W wieku czterdziestu trzech lat w końcu przyznałam się przed sobą, że nigdy nie miałam prawdziwego orgazmu, pomimo dwóch nieudanych małżeństw, kilku namiętnych romansów i wielu przygód na jedną noc, których nie chciałabym nawet zliczyć. Zdałam sobie również sprawę, że powodem, dla którego żaden z moich związków nie przetrwał, był ostatecznie fakt, że seks był daleki od satysfakcji. Intymność była dość miła, ale niewystarczająca. Rzeczywiście z wiekiem i lepszym zrozumieniem siebie wiedziałam, że prawdziwym powodem, dla którego przestałam się starać w tej kwestii była kompletna utrata nadziei, że znajdę kogoś, kto będzie w stanie dać mi to, czego nie potrafili zrobić pozostali.
– Mógłby mnie przynajmniej ktoś zapłodnić – dodałam, wylewając swoje żale mojej przyjaciółce Ani, kiedy nalewała wino.
– Po prostu potrzebujesz dobrego dildo – powiedziała ze śmiechem.
– Mam dildo. Mam pudełko pełne różnych wibratorów. Ledwo mnie podniecają, nie mówiąc już o jakimkolwiek szczytowaniu.
– Mam na myśli porządne dildo. Przynajmniej dokładnie wiem, co Ci kupić na urodziny – powiedziała Ania, uśmiechając się figlarnie, ale nic więcej nie chciała zdradzić.
Moje urodziny były miesiąc później i całkiem zapomniałam o naszej pijackiej pogawędce, dopóki tego dnia nie nadeszła duża paczka. Załączona była karteczka: „Baw się dobrze! – Ania.”
Nie miałam pojęcia, ile to kosztowało, ale najwyraźniej było drogie. Było to skórzane siedzisko o