Byliśmy zajęci swoimi zwyczajnymi wtorkowymi zabawami, ale tym razem nieco urozmaiconymi. Po pierwsze, Karol stał na dwóch cegłach kiedy mocowałem jego nadgarstki, więc kiedy je zabrałem to ledwie muskał podłogę palcami związanych stóp. Mamy hasło „kaszmirowy sweter”, którego używa gdy sprawy zabrną za daleko. On nie lubi go tego mówić, bo to prawie jak poddanie się, a jego duma jest zbyt silna. Cóż, użył tego hasła jeden raz do tej pory, ale…
W każdym razie, Karol był rozciągnięty do granic możliwości, a ja okładałem pasem wnętrza jego ud, począwszy od kolan w górę. Lewa noga, prawa noga, lewa noga, tam i z powrotem, torując sobie cierpliwie drogę. Doskonale wiedział gdzie zmierzam. Nawet nie zaprzątałem sobie głowy liczeniem uderzeń, chodziło jedynie o wspinaczkę w górę aż pod jądra.
Nagle zatrzymałem się, odszedłem powoli w tył, złapałem za ciężarek i linkę. Wróciłem na miejsce, trzymając je w górze.
– Zapowiada się ciężkie lanie. – powiedziałem.
– Jakoś to przeżyję, kutasie!
Uklęknąłem przed nim, opierając się chęci zrobienia mu laski, i przymocowałem ciężarek około piętnaście centymetrów od jego jąder. Wystarczająco, żeby nabrały porządnego rozmachu. Następnie przeszedłem powoli do skrzyni z zabawkami i wróciłem ze szpicrutą.
Znów zacząłem od dołu, uderzając lekko prawą, a następnie lewą nogę. Tam i z powrotem. Akcesoria jeździeckie są całkiem intensywne. Spróbowałem kiedyś na własnej skórze, żeby się przekonać, i – o matko! – ból był straszny. Dlatego też starałem się być delikatny, wkładając jedynie tyle siły, żeby jego ciało zaczęło drżeć, a ciężarek zaczął się huśtać. Po kilku minutach zamknął oczy i rozszerzył nozdrza. Uwielbiam trzymać go w takim stanie jak długo się da. Robię się w tym coraz lepszy.
Przestałem dokładnie w momencie, kiedy spodziewałem się, że zaraz coś powie. Zanim otworzył oczy stałem już za nim, okładając szpicrutą jego pośladki. Zrobiło się gorąco, bo był wyciągnięty na maksa, ciężarek się huśtał, a on jęczał i warczał z rozkoszy.
– Pierdol się, kutasie! To wszystko na co cię stać? Ale z ciebie cipa!
To jego sposób na powiedzenie: „Chcę więcej”.
Przysunąłem się bliżej niego i wsunąłem mu palce do ust.
– Poliż je, chłopaczku! – zawarczałem, a on posłuchał.
Wyciągnąłem je na zewnątrz, dodałem nieco własnej śliny i wsadziłem trzeci i czwarty palec w jego dziurę.
– Fagasie! – krzyknął, ale w tym samym momencie nadział się głębiej na palce (mimo że przecież jest hetero).
Zrobiłem mu niezły masaż wewnętrzny, a potem spuściłem ładne lanie. Potem zdecydowałem, że czas na więcej zabawy z odbytem.
I wtedy zauważyliśmy błysk światła.
– Ustawiłeś kamerę? – wydyszał Karol.
– W życiu!
– Przecież to była lampa błyskowa, na bank!
– Gdzie? – powiedziałem wyciągając dłoń z jego tyłka i odwracając się na pięcie w poszukiwaniu aparatu, albo przynajmniej miejsca gdzie papier odkleił się z szyby.
– Tam jest dziura! – krzyknął – W ścianie! – dodał trzęsąc głową i próbując wskazać mi jej położenie.