Chciałem ją objąć i już nigdy nie puścić. Nie rozmawialiśmy o tym co się stanie później, bo czułem że rozumiemy się bez słów. Wróciliśmy z powrotem do chatki, weszliśmy do łóżka, ona się do mnie przytuliła, i zasnęliśmy w swoich objęciach. Nic się między nami nie wydarzyło, tylko się obejmowaliśmy. Zbyt mocno się bałem, żeby choćby spróbować ją dotknąć kiedy spała.

Obudziły mnie odgłosy ptaków za oknem i przez dłuższą chwilę byłem całkiem zdezorientowany. Nagle zalała mnie fala wspomnień z zeszłego wieczoru. Odwróciłem głowę i zobaczyłem że Beata jeszcze spała, z głową opartą o moją pierś. Uśmiechnąłem się, zadowolony i szczęśliwy. Kiedy tak leżeliśmy, zastanawiałem się co takiego we mnie widziała. Była ode mnie starsza, mądrzejsza i bardziej doświadczona życiowo. Mimo to, wydawała się naprawdę mnie lubić.

Zastanawiałem się czy to dla niej tylko zabawa i coś dla szybszego upływu czasu w wakacje na gospodarstwie, czy może jednak widziała we mnie coś czego ja nie widziałem. Cokolwiek było przyczyną, czułem że chcę z nią być i rozwijać naszą relację. Kiedy leżałem zatracony w myślach, ona zaczęła się wiercić. Wkrótce podniosła głowę i spojrzała na mnie, a moje serce ominęło takt. Szybko się ubraliśmy i wykradliśmy z chatki, upewniając się że nikogo nie obudzimy.    

Kiedy weszliśmy do domu, czułem lekki stres. Co, jeśli ktoś nas widział? Co, jeśli wiedzą że Beata spędziła ze mną noc? Mimo to, dziewczyna wydawała się pewna siebie i jej spokój zadziałał na mnie kojąco. Zanim weszliśmy do środka, pocałowała mnie w policzek. Cały w nerwach, obserwowałem jak weszła do środka. Część mnie odetchnęła że nikt nas nie przyłapał, ale pozostała cząstka chciałaby spędzić z nią więcej czasu. Usiadłem na schodkach i spojrzałem na gigantyczne obejście, napawając się pięknym porankiem.

Kiedy siedziałem zatracony w myślach, czułem wdzięczność że mogę tu być. Głęboko w środku wiedziałem że lato się kiedyś skończy, i zastanawiałem się co się wtedy stanie. Czy Beata wróci na studia i mnie zostawi? Czy może znajdziemy sposób żeby wszystko poukładać, pomimo różnicy wieku? Jedynie czas miał powiedzieć prawdę, ale póki co czułem szczęście na myśl o pięknym, słonecznym dniu po tak wspaniałej nocy.   

Usiedliśmy wspólnie do śniadania które przygotowała dla nas Sylwia. Podejrzliwy wzrok Jacka był trudny do zignorowania. Mierzył nas nim prawie na wylot. Może to paranoja, ale próbowałem się zachowywać normalnie i po prostu jeść śniadanie w spokoju. Pomimo wszystko, czułem się winny. Jacek to mój najlepszy przyjaciel i nie chciałem zdradzić jego zaufania. Cisza przy stole była niemal namacalna i napięcie rosło.

Beata spróbowała ją przełamać tematem zajęć na uczelni, ale nie udało jej się. Jacek pozostał cicho i nadal podejrzliwie na mnie zerkał. Zastanawiałem się czy wiedział co się stało poprzedniej nocy. Kiedy skończyliśmy jeść, Jacek wstał od stołu i pokuśtykał do swojego pokoju przy pomocy dwóch kul. Beata i Sylwia zajęły się sprzątaniem, a ja siedziałem pogrążony w myślach. Nie mogłem się pozbyć wrażenia, że zrobiłem coś złego. Po kilku chwilach Beata podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu. 

– Wszystko okej? – zapytała z troską.

– Tak, jest w porządku. – odpowiedziałem, usiłując brzmieć przekonująco.

– Nie przejmuj się Jackiem. Dużo rzeczy zwaliło mu się na głowę w tym trudnym czasie, i jeszcze ta noga… Ogarnie się za czasem.

Przytaknąłem, czując nieznaczną ulgę. Mój umysł nadal jednak doszukiwał się w tym moje winy. Nie potrafiłem obie odpuścić, nie ważne jak bardzo próbowałem. Może to przez moje katolickie wychowanie, bo w końcu jesteśmy królami poczucia winy. 

Kilka dni później pojechaliśmy z Beatą na pastwisko, żeby sprawdzić czy z krowami wszystko jest w porządku. To by piękny, spokojny i rześki poranek. Kiedy zbliżyliśmy się do celu, wiedzieliśmy że coś zdechło bo wokół krążyło mnóstwo much. Wyjechaliśmy za ostatni zakręt prosto na łąkę i zobaczyliśmy co było tego powodem: to nieżywe, częściowo zjedzone cielę.

Na początku nie wiedzieliśmy co je zabiło, ale wkrótce zauważyliśmy ślady niedźwiedzia. Nie zostało ich dużo w Polsce i niezbyt często rzucają się na było, ale jednak temu się udało. Musieliśmy wrócić na gospodarstwo i powiedzieć o tym Sylwii. Nie chcieliśmy jej martwić, ale musiała wiedzieć że w okolicy grasuje niedźwiedź który rzuca się na krowy. Pojechaliśmy więc z powrotem, jak najszybciej, a kiedy dotarliśmy na miejsce Sylwia akurat robiła coś przy obejściu. Kazała nam się spakować i spędzić więcej czasu pastwisku, żeby odstraszyć napastnika. Zebraliśmy więc swoje rzeczy i zdecydowaliśmy, żeby wyruszyć nazajutrz z samego rana.

Nie chcieliśmy rozbijać namiotu po ciemku, ani przyjechać na miejsce zbyt późno. Sylwia zgodziła się, choć pozostawienie stada samego na noc było ryzykowne.  Tego wieczoru poszliśmy wcześniej do łóżka, żeby się wyspać przed jutrzejszą wyprawą. Czułem podenerwowanie na myśl o zadaniu, a w szczególności o niedźwiedziu. Beata zauważyła mój niepokój i pocieszyła mnie, mówiąc że jesteśmy przygotowani na wszystko. Leżąc w łóżku, myślałem o czekającej nas przygodzie. Perspektywa obrony gospodarstwa przed niedźwiedziem była kusząca, a robienie tego z Beatą u boku było jeszcze lepsze. Nie mogłem uwierzyć jak wielkim byłem szczęściarzem, mogąc przeżywać wszystkie te wspaniałe momenty.