Przekroczyłam próg kościoła, łudząc się, że przychodząc tutaj zmyję z siebie poczucie bycia grzesznikiem. Lawirując między ławkami spuściłam głowę, unikając wścibskich spojrzeń zgromadzonych już w nim wiernych. Kierowałam swoje kroki prosto do ustawionego pod ścianą konfesjonału. Przede mną rozciągała się kolejka kobiet, które tak jak ja, czekały na swoje rozgrzeszenie.
Przycupnęłam na brzegu ławki, splotłam dłonie i czekałam cierpliwie na swoją kolej. Przez swoje spóźnienie nie zdążyłam dostrzec, który ksiądz zamknął się w konfesjonale. Byłam ciekawa, czy trafię na tego nowego. Słyszałam przypadkiem, jak sąsiadki go zachwalały. Podobno taki młody, przystojny, wyrozumiały…
Przygryzłam dolną wargę, czując, jak poczucie winy wraca do mnie niczym bumerang. Twarz pokryły mi ogniste rumieńce. Jakiś czas temu, dobrowolnie, wplątałam się w romans z żonatym mężczyzną.
Najgorsze było to, że znałam tego człowieka oraz jego rodzinę. Nie wiedziałam, co we wstąpiło. Był to stały bywalec baru, w którym pracowałam. Na początku opierałam się przed tym, świadoma konsekwencji swojej głupoty. Jednak z czasem, kiedy zobaczyłam, że Grzesiek nie ustępuje, a wręcz przeciwnie, jest stały w swoich działaniach, powoli zaczęłam mu ulegać.
Nasz romans trwał, spotykaliśmy się w ukryciu. Spędzałam z nim wieczory, a w dzień widziałam go z jego rodziną na ulicy. To bolało najbardziej. Poczucie bycia drugą stawało się nie do wytrzymania. Jednak nie potrafiłam mu odmówić, ulegałam za każdym razem, kiedy mnie dotknął.
Dlatego siedziałam teraz w kościele, w kolejce do spowiedzi. Łudziłam się, że wyrzucając z siebie wszystkie swoje grzechy i uzyskując za nie rozgrzeszenie, uda mi się zacząć od nowa. Chciałam wyjść z kościoła czysta, rozpoczynając kolejny rozdział w swoim życiu.
Kiedy nadeszła moja kolej, podeszłam do konfesjonału na drżących nogach. Uklękłam przed zakratowanym okienkiem i spuściłam głowę, nie mając odwagi spojrzeć w twarz siedzącemu po drugiej stronie mężczyźnie.
‒Mów, słucham cię ‒ zachęcił mnie, podczas gdy ja wciąż milczałam.
‒ Nie wiem od czego zacząć ‒ przyznałam zawstydzona.
‒ Najlepiej od początku ‒ odparł.
Jego ton głosu był ciepły, wzbudzający zaufanie.
‒ Zgrzeszyłam z mężczyzną ‒ wyrzuciłam z siebie zduszonym głosem.
‒Co dokładnie zrobiłaś? ‒ zapytał. W jego głosie nie słyszałam nagany.
‒ Wdałam się w relację z mężczyzną, który już ma rodzinę…
‒ Rozumiem ‒ powiedział tylko. Zapadła cisza. Z nerwów czułam, jak zaczynają mi się pocić dłonie. ‒Wobec tego potrzebujesz spowiedzi rozszerzonej ‒ dodał po chwili.
Zamrugałam, podnosząc głowę do góry. Zmrużyłam oczy, zaglądając przez dziurki wewnątrz konfesjonału. Ksiądz kompletnie mnie zaskoczył, nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie chciałam wyjść na ignorantkę, ale kompletnie nie rozumiałam, co miał na myśli mówiąc o spowiedzi rozszerzonej.
‒ Słucham? ‒ spytałam. ‒ Nie bardzo rozumiem ‒ przyznałam ze wstydem.
‒ Nic nie szkodzi ‒ uspokoił mnie. ‒Nie wstydź się tego, że czegoś nie wiesz.
Pokiwałam w milczeniu głową. Natomiast w głowie zaczęły mi się rodzić wątpliwości. Co powinnam teraz zrobić?
‒ Czyli co mam zrobić? ‒ dopytałam, przybliżając swoją twarz do konfesjonału.
‒ Przyjdź jutrowieczorem na plebanię‒ odparł.
‒ Oczywiście ‒ potaknęłam żarliwie. Byłam gotowa na wszystko, byle by tylko uzyskać rozgrzeszenie i oczyścić własne sumienie. ‒ O której?
‒ Siódma będzie idealna.
‒ Dobrze, przyjdę ‒ zapewniłam, wstając z kolan.
Otrzepałam spodnie i rzuciłam ostatnie spojrzenie na drewnianą budkę. Wreszcie odwróciłam się plecami do siedzącego w niej księdza i odeszłam. Zupełnie przypadkiem uchwyciłam spojrzenie siedzącej niedaleko w ławce kobiety. Skinęła ona powoli głową, jakby chciała w ten sposób coś mi przekazać. Nie zareagowałam, za to pospiesznie opuściłam kościół.
