Szkoła średnia to czas nawiązywania relacji, które potem zostają już na długie lata. Jeśli nawet nie w formie spotkań realnych i wirtualnych, to na pewno pozostają we wspomnieniach. W moich wspomnieniach mocny ślad odcisnęła dziewczyna, której twarzy i imienia za bardzo nie pamiętam. Nie wiem też, co dzieje się z nią obecnie. Wiem tylko, że będę o niej pamiętał już zawsze.

Ze względu na to, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej imienia, nazwę ją Agnieszka. Bardzo dokładnie pamiętam nasze pierwsze spotkanie na szkolnym korytarzu. Siedziała na ławce pod ścianą jak większość osób z jej klasy. Ja z kolegami staliśmy naprzeciwko pod oknem i opierając się o parapet, mimowolnie spoglądaliśmy w stronę osób znajdujących się na ławce. Dziewczyna była wysoka, bardzo szczupła, a figurę podkreślała ciemnym obcisłym golfem i wąskimi spodniami. Miała długie złociste włosy, które lekkimi falami opadały na ramiona. Na bladej sympatycznej twarzy mocno wyróżniały się drobne usta podkreślone czerwoną szminką.

Agnieszka wydawała mi się piękna z jeszcze jednego powodu – była starsza ode mnie przynajmniej o trzy lata. Moje rówieśniczki były jeszcze dziewczynkami, które ubierały się i zachowywały w podobny sposób. Ciągle miały nawyki rodem ze szkoły podstawowej, chodziły w grupkach i podśmiechiwały się ze wszystkiego. Agnieszka była już kobietą. Wyglądała jak kobieta, gestykulowała jak ona i spoglądała na mnie wzrokiem pewnej siebie dojrzałej dziewczyny. Właśnie w czasie tego pierwszego spotkania utonąłem się w jej dużych błękitnych oczach. Chwila trwała zapewne zdecydowanie zbyt długo, o czym poinformował mnie wbity w brzuch łokieć jednego z moich kumpli.

 – Nie gap się tak, bo się zakochasz – powiedział. – Ona jest z klasy maturalnej, nie masz u niej szans.

Spuściłem wzrok, a kiedy po chwili spojrzałem w jej stronę jeszcze raz, śmiała się z koleżanką. Chociaż nie był to śmiech szyderczy i złośliwy, a jedynie sympatyczny i ciepły, spłonąłem rumieńcem. Dziewczyna musiała zauważyć mój wzrok, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Przez kolejnych kilka tygodni, kiedy nasze klasy czekały na lekcje w tej samej części korytarza, unikałem jej. Wychodziłem do toalety albo do sklepiku szkolnego na niższym piętrze. Starałem się obserwować ją, jednak robiłem to ukradkiem.

Trafiłem na nią przypadkiem właśnie w sklepiku. Stanąłem w kolejce i okazało się, że Agnieszka stoi dokładnie przede mną. Pachniała cytrusami, a jej długie włosy miałem na wyciągnięcie dłoni. W pewnym momencie odwróciła się i przez moment spojrzała w moją stronę. Kiedy odwróciła się ponownie, powiedziała cicho:

 – Nie musisz się mnie bać, nie gryzę.

 – Nie boję się… – wydukałem. Dziewczyna z klasy maturalnej przemówiła do mnie. Nie bałem się, ja byłem przerażony!

 – To dobrze – odparła z uśmiechem. – Przywitaj się czasem. To na początek wystarczy?

Więcej już nic nie powiedziała i nie poświęciła mi nawet sekundy uwagi. Za to ja ważyłem w głowie każde jej słowo. W kolejnym tygodniu zdobyłem się na odwagę i rzuciłem w jej stronę krótkie „cześć”, kiedy siedziała na ławce. Odpowiedziała z serdecznym uśmiechem. Nic więcej się nie stało: nikt się ze mnie nie śmiał, żaden z jej kolegów mi nie przyłożył, a koleżanka nie prychnęła z pogardą. Za to kumple z klasy spoglądali na mnie nieco inaczej jakby z pewnym podziwem.

Do końca roku ograniczałem się jedynie do krótkich powitań. Nie miałem odwagi na porozmawianie o czymkolwiek. To byłoby już za dużo. Dziewczyna nie przestała mi się podobać, jednak obawa przed odrzuceniem była znacznie większa. Czego ona mogła chcieć od kogoś takiego jak ja?

Spotkaliśmy się zupełnym przypadkiem w całkiem innym miejscu. To było już kilka miesięcy po tym, jak Agnieszka zdała ostatnie egzaminy i skończyła szkołę. Jeden z moich kumpli zaprosił mnie na dyskotekę do klubu. To była piątkowa impreza dla nastolatków, tak zwane fajfy. Wszedłem do środka i wpadłem na dziewczynę w stroju Mikołaja, która wręczyła mi ulotkę szkoły językowej. Nie poznałem jej od razu. Dopiero kiedy się odezwała na przywitanie, rozpoznałem w niej obiekt moich westchnień.

 – Co tu robisz? – zapytałem odruchowo, dopiero później zdając sobie sprawę, że w sumie powinienem się jej bać i mieć respekt.

 – Pracuję – odparła. – Dorabiam sobie do studiów.

 – To nieźle – mruknąłem, bo nie wiedziałem, co mogę powiedzieć w takiej sytuacji. – Studiujesz u nas w mieście?

 – Tak, na filologii angielskiej. Będę uczyła języków po szkole.

 – To fajnie – odpowiedziałem, a po przeciągającej się chwili milczenia, dodałem – To ja lecę. Powodzenia.

Skwitowała to uśmiechem, a ja zniknąłem na sali tanecznej w tłumie rówieśników i wśród ciężkich uderzeń basów. Wyszedłem z klubu po niespełna godzinie. Nie spodobało mi się nowe towarzystwo kumpla i postanowiłem wrócić do domu. Agnieszka jeszcze stała przy wejściu w stroju mikołajki. Uśmiechnęła się, kiedy mnie zobaczyła.

 – Wcześniej wychodzisz – zagadnęła. – Nie podobało ci się?

 – To nie moje klimaty.

 – Jeśli chcesz, to mogę zabrać cię do innego klubu w mieście. Ciekawszego – zaproponowała. – Kończę za pół godziny.

Potem rozejrzała się po pustym wejściu do klubu i rzuciła:

 – A w sumie, to kończę już. Poczekasz na mnie? Muszę się pozbyć tego stroju.

Skinąłem głową, a ona zniknęła gdzieś na zapleczu. Po chwili wyszła i to, co zobaczyłem, prawie wbiło mnie w podłogę. Miała na sobie sięgającą do połowy uda oszałamiająco obcisłą czarną sukienkę z połyskującymi w świetle srebrnymi nitkami. Długie smukłe nogi pokrywały czarne rajstopy, a gołe ramiona i ręce osłaniała siateczkowa bluzeczka. Turkusowe dodatki paska i biżuterii łamały tę czarną kolorystykę.

 – Co się tak gapisz? Źle wyglądam?

 – Obłędnie – wydukałem, nie mogąc znaleźć lepszych słów.

 – No to chodźmy – powiedziała. Narzuciła na górę płaszcz, chwyciła mnie za rękę i wyciągnęła z klubu. Już po kilkunastu minutach byliśmy w jednym z najmodniejszych klubów w mieście. Agnieszka sprawnie przeszła przez bramkę, ciągnąc mnie za sobą za rękę. Nie zamawialiśmy drinków ani piwa, tylko natychmiast poszliśmy na parkiet. Dziewczyna rzuciła się w wir tańca, a ja starałem się jej wtórować, wykonując swoje nieporadne ruchy. Widząc moje skrępowanie, podeszła bliżej i objęła mnie w pasie. Po chwili razem bujaliśmy się w tańcu: ona w rytm muzyki, a ja w rytm jej kroków. Ruchy ciała dziewczyny były płynne, a prosta choreografia wyglądała na dopracowaną regularnymi ćwiczeniami. Już po krótkiej chwili poczułem, że moje ciało też porusza się właściwie i całkowicie zapomniałem o skrępowaniu.

O autorze