Pan Raczek się spóźnił. Było to ostatnie spotkanie na zebraniu rodziców i nauczycieli w maratońskim dniu pani Andrzejak. Znudzona stukaniem paznokciami w blat, zaczęła szorować równania, które wysychały na tablicy.

“Pani Andrzejak?”

Odwracając się, zobaczyła, że ​​barytonowy głos pochodził od wysokiego mężczyzny w ciemnych spodniach, wystrzępionej białej koszuli i czerwonym krawacie. Była zadowolona, ​​już nie zdenerwowana, że ​​będzie jej ostatnim spotkaniem tego dnia. Pomyślała, że ​​to może nie być takie złe.

„Tak, wejdź i usiądź”. Zaproponowała mu ławkę studencką i zajęła biurko obok swojego.

„Gdyby to było możliwe, nie zaplanowałbym spotkania tak późnym wieczorem. Wiem, że oboje chcielibyśmy być w domu teraz”- przeprosił pan Raczek.

„Kto może odrzucić dom i relaks na rzecz zebrania w szkole?”

Ale ruszyła naprzód, aby rozpocząć spotkanie. Otworzyła segregator z informacjami. „Twój syn dobrze sobie radzi ze zrozumieniem materiału. Wyjaśnię niektóre z naszych lekcji i wyjaśnię, jak sobie poradził”.

Pani Andrzejak przesunęła segregator, żeby oboje mogli przejrzeć jej notatki. Pan Raczek poprawił biurko, żeby widzieć lepiej, a pani Andrzejak poczuła zapach jego wody kolońskiej. Ich ramiona otarły się na chwilę i oboje rozdzielili się, przepraszając się wzrokiem.

Skrzyżowała nogi, by było jej wygodnieji nie zdawała sobie sprawy, że jej śliwkowa bawełniana sukienka nie może zakryć jej nóg, ponieważ wznosiła się powyżej połowy uda.

Ciągle mówiła o stopniach i wysiłku, ale wciąż zauważała, że ​​jego oczy odrywają się od jej segregatora. Przerwała na sekundę i spojrzała na rąbek sukienki. Był mocno naciągnięty na jej uda.

Nie urażona jego spojrzeniami, kontynuowała.

„Uczyliśmy się struktury matematycznej poprzez zbiór aksjomatów i…”

Pan Raczek odchylił się i zatrzymał ją. „Tu już się gubię”.

„Pewnie to znasz, ale może pod trochę inną postacią” – powiedziała i poklepała go po ramieniu w radości życia. “Pokażę ci.”

Wstała i poprawiła sukienkę. Niebieskim markerem rysowała cyfry, linie i symbole. Jej ciało zadrżało, a tyłek drgnął, kiedy zaznaczała tablicę.

„Równanie równa się osiem, to samo co…” Spojrzała przez ramię i złapała pana Raczka nie zwracającego uwagi na tablicę, ale na nią.

Odwróciła się twarzą do niego, opierając ręce na biodrach. – Tutaj, panie Raczek. Podniosła oczy na markera. Z wyjątkiem tego, że żeby je podnieść, przeniósł wzrok z jej talii na brzuch, jej ciężkie piersi zarysowane przez materiał, obojczyk, szyję, podbródek, miękki nos i wreszcie oczy. Robiąc to, nie spieszył się…

O autorze