Wróciłam do domu, pogrążona we własnych myślach. Z jakiegoś powodu ogarnęło mnie dziwne przeczucie, nie potrafiłam się na niczym skupić. W głowie odbijały się echem słowa księdza, ale to reakcja kobiety w ławce najbardziej mnie zastanawiała.
Czy wiedziała, że nie dostałam rozgrzeszenia i dlatego tak na mnie patrzyła? A może chodziło coś zupełnie innego? Ale o co?
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić do wieczora. W mojej głowie powstawały coraz to czarniejsze scenariusze. Leżąc w łóżku ze wzrokiem wbitym w sufit czułam się jeszcze gorzej. Westchnęłam ciężko, przytulając poduszkę do piersi. W końcu udało mi się zasnąć.
Tej nocy budziłam się kilkakrotnie. Dręczyły mnie dziwne sny, których przyczyną była moja pełna wątpliwości podświadomość.
Rano wstałam cała obolała. Zwlekając się z łóżka nie zdołałam powstrzymać głośnego jęku. Był poniedziałek, a to oznaczało kolejny dzień pracy. Przeszłam przez swoje niewielkie mieszkanie i w kuchni przygotowałam sobie kawę oraz niewielkie śniadanie. Byłam spięta, potrzebowałam rozluźnienia, aby wreszcie móc zacząć funkcjonować.
Ranne wstawanie zapewniało mi więcej czasu przed wyjściem z domu. Dzięki temu nie musiałam wykonywać codziennych czynności w pośpiechu. Dlatego teraz, przed wyjściem, postanowiłam to wykorzystać.
Zanim opuściłam mieszkanie, wróciłam jeszcze na chwilę do sypialni. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam ręką w kierunku szafki nocnej, wyciągając z niewielkiej szufladki różowy wibrator. Przygryzłam dolną wargę, wciskając guzik i czując, jak zabawka zaczyna wibrować w mojej dłoni. Opadłam plecami na materac, rozpięłam i opuściłam spodnie do kostek wraz z bielizną. Byłam nabuzowana iobawiałam się, że jeśli nie znajdę ujścia dla tego napięcia, mogę nie przetrwać dzisiejszego dnia.
Rozłożyłam uda i musnęłam wibratorem swoją spragnioną pieszczot cipkę. Stęknęłam, czując, jak po moim ciele przepływa prąd rozkoszy. Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy, oddając kontrolę swojemu ciału.
Byłam mokra, spragniona. Brak kontaktu z kochankiem dał mi się we znaki, musiałam się zaspokoić. Przycisnęłam zabawkę do łechtaczki, wstrząsnął mną dreszcz. Bezwiednie zaczęłam poruszać biodrami, pocierając wibratorem o swoją cipkę.
Oczami wyobraźni widziałam seksownego księdza ze szpicrutą w ręku. Nie kontrolowałam tego, umysł sam podsyłał mi obrazy. Nie potrafiłam przestać. Wyobrażałam sobie, że wibrator to sprawny język mężczyzny, który bezbłędnie doprowadza mnie do szaleństwa.
Dyszałam ciężko. Coraz śmielej rozchylałam nogi, masturbacja sprawiała mi ogromną przyjemność. Jedną ręką chwyciłam prawą pierś i zaczęłam ją ugniatać, wijąc się na łóżku. Ruchy stawały się coraz szybsze, ostrzejsze. Napięcie rosło z każdą kolejną sekundą i już wiedziałam, że niewiele brakuje.
Jedno dotknięcie łechtaczki wystarczyło, by doprowadzić mnie do orgazmu. Rozkosz sprawiła, że wygięłam plecy w łuk, jęcząc przy tym przeciągle. Kiedy spazmy ustały opadłam na plecy, ciężko dysząc. Potrzebowałam kilku minut, aby dojść do siebie.
W końcu otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Nagle poczułam wstyd przez własne fantazje. Skąd pojawił się w nich ksiądz? Musiałam być nieźle popieprzona, żeby osiągnąć orgazm mając w głowie faceta z koloratką.
Opuściłam mieszkanie w pośpiechu. Zaspokojenie samej siebie zajęło mi więcej czasu, niż się spodziewałam. Teraz biegiem pokonywałam drogę do baru, przez co wpadłam do środka z zadyszką. Szybko rzuciłam się w wir pracy, dostrzegając, jak wielki ruch dziś panował.
Pomimo natłoku obowiązków z tyłu głowy ciągle miałam obraz księdza ze szpicrutą. Rany boskie, czy z tego też powinnam się wyspowiadać? Kompletnie mi odbiło. Pracując i myśląc o mężczyźnie z koloratką nawet nie zauważyłam, kiedy w lokalu pojawił się Grzegorz. Spostrzegłam go dopiero, gdy pojawił się przy ladzie. Cała zesztywniałam, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
‒ Nie cieszysz się na mój widok? ‒ zapytał, pochylając się w moją stronę.
Zerknęłam nerwowo ponad jego ramieniem, upewniając się, czy aby na pewno nikt nas nie słyszał.
‒ Jestem w pracy ‒ przypomniałam mu oschłym tonem, na wypadek gdyby w razie o tym zapomniał.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego. Zmarszczył czoło, przyglądając mi się przez kilka sekund.
‒ Coś się stało? ‒ ściszył głos.
‒ Nie ‒ odparłam, odwracając od niego wzrok. ‒ Coś podać?