Autobus dojeżdżał na miejsce, odruchowo mocniej zacisnęłam palce na rączce od walizki. Wyjrzałam przez okno na spory drewniany domek, ulokowany w dalszej części działki. Przyjechałam tu z polecenia przyjaciółki, która była w tym miejscu rok temu na wakacjach. Zachwalała dobrą kuchnię i przesympatycznych właścicieli. Dlatego zdecydowałam się skorzystać z polecenia.

                Kierowca zatrzymał na przystanku kilka metrów dalej. Wzięłam swoją walizkę i zaczęłam przeciskać się między siedzeniami w kierunku wyjścia. Kiedy w końcu postawiłam stopę na ziemi, wciągnęłam do płuc świeże, górskie powietrze. Różnica była ogromna. Jak tylko samochód odjechał, przeszłam na drugą stronę ulicy i zaczęłam schodzić w dół podwórka.

                Zanim znalazłam się na progu, w drzwiach pojawił się starszy mężczyzna. Szybko mnie zauważył i uśmiechnął się mile, tworząc zmarszczki wokół oczu. Odwzajemniłam uśmiech, czując, że jest to coś jak najbardziej naturalnego.

                ‒ Dzień dobry ‒ zaczął. ‒ Jestem Mirek, właściciel agroturystyki. Pani Agnieszka?

                ‒ Tak, to ja ‒ potwierdziłam.

                ‒ Zapraszam do środka. Żona pokaże pani pokój. ‒ Gestem wskazał drzwi za swoimi plecami. Podziękowałam mu skinieniem głowy i przekroczyłam próg.

                Pierwszym, co wpadło mi w oczy, była sporych rozmiarów stołówka. Na przeciwległej ścianie znajdowały się schody prowadzące na piętro. Z pomieszczenia po lewej stronie wyłoniła się starsza kobieta w fartuszku i włosach upiętych z tyłu głowy.

                ‒ Dzień dobry! ‒ zawołała na mój widok. ‒ Pani Agnieszka, zgadza się?

                ‒ Tak ‒ powiedziałam z uśmiechem.

                ‒ Zapraszam panią na górę, pokażę pokój, który przygotowaliśmy.

                Bez słowa, dzierżąc walizkę w ręku, wspięłam się za nią po schodach na piętro. Zobaczyłam korytarz z czterema drzwiami, zapewne prowadzącymi do sypialni.

                ‒Ostatni po prawej stronie ‒ dodała, widząc, że zatrzymałam się na środku korytarza.

                Właścicielka została, a ja sama pokonałam dzielącą mnie od nich odległość. Weszłam do skromnej sypialni, w której znajdowało się pojedyncze łóżko, szafka nocna, półka z telewizorem, mała szafa i jeszcze mniejsza łazienka.

                ‒ Zapraszamy na kolację o siódmej ‒ powiedziała, patrząc na mnie z uśmiechem.

                ‒ Dziękuję ‒ odparłam.

                Kobieta zniknęła, a ja usiadłam na twardym materacu. Wyjrzałam przez okno, które miałam za swoimi plecami i przez krótką chwilę podziwiałam piękne widoki. Zdecydowałam, że wyjdę na krótki spacer po okolicy zanim się rozpakuję. Zostawiłam walizkę na podłodze obok łóżka, zamknęłam pokój na klucz, który właścicielka zostawiła dla mnie w zamku i wyszłam na podwórko.

                Docierając do głównej drogi zastanawiałam się w którą stronę powinnam pójść. Dobrym pomysłem byłoby znalezienie jakiegoś lokalnego sklepiku, gdyby w razie jedzenie nie okazało się tak dobre, jak chwaliła Patrycja. Skręciłam w lewo, bo z drugiej strony przecież przyjechałam autobusem, a jadąc tu nie przypominam sobie, żebym widziała jakiś sklep.

                Powoli, ciesząc się słońcem, zaczęłam wspinać się drogą pod górę. Z zainteresowaniem obserwowałam mijane budynki, gdzie każdy z nich został zbudowany na tej samej zasadzie, a jednak różniły się od siebie. Kilka minut dalej znalazłam malutki sklepik. Przeszłam się po nim z czystej ciekawości, a nawet kupiłam kilka rzeczy na deser po kolacji.                

                Wróciłam do pensjonatu na kolację. Nie wchodziłam nawet na górę do pokoju, tylko od razu udałam się na stołówkę. Wszystkie stoliki były zajęte! Cholera, mogłaś przyjść kilka minut wcześniej. Już nawet pomyślałam, że poproszę właścicieli o posiłek do pokoju, kiedy mężczyzna siedzący przy stoliku w rogu pomachał mi ręką. Zmarszczyłam brwi, a on przywołał mnie gestem. Z ociąganiem podeszłam do jego stolika.

                ‒ Cześć. Możesz usiąść ze mną, jestem sam ‒ zaproponował.

                Z bliska zauważyłam, że był jeszcze atrakcyjniejszy niż na pierwszy rzut oka.

                ‒ Na pewno nie będzie to żaden problem? ‒ upewniłam się, nieśmiało spoglądając mu w twarz. Facet mnie onieśmielał.

                Uśmiechnął się zachęcająco.

                ‒ Zwariowałaś? ‒ rzucił, śmiejąc się cicho. ‒ Przynajmniej będę miał z kim pogadać.

                Odpowiedziałam mu tym samym. Odsunęłam krzesło i zajęłam miejsce na wprost niego.

                ‒ Dziękuję ‒ powiedziałam szczerze.

                ‒ Przyjechałaś dzisiaj? ‒ kontynuował, nakładając sobie porcję na talerz.

                Wzięłam widelec i poszłam w jego ślady.

                ‒Tak ‒ potwierdziłam. ‒ Koleżanka poleciła mi to miejsce.

                ‒ Tak w ogóle, jestem Marek ‒ przedstawił się.

                ‒ Agnieszka ‒ odparłam.

                Miał opaloną skórę i intrygujące spojrzenie. Błysnął białymi zębami w uśmiechu, który sprawił, że przy stoliku zrobiło się gorąco. Spuściłam wzrok, próbując uspokoić hormony. Co się z tobą dzieje? Pierwszy raz w życiu zobaczyłaś przystojnego faceta?

                ‒ Jesteś tu pierwszy raz? ‒ zapytał.

                ‒ Tak, a ty?

                ‒ Przyjeżdżam tu raz na jakiś czas ‒ przyznał. ‒ Lubię wracać do tego miejsca, ma swój urok.

                ‒ To prawda ‒ powiedziałam. ‒ Przeszłam się dziś po okolicy, od razu skradła moje serce.

                Marek uśmiechnął się szczerze. Błagam, niech on przestanie to robić. Rumieńce pokryły moje policzki, przez co zapragnęłam zapaść się pod ziemię. Zachowywałam się jak nastolatka, na którą facet po raz pierwszy zwrócił uwagę.

                ‒Musisz wypuścić się dalej, nie pożałujesz.

                Jego spojrzenie, miałam nieodparte wrażenie, że chciał przekazać mi coś jeszcze. Moja zboczona wyobraźnia zaczęła podsuwać mi przeróżne pomysły, które w żaden sposób nie mogły mieć miejsca. Uśmiechnęłam się nerwowo.

                ‒ Na pewno tak zrobię ‒ odparłam. ‒ Co polecasz?

                ‒ Krupówki, Gubałówka, a jeśli chcesz wyruszyć w jakąś dolinę, mogę posłużyć ci za przewodnika.

                ‒ Och… ‒ mruknęłam, niezdolna zlepić pełnego zdania. ‒ To miłe, dziękuję.

                Zaczęłam dłubać widelcem w talerzu, byleby tylko uniknąć jego przeszywającego spojrzenia. Przez jego obecność nie byłam w stanie skupić się na jedzeniu. Jeśli Kinga zapyta mnie później, co podała kucharka, nawet nie będę wiedziała, co powiedzieć.

                Zabrali nam puste talerze, a ja nie chciałam wstać od stołu. Dobrze nam się rozmawiało i musiałam przyznać, że schlebiało mi jego zainteresowanie moją osobą. Gorączkowo myślałam, w jaki sposób odwlec moment powrotu do swoich pokoi. Marek wcale nie wyglądał, jakby mu się spieszyło. Popatrzył na mnie z błyskiem w oku, na co moje serce zabiło mocniej.

                ‒ Masz ochotę na lampkę wina? ‒ zaproponował.

                Nie zdołałam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta.

                ‒ Chętnie ‒ powiedziałam. ‒Myślisz, że mają tu wino?

                ‒ Mam butelkę u siebie w pokoju… ‒ Zabrakło mi tchu. Czyżby zapraszał mnie do siebie. Znowu zrobiło mi się gorąco. Nie spodziewałam się tak szybkiego obrotu spraw, otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. ‒Napijemy się na podwórku, co ty na to? Widziałem tam ławeczki.

                ‒ Och ‒ mruknęłam, zawstydzona własna głupotą. ‒Jasne, poczekam na ciebie na zewnątrz.

                Pospiesznie zerwałam się z krzesła i o mało go nie wywróciłam na podłogę. Kilka głów odwróciło się w moją stronę. Posłałam mi przepraszający uśmiech, po czym czmychnęłam na dwór. Świeże powietrze uderzyło w moje rozgrzane policzki. Wzięłam kilka głębokich wdechów i powoli zaczęłam iść na tylną część posiadłości. Dotarłam do jednej z ławek o których mówił Marek i przysiadłam na brzegu.

                Musiałam wyjść przed nim na wariatkę. Skup się na czymś innym, powtarzałam sobie w myślach. Przecież nawet go nie znasz. Facet okazał się miły, albo po prostu się nad tobą zlitował. Skrzywiłam się. Brawo, tak na pewno sobie pomogę.

                Podniosłam głowę i zobaczyłam Marka zmierzającego w moją stronę z dwoma kieliszkami wypełnionymi czerwonym winem. Obserwowałam go jak szedł oraz to, w jaki sposób się poruszał. Emanował męskością i pewnością siebie. Mimowolnie zacisnęłam uda i przygryzłam wargę.