To była trudna i skomplikowana transakcja, jedna z najgorszych w mojej prawniczej karierze. Obniżenie wartości sprzedawanej firmy, likwidacja kilku spółek-córek i przepisanie wszystkiego na postronną osobę w taki sposób, żeby tylko mój zleceniodawca mógł decydować o strategii firmy. Wiem, to z daleka pachnie jakimś przekrętem, jednak wtedy miałem to w nosie. Nie miałem szans na pracę w renomowanej kancelarii w Warszawie, a jako prawnik biznesmena z półświatka zarabiałem naprawdę duże pieniądze. 

Sumiak, zwany przez swoich współpracowników, partnerów i wrogów Sumem, był grubą rybą w szarej strefie. Zajmował się wszystkim: począwszy od bukmacherki i nocnych lokali, aż po całkiem legalny wywóz śmieci czy drobne usługi budowlane. Ta firma, znana agencja reklamowa, miała przynieść mu spory dochód i dać szansę na w miarę legalne zarobki. 

Po kilku tygodniach wytężonej pracy, wielu godzinach negocjacji, przeglądaniu kodeksów karnych i ustaw, udało mi się stworzyć dzieło doskonałe. Umowa praktycznie nie miała słabych punktów, a jeśli miała, to działały one na korzyść mojego klienta. Sprzedawca ją podpisał, zgarniając przy tym sześciocyfrową kwotę. Sumiak śmiał się później, że odzyska te pieniądze w rok i to ze sporą górką. 

Po dopięciu formalności postanowiliśmy świętować sukces w jednym z lokali Sumiaka. To był elegancki nocny klub, z czerwonym oświetleniem, dużą sceną z rurką i ukrytymi w półcieniu lożami dla klientów. Na stole stały wykwintne przekąski i najdroższe alkohole, a co kilka chwil podchodziły półnagie kelnerki, pytając, czy czegoś nam nie brakuje. 

W pewnej chwili Sumiak usiadł obok i po przyjacielsku objął mnie ramieniem. Był koło pięćdziesiątki, a gruby brzuch wylewał mu się ze spodni, czego nawet nie starał się zatuszować. Miał twarz człowieka, który uważa siebie za lepszego niż inni i ma wiele możliwości, żeby niedowiarkom to udowodnić. Już na pierwszy rzut oka można było uznać, że to nie jest ktoś, z kim można by pożartować i wchodzić w konflikt. 

 – Dobrze się spisałeś – powiedział mężczyzna.

 – Dziękuję – odparłem zadowolony. 

 – Należy ci się za to pokaźna premia, to oczywiste – rzucił mimochodem, a ja już liczyłem w głowie dziesiątki tysięcy, które zasilą moje konto bankowe. 

 – Mam jednak dla ciebie mały bonus. 

Mężczyzna wręczył mi kartę dostępu do pokoi hotelowych, które znajdowały się ponad lokalem. Była złota, zatem dawała dostęp do wszystkich pokoi. Jeśli chciał mi ją przekazać, to oznaczało, że ma do mnie ogromne zaufanie. 

 – Bonus czeka na ciebie na górze w pokoju 301 – powiedział. 

 – Dziękuję, ale nie wiem, czy powinienem.

 – Powinieneś – odparł. – Potraktuj to jako wyróżnienie. To moja najlepsza pracownica. Udostępniam ją tylko najbogatszym klientom i najbliższym współpracownikom. Możesz z nią zrobić wszystko, na co tylko masz ochotę, a ona ma takie umiejętności, że nie będziesz mógł przestać. Uwierz mi, wiem, co mówię. 

Podziękowałem grzecznie, zabrałem kartę i poszedłem w stronę windy. 

 – Pamiętaj, pokój 301 – krzyknął za mną Sumiak. – Jak ten dywizjon bombowców, co walczył w czasie wojny w Anglii. 

Pokiwałem głową, że pamiętam. Zanim wszedłem do windy, skoczyłem jeszcze do baru po setkę whiskey na rozluźnienie. Potem wstąpiłem do łazienki na szybkie sikanie. Postanowiłem też podmyć newralgiczne części ciała. Dziwka, czy kochanka, nieważne. Każda kobieta chętniej bierze w usta czystego fiuta i każda potrafi się odwdzięczyć za tę odrobinę zachodu. 

Wjechałem windą na trzecie piętro hotelu, gdzie numery pokoi zaczynały się od 300 i ciągnęły do 320. Już uśmiechałem się w duchu na myśl o przyjemnościach, jakie czekają mnie za kilka chwil. Zastanawiałem się, jak zacząć zabawę: od laseczki, a może to ja wyliżę jej szparkę. Postanowiłem iść na żywioł i niczego nie planować. Zobaczymy, jak się potoczy sytuacja. Z tego co mówił Sumiak, miałem do czynienia z wysokiej klasy specjalistką, dlatego może po prostu oddam się w jej ręce. 

Stanąłem przed pokojem. Na drzwiach widniał numer 301. Nie wiem dlaczego, ale ogarnęły mnie wątpliwości. 

 – Sumiak powiedział 303 czy 301? – zapytałem samego siebie.

Najsłynniejszy polski dywizjon walczący w Anglii to 303. To był dywizjon myśliwców, który walczył w obronie Anglii. Jednak inny dywizjon nosił numer 301 i też stacjonował w Anglii w tamtej wojnie. To był jednak dywizjon bombowców, które dokonywały nalotów na teren Rzeszy. 

 – Czy Sumiak aż tak dobrze zna historię, żeby pamiętać obie nazwy dywizjonów lotniczych? – zapytałem siebie, a potem odpowiedziałem z przekonaniem: – Pewnie nie zna się na historii i kojarzy tylko ten dywizjon 303. 

Postanowiłem sprawdzić najpierw pokój 303. To było prywatne piętro Sumiaka, w którym sypiał on, jego goryle i najbliżsi współpracownicy. Jeśli pokój okaże się pusty albo będzie w nim ktoś niepasujący do roli najlepszej dziewczyny Sumiaka, wyjaśnię pomyłkę i sprawdzę jeszcze 301. Nie było sensu dzwonić do szefa. Poradzę sobie sam.

Podszedłem do drzwi z numerem 303, przyłożyłem kartę do czytnika i wszedłem do środka. W pomieszczeniu było ciemno, dlatego zapaliłem małą lampkę w przedpokoju. Na wieszaku wisiała srebrzysta sukienka pokryta cekinami. Była stosunkowo krótka z dużym wycięciem na dekolt. Na podłodze stały wysokie szpilki, a na szafce torebka stylem pasująca do sukienki. 

Wszedłem do pokoju. Na łóżku niewątpliwie leżała kobieta. Choć postać była przykryta pierzyną, wystawały spod niej smukłe kobiece nogi odsłonięte od połowy uda w dół. Obok łóżka leżał komplet czerwonej koronkowej bielizny. 

 – Czyli trafiłem właściwie – pomyślałem. – Tylko panienka nie mogła się doczekać i ucięła sobie drzemkę. W takim razie pora ją obudzić. 

Szybkimi pewnymi ruchami zdjąłem z siebie ubranie i ułożyłem je na fotelu. Zostawiłem sobie tylko bokserki. Dziewczyna zdjęła kołdrę z głowy i spojrzała na mnie, jakby próbując zrozumieć, skąd się tutaj wziąłem.

 – Podobno masz duże doświadczenie. Zaraz wszystko przetestujemy – rzuciłem w jej kierunku.

Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Nie zraziło mnie to zupełnie. Widocznie to była jej gra, którą tak bardzo cenili klienci. Postanowiłem zacząć od smakowicie wyglądających bosych stóp. 

O autorze

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *