                Odwróciłam się do niego plecami, ukazując odsłonięte pośladki. Przełknęłam gorycz upokorzenia i widząc prowokacje koleżanek, położyłam dłonie na udach i zaczęłam sunąć nimi ku górze, aż dotarłam do gorsetu. Dyskretnie zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że on wciąż się na mnie patrzył. Postanowiłam pójść o krok dalej i musnęłam piersi, szyję, ujęłam włosy i uniosłam je lekko, by po chwili pozwolić im opaść swobodnie. Kręciłam leniwie  biodrami w rytm zmysłowej piosenki, co jakiś czas zmieniając kierunek, aż wykonałam pełen obrót.

                Stanęłam twarzą w twarz z mężczyzną o przenikliwym spojrzeniu. To miał być tylko taniec na określonych zasadach. Jednak z jakiegoś powodu czułam, że skończy się to inaczej.

                Uniósł dłoń i przybliżył ją do mojej twarzy. Wstrzymałam oddech, wpatrując się w jego zielone oczy. Powinnam się odsunąć, zareagować w jakikolwiek sposób, ale stałam jak zamurowana. Musnął mój policzek, wciągnęłam głośno powietrze. Jego spojrzenie pociemniało, kiedy rozchyliłam usta.

                W ułamku sekundy wyrosła u mojego boku jedna z dziewczyn.

                ‒ Regulamin zabrania dotykania którejkolwiek z dziewczyn ‒ powiedziała stanowczo, choć na jej ustach gościł uśmiech.

                ‒ Doprawdy? ‒ zapytał cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.

                Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Nie istniał nikt poza nim oraz jego hipnotyzującym spojrzeniem.

                ‒ Tak, jeśli regulamin zostanie ponownie złamany, będziemy zmuszone opuścić przyjęcie.

                Z początku nie zauważyłam, że na sali zapadła kompletna cisza.

                ‒ Rozumiem ‒ powiedział cicho mężczyzna, po czym po prostu chwycił mnie za rękę.                 Prąd przeszył całe moje ciało. Wybałuszyłam na niego oczy. Tajemniczy mężczyzna wydawał się być głuchy na protesty koleżanki, bo jakby nigdy nic zaczął ciągnąć mnie przez środek sali w kierunku drzwi znajdujących się na jej końcu. Po chwili ocknęłam się z transu i próbowałam wyrwać, ale mężczyzna jedynie mocniej zacisnął palce na moim nadgarstku. Zrozumiałam, że nic z tego nie będzie i chcąc uniknąć sceny uległam.

O autorze