– Sonia połyka – powiedział wysoki, muskularny, starszy chłopak, który wydawał się być ich przywódcą, gdy wkładał rękę pod jej rozpiętą kurtkę. Złapał sutek jej małej, lewej piersi i ścisnął go, dodając: – przynajmniej zawsze połyka, kiedy spuszczam się do jej ust.
– Och! – członkowie grupy zaczęli jęczeć jednym głosem, z szacunkiem dla swojego przywódcy, ale jednocześnie szyderczo w stronę Sonii.
– Tak – powiedziała, wyciągając rękę z kurtki i idąc do tyłu, odwróciła się, by spojrzeć na grupę chłopaków – i założę się, że wszyscy też połykacie, kiedy on dochodzi w waszych ustach!
– Och! – próbowali się jakoś ratować, ale wiedzieli, że znowu ich pokonała. Jednak jeden z chłopców nie pozwoliłby, by ta zniewaga pozostała bez odpowiedzi.
– A czy ty przypadkiem nie lubisz jeść cipek, Soniu? Na mieście mówią różne rzeczy, prawda? Słyszałem, że ostatnio zabawiałaś się z Sandrą w nocy na plaży, najpierw rozebrałyście się do naga, a potem zjadłyście się nawzajem. Usłyszałem to od jej brata! Obserwował was zza drzewa!
– Tak, Leszku – odpowiedziała teraz, patrząc na niego – a Sandra nie pozwoli ci się do siebie zbliżyć. Czy to oznacza, że wie, że mój mały język jest dłuższy niż twój kutas?
Wszyscy znów wybuchnęli śmiechem. Z wyjątkiem Leszka. Po pewnym czasie przyłączyłem się do ich sprośnej rozmowy, komentując z aprobatą jej seksowne ciało, ale nie w obraźliwy sposób. Sonia nie uderzyła mnie ani razu za to, co mówiłem (chociaż chciałem, żeby mnie dotknęła). Uśmiechnęła się do mnie (podobało jej się to, co mówiłem) i spojrzała na mnie w taki sposób, w jaki inne dziewczyny, które znałem, nigdy tego nie robiły.
To było tak, jakby oceniała mnie w jakimś nieznanym celu. Po dłuższym spacerze wylądowaliśmy nad jeziorem, na skraju mieszkalnej części miasta. Stare, azbestowe bloki i boczne uliczki zajmowały jedną stronę drogi, która prowadziła na wzniesienie, na którego końcu znajdowała się plaża. Pozostali członkowie grupy rozeszli się i wrócili do domu, aż w końcu zostaliśmy tylko Sonia, Michał i ja.
Stałem obok zniszczonego, drewnianego płotu, który miał powstrzymywać ludzi od schodzenia, mijania prywatnych domków, na plażę poniżej i patrzyłem, jak Michał i Sonia stoją razem na środku pustej drogi. Czekałam, aż zacznie z nią rozmawiać i użyje na niej swojego uroku. Miałem nadzieję, że uda mu się ją nakłonić do zrobienia czegoś z nami. Znowu miała ręce w kieszeniach kurtki, ale stali coraz bliżej siebie.
– Więc – powiedział do niej Michał, po tym, jak po prostu stali tam przez jakiś czas – gdybym ci powiedział, że masz piękne ciało, czy miałbyś mi to za złe?
Sonia spojrzała w niebo i prychnęła, a potem cofnęła się o krok, spuściła głowę, pochyliła się z rozbawieniem i krzyknęła:
– O mój Boże! Czy to właśnie tym tekstem podrywasz dziewczyny u siebie w mieście? – Potrząsnęła głową i zaśmiała się z niego. – Czy te żałosne hasła naprawdę działają na laski i dzięki nim możesz się dobrać do ich majtek? – zadrwiła, cofając się od niego i stając przy ogrodzeniu obok mnie.
Michał wydawał się nietypowo jak na siebie zakłopotany i wspomniał, że robi się późno i że moja mama będzie już pewnie podawać kolację. Odwrócił się i wrócił do domku, zostawiając mnie i Sonię samych. Sonia spojrzała na jezioro, gdy stałem blisko niej i słuchałem mew, wiatru i fal dochodzących z plaży. Zauważyłem, że jej obcasy i długie, seksowne nogi sprawiły, że była prawie tak wysoka jak ja. Czułem, jak jej ciało drży z chłodu obok mnie i (przywołując całą swoją odwagę) zaryzykowałem i objąłem ją ramieniem wokół miękkiej, wąskiej talii.
Nagle odwróciła się do mnie i bez ostrzeżenia owinęła ramiona wokół mojej szyi, delikatnie przycisnęła swoje piękne usta do moich i pocałowała mnie w seksowny sposób, z języczkiem, do którego nie byłem przyzwyczajony, ale który był niezwykle ekscytujący, gdy zamykałem oczy i smakowałem słodyczy jej ciepłych, zwinnych ust. Właśnie wtedy do ulicy podszedł młody, ciemnowłosy, boso stąpający chłopak i zawołał:
– Sonia! Musisz wracać do domu! Mama cię szuka!
Sonia przerwała nasz słodki, cudowny pocałunek, tupnęła stopą na wysokim obcasie i zwróciła się do chłopca.
– Niech cię szlag, Kamil! – wrzasnęła. – Nie widzisz, że jestem zajęta?
– Cóż – odparł, niewzruszony jej gniewem – to przestań robić to, co robiłaś i wracaj do domu!
Chłopiec odwrócił się i powoli odszedł, a Sonia westchnęła i powiedziała:
– To mój młodszy brat. Jest wrzodem na dupie! – Wyrwała papierosa z otwartej paczki w mojej koszuli i zapaliła go błyszczącą zapalniczką Zippo ze swojej kurtki, dmuchając dym w silny, ciepły, sierpniowy wiatr, który dochodził z wielkiego jeziora. – Muszę iść – powiedziała, odwróciła się i zaczęła odchodzić, zostawiając mnie samego.
– Jasne, rozumiem – powiedziałem szczerze. Sonia zatrzymała się i odwróciła do mnie.
– Posłuchaj – powiedziała i ponownie pociągnęła papierosa – widzisz ten mały biały domek przy drodze dojazdowej? – Wskazała na niego palcem.
– No widzę.
– Dziś wieczorem opiekuję się dziećmi Milewskich. Są z Krakowa.
– Tak? Sonia odsunęła papierosa na bok i wróciła do mnie, trzymając moje ręce i kładąc je na swoich biodrach. Trzymała je tam, patrząc prosto w moją twarz swoimi bladoniebieskimi oczami i uśmiechając się.