I tak nic nie mogłam na to poradzić. Moje kończyny były galaretowate i byłam zdumiona, że moje ciało jakoś sobie z tym radzi. Żaden seks nigdy nie był tak dobry. Nawet jeśli nie miało mnie to doprowadzić do orgazmu, to wiedziałam, że będę i tak często tego używać.

Rytm się nagle zmienił, zwolnił i zastanawiałam się z rozczarowaniem, czy program się kończy. Okazało się, że byłam zupełnie nieprzygotowana na to, co stało się później. Dildo gwałtownie szarpnęło się we mnie, czemu towarzyszyło łaskotanie w głębi mnie, jakby to był prawdziwy kutas podczas orgazmu. Rzeczywiście, kontynuował swój gwałtowny taniec – i nagle pojawiło się coś, co wyglądało jak sperma wyciskająca się ze mnie obok wibratora, który nadal pulsował, jakby w ekstatycznym uwolnieniu.

– Co się, kurwa, dzieje? – powiedziałam do siebie, zbierając trochę kremowej esencji i oblizując palce – ten znajomy smak i konsystencja spermy. Wiedziałam, że to nie może być prawdziwe, ale iluzja była niesamowita.

To była jednak maszyna, a nie człowiek i była tak niestrudzona jak dostawa prądu. Jego pulsowanie przekształciło się w delikatne pieprzenie, a głębokość pchnięć rosła nieubłaganie i coraz szybciej, aż znowu ciężko dyszałam. Nie chciałam schodzić z krzesła, podczas gdy ten wibrator uderzał we mnie z taką bezlitosną intensywnością.

Być może krzesło było wadliwe. Może to się nigdy nie skończy. W tym momencie mnie to nie obchodziło. Z zadowoleniem witałam każde pchnięcie, nawet gdy zastanawiałam się, czy odwodnienie lub atak serca zabije mnie, a maszyna nadal będzie obsługiwać moje martwe ciało.

Krzesło znowu zwolniło, a ja jęknęłam z frustracji, ponieważ faktycznie poczułam, że zbliżam się do osiągnięcia tego magicznego momentu. Wiłam się niecierpliwie, chcąc, żeby dildo znowu przyspieszyło.

– Pieprz mnie, draniu – warknęłam. – Spraw, żebym doszła – błagałam, masując piersi spermą i ssąc palce do czysta.

Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc dildo, biorąc pod uwagę moje ograniczone możliwości. Podskakiwałam biodrami, gdy on ciągle przyspieszał. Moja potrzeba była zbyt wielka. Nic nie miało znaczenia poza kolejnym pchnięciem tego syntetycznego kutasa w moją mokrą cipkę.

– Pozwól mi dojść – błagałam. – Pozwól mi dojść.

Byłam tak blisko! Czułam, że nadchodzi ogromny orgazm. Moje ciało drżało mocniej niż struna skrzypiec. Każde uderzenie dildo, każde uderzenie jego jąder groziło doprowadzeniem mnie do końca, ale zamiast tego podtrzymywało tę straszną, piękną udrękę potrzeby i przyjemności. Byłam tak blisko! Każda moja myśl koncentrowała się na dotarciu do punktu krytycznego. Nagle dildo znowu zwolniło i chciałam wyć z wściekłości!

Sztuczny kutas znowu zaczął drżeć i znowu wybuchła we mnie sperma. Zostałam wyrzucona w tę nieuchwytną przepaść w ekstazę konwulsji, rozkoszy promieniującej falami z mojego rozpalonego jądra.

– O kurwa! – zaczęłam krzyczeć. – O kurwa!

Żadne inne słowo nie mogło powstać w moim niespójnym umyśle. Na długo przed tym, zanim się uspokoiłam, a mój umysł wciąż płonął błogim pięknem orgazmu, dildo wznowiło swój cykl, jego delikatne pieprzenie popychało mnie przez serię powitalnych, ale wyczerpujących wstrząsów wtórnych.

– Wystarczy – powiedziałam. – Już dosyć.

Maszyna zignorowała moje słowa, dbając tylko o moją coraz bardziej wykorzystaną cipkę. Kiedy wznowiła swój bezlitosny atak, poddałam się całkowicie. Kiedy ściany runęły, zostałam szybko zdobyta, doprowadzona do punktu kulminacyjnego, a potem kolejny raz i jeszcze jeden, aż nie mogłam już odróżnić jednego orgazmu od drugiego.

Wymagało to ogromnego wysiłku, ale w końcu udało mi się podnieść z niestrudzonego krzesła. W natychmiastowej odpowiedzi dildo zakończyło swój program ruchania i powróciło do swojego spokojnego stanu. Jego nieobecność była zarówno ulgą, jak i stratą. Z jednej strony czułam się obolała i brudna (moralnie i fizycznie), ale z drugiej strony byłam głęboko wdzięczna. Moje ciało trzęsło się ze zmęczenia, a umysł błądził w znużonej, błogiej mgle. Dotarłam do łóżka, gdzie zakopałam się pod pościelą i poddałam się utracie przytomności.

Istota na wpół przytomna, która potknęła się, idąc do łazienki w środku nocy, bo ledwo mogłam być wtedy opisana jako człowiek, była lepkim, spoconym bałaganem, śmierdzącym seksem i wysiłkiem. Moje wewnętrzne strony ud były śliskie od spermy, a jeszcze bardziej wyciekłam, gdy usiadłam na toalecie, aby odpowiedzieć na zew natury. Moje wnętrzności pulsowały, czułam prawie przyjemny dyskomfort. Czułam się jak mięso na kotlety rozbite tłuczkiem, ale także jak kobieta, która w końcu była naprawdę zadowolona i spełniona. W końcu zrozumiałam, czego mi brakowało przez całe życie. Ogrom przyjemności, jaką dawałam wszystkim mężczyznom po kolei, ale żaden z nich nigdy mi jej nie oddał. Pomimo nocnej godziny napisałam do Ani: „Z takim krzesłem, nie potrzebuję żadnego mężczyzny”.

Odpowiedziała następnego ranka: „Haha! Jestem z Ciebie taka dumna! I zazdrosna! Żałuje, że mnie tam nie było.”

„Chciałabyś popatrzeć? Czy spróbować?” – zapytałam w kolejnym smsie.

„Jedno i drugie.” – odpisała.

Wybuchłam śmiechem. Tym razem myśl, że mogłaby być ze mną, nie wydawała się taka dziwna, tak niemożliwa. I chociaż nie byłam jeszcze gotowa na taką rewolucję w moim życiu seksualnym, wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi. Podnieciłam się na samą myśl. Sama z chęcią zobaczyłabym, jak krzesło zajmuje się Anią. Zdałam sobie sprawę, że zaproszę ją kiedyś do wspólnej zabawy, a ona z chęcią przyjmie moje zaproszenie.

O autorze