Zacznę od samego początku. Jestem piątym pokoleniem rolnika żyjącego z wypasu bydła. Jeżdżę konno i zajmuję się tymi zwierzętami od kiedy zacząłem chodzić do przedszkola. Zanim poszedłem do liceum, byłem już znacznie bardziej mężny od wielu chłopaków. Ta historia zaczyna się w lato pomiędzy trzecią a czwartą klasą liceum.

Kiedy jechaliśmy nieutwardzoną drogą do gospodarstwa, moje serce biło z emocji i podniecenia. Nie mogłem uwierzyć że spędzę wakacje na rodzinnej fermie mojego najlepszego przyjaciela, Jacka. Wreszcie mogłem się wyrwać od mojego domu i rodziców, choć okoliczności mojego przyjazdu były dalekie od ideału. 

Ojciec Jacka zmarł niespodziewanie kilka tygodni wcześniej, a cała rodzina miała trudności z prowadzeniem fermy. Dlatego też pojawiłem się ja. Nasze rodziny znały się od dawna. Matki były nawet najlepszymi przyjaciółkami z dzieciństwa. Moi rodzice zaproponowali mi wyjazd do Jacka, żeby ich wspomóc. Kiedy tak siedziałem w aucie i spoglądałem na przesuwające się wzgórza, rzeczywistość mnie uderzyła. Bliscy Jacka nadal przeżywali ciężką stratę i liczyli na mnie, żebym pomógł im utrzymać się na powierzchni. Poczułem ciężar spoczywający na moich barkach. 

Matka Jacka, Sylwia, prowadziła auto i opowiadała o wszystkich codziennych obowiązkach. Jej dzieci wychowały się, tak samo jak ja, na ciężkiej pracy. Byliśmy zahartowani i zdeterminowani żeby przeć dalej, ale w powietrzu nadal wyczuwałem nutkę smutku. 

Kiedy podjechaliśmy pod dom, nie mogłem pozbyć się współczucia. Zbyt dobrze znałem piętno, jakie praca w gospodarstwie potrafi odcisnąć na ludziach, zwłaszcza jeśli przy okazji borykają się ze stratą. Byłem więcej niż chętny żeby ich wspomóc. Wiedziałem że czeka mnie ciężka harówka, ale to mała cena za ich ulgę. Wyszedłem z samochodu na ciepłe słońce i, kiedy tylko uderzyły mnie znajome zapachy, poczułem się jak w domu. To był mój świat i nie zamierzałem pozwolić mu upaść. 

Kiedy pracowaliśmy przez następne dni, ostatecznie się zadomowiłem. Znałem Sylwię, Jacka i jego siostrę Beatę, przez całe swoje życie. Byli dla mnie jak własna rodzina. 

Właśnie tutaj zaczyna się moja opowieść. Podczas przerwy od obowiązków, Jacek z Beatą poszli do domu po wodę, zostawiając mnie sam na sam z Sylwią. 

– Tak się cieszę że nam pomagasz… To ciężki czas dla nas, i bardzo przydaje nam się dodatkowa para rąk.

Przytaknąłem, dumny z tego co osiągnąłem do tej pory. Kiedy spojrzałem na dom, mój wzrok od razu padł na Beatę. Stała w drzwiach i wycierała pot z czoła, a ja poczułem nagłe przyciąganie. Wyglądała pięknie, z długimi włosami o kosmkach rozświetlonych słońcem, i błyszczącymi niebieskimi oczami. Znałem ją od lat, ale nigdy wcześniej tak na nią nie patrzałem. Może to przez jej włosy spięte w kok, albo znoszone buty na stopach. Albo może po prostu dorosłem, i męskość dała o sobie znać. Beata była o pięć lat starsza ode mnie i przyjechała na letnie wakacje do domu, ze studiów. Próbowałem otrząsnąć się z tych myśli, wiedząc że to nie czas ani miejsce na takie rzeczy. W końcu była siostrą mojego najlepszego przyjaciela, i w dodatku dopiero co stracili ojca. W miarę jak upływał dzień, przyłapałem siebie na obserwowaniu jej ukradkiem, kiedy nikt nie patrzył. Poruszała się z gracją i pewnością siebie, a ja nie mogłem się od niej odczepić. 

Słońce zaczęło zachodzić, a my udaliśmy się do środka na kolację. Sylwia ugotowała wielką misę gulaszu, więc zasiedliśmy przy stole i cieszyliśmy się pyszną, ciepłą potrawą. Kiedy jedliśmy, rozmowa zeszła na osobiste tematy. Beata opowiadała nam przeróżne historie z uczelni. Znowu przyłapałem siebie na bardzo uważnym słuchaniu jej, i podziwianiu inteligencji i humoru. Po kolacji zasiedliśmy na ganku i patrzeliśmy na migoczące gwiazdy na niebie. Dziewczyna usiadła zaraz obok i poczułem iskrę przeskakującą pomiędzy nami. Usiłowałem się skupić na konwersacji, ale moje myśli wędrowały gdzieś daleko. Była mądra, piękna i przyciągająca, i stale rozmyślałem o tym jakie to by było uczucie, gdybym z nią był. 

Dni zamieniły się w tygodnie, a ja wpadłem w rutynę gospodarstwa. Budziliśmy się każdego ranka o wczesnej godzinie, zajmowaliśmy się zwierzętami, i przez resztę dnia porządkowaliśmy obejście i konserwowaliśmy maszyny. Praca była ciężka, ale dawała dużą satysfakcję. Pracując razem z Beatą, często się dekoncentrowałem. Moje myśli zawsze były nią zajęte, choćby w części. Znajdywałem coraz to nowsze wymówki żeby robić coś razem z nią, i móc z nią rozmawiać. Wiem że to dziecinne, ale nie mogłem się powstrzymać. 

Pewnego dnia, kiedy pracowaliśmy na polu, naprawialiśmy z Beatą ogrodzenie. Rozmawialiśmy w międzyczasie o wszystkim, od codzienności, po marzenia i sny. W pewnym momencie dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

– Masz bardzo sprawne ręce. – powiedziała, wskazując na siatkę – Zastanawiam się, co jeszcze potrafią zrobić.

Na widok jej uwodzicielskiego uśmiechu zarumieniłem się. 

– Um, dzięki… – wydukałem, zawstydzony ale dumny z siebie.

Naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Nawet teraz, po czasie, nadal nie wiem czy to był flirt, czy tylko zwykły żart. Pracowaliśmy dalej w ciszy, dopóki znowu się nie odezwała.