Najpierw była ciemność i spokój. Potem było olśnienie i dźwięk. Poczułem się, jakbym się właśnie urodził w obcym świecie. Wokół mnie słyszałem głośne krzyki. Zapach był okropny, była to mikstura smrodu brudnego ciała, pleśni i rdzy. Sparaliżował mnie strach. Powoli otworzyłem oczy.
– Obudził się! – prychnął osiłek, który siedział nieopodal. Miał okrutnie brzydką twarz, pokrytą bliznami ze złamanym nosem. Rozległy się okrzyki śmiechu.
– Gdzie jestem? – powiedziałem słabo. – Kim ja jestem? – dodałem zdziwiony. Mój umysł był zupełnie pusty. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem i kim jestem. Byłem przerażony. Było ich czterech. Znowu się zaśmiali.
– To nie ma znaczenia, stary – powiedział największy i najgorszy z nich. – Jesteś teraz z nami.
Moje zdolności poznawcze zaczęły powracać.
– Jak się tu dostałem? – zapytałem zdezorientowany.
To wywołało jeszcze bardziej ochrypły śmiech.
– Znaleźliśmy Cię tutaj. Nie mieliśmy czasu, żeby odprowadzić Cię do mamusi.
– Gdzie jestem? – zapytałem już lekko spanikowany.
Chudy facet z ogoloną głową, czerwoną brodą sięgającą do piersi i kiepsko wykonanym tatuażem na ręce prychnął i wskazał w lewo. Gdańsk jest tam. Możesz wrócić do domu, jeśli przepłyniesz wpław sto kilometrów.
– Ale gdzie my jesteśmy?
– Jesteśmy na statku. Płyniemy na północ – powiedział wytatuowany koleś. Pozostali patrzyli na mnie z jawną pogardą.
Siedziałem wpatrując się w przestrzeń. Mój mózg zaczynał się restartować, ale wciąż nie pamiętałem, kim jestem i gdzie mieszkam. Czułem się, jakby całe moje życie zostało wymazane.
– Kapitan powiedział mi, żebym cię do niego przyprowadził, kiedy wytrzeźwiejesz – powiedział brodacz.
Byłem przerażony. Wstałem. Strasznie kręciło mi się w głowie. Poszedłem za nim. Okazało się, że statek jest ogromny. Było lato, ale silny wiatr od dziobu sprawiał, że było zimno i trudno było ustać. Zdałem sobie właśnie sprawę, że mam na sobie potargany smoking, a spodnie są brudne z wymiocin. Podciągnąłem kołnierz, żeby uchronić się przed zimnem. Towarzyszący mi facet zaśmiał się złośliwie. Miał na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawem i brudne dżinsy.
– Nie wytrzymasz tu, pedale – powiedział z pogardą.
Byłem zagubiony i przerażony. Po chwili doszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, w którym było bardzo dużo sprzętów. Kilku mężczyzn stało i obsługiwało te maszyny. Wyglądało na to, że sterują statkiem. Wszyscy zwrócili głowę w moją stronę. Odniosłem wrażenie, że mnie oceniają. Podeszliśmy do faceta, który stał za tą grupką ludzi. Był wysoki i miał przenikliwe spojrzenie. Sprawiał jednak wrażenie sympatycznego.
– Przejdźmy do mesy, tam będziemy mogli porozmawiać – zwrócił się do mnie kapitan. – Znaleźliśmy Cię na statku dopiero, gdy wypłynęliśmy, a nie mamy możliwości zawrócić po drodze. Kim jesteś i dlaczego się tu schowałeś?
– Miałem nadzieję, że pan mi powie. Nie mam pojęcia, kim jestem i dlaczego tu jestem. Nie potrafię sobie nic przypomnieć.
Kapitan wyglądał na niedowierzającego.
– Myślisz, że jestem idiotą? – krzyknął. – Kim jesteś? Przed czym uciekasz?
– Wiem, że brzmię jak szaleniec. Ale ja naprawdę nic nie pamiętam. Nie wiem nawet, jak mam na imię.
Kapitan pogłaskał bródkę, zamyślony.
– Cóż, nie możesz płynąć za darmo, to na pewno. Ale przypuszczam, że mogę Cię wykorzystać do pracy. Co możesz zrobić, aby pomóc?
Myślałem przez chwilę.
– Naprawdę nie wiem, co mogę panu zaoferować.
Kapitan pomyślał przez chwilę. Był porządnym facetem, ale nie chciał mieć pasażera na gapę.
– Wiem, co możesz robić – powiedział po chwili namysłu. – Mamy pasażerów na statku. Możesz pracować jako obsługa – brzmiało to o wiele lepiej niż ładowanie węgla pod pokład.
– Nie ma problemu, mogę się tym zająć.
– Dobrze. W takim razie możesz tu spać i jeść. Pozwól, że przedstawię cię kucharzowi.
W ten właśnie sposób zaczęła się moja kariera kelnera, chłopca na posyłki i ogólnie mówiąc służącego na statku.
Kapitan spojrzał na mój zniszczony smoking z obrzydzeniem na twarzy.
– Musimy mu załatwić odpowiedni mundur – kapitan zwrócił się do kucharza. – Zabierz go do schowka i daj mu coś do ubrania.
Kucharz wybrał białe spodnie i białą koszulę. Wyglądałem dziwnie, ale przynajmniej nie śmierdziałem wymiotami. Gdy kucharz wyszedł, spojrzałem w lustro. Zobaczyłem wysokiego, szczupłego faceta z trzydniowym zarostem na podłużnej twarzy o bladej, prawie przezroczystej skórze, z wysokimi kośćmi policzkowymi, z gęstymi brązowymi włosami i ciemnoszarymi oczami. Wyglądałem bardziej na intelektualistę niż na mięśniaka. Zastanawiałem się, kim jestem. Po chwili wróciłem do kambuza. Kucharz spojrzał na mnie z pogardą.
– Słuchaj, nie mam pojęcia, dlaczego tu jestem i jestem lekko przerażony – powiedziałem spokojnie. – Wysiądę, jak tylko znajdziemy się w porcie. W międzyczasie byłbym wdzięczny, gdybyś mi pomógł. Nie mam pojęcia, co mam zrobić.
Kucharz spojrzał na mnie lodowato.
– Praca kelnera chyba nie należy do najbardziej skomplikowanych. Poradzisz sobie. Możesz mi jeszcze pomagać w kuchni.
Czekałem, aż kucharz skończy robić obiad i próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć. Poziom mojego przerażenia zaczął powoli maleć, ale w dalszym ciągu nic nie wiedziałem. Nie wiedziałem, czy jestem żonaty, ani nawet ile mam lat. Wyglądałem na jakieś trzydzieści, ale niczego nie mogłem być pewny.
W końcu pasażerowie zaczęli się schodzić na obiad. To nie był wyszukany statek wycieczkowy. Wszyscy jedli razem. Pojawiło się kilka różnych rodzin. Wśród gości w jadalni wypatrzyłem piękną dziewczynę. Była niska, miała długie, gęste i lśniące blond włosy, idealną cerę i uroczą, niewinną twarz z najwspanialszymi niebieskimi oczami. Spojrzała na mnie nieśmiało. Próbowałem przybrać postawę niewzruszonego służącego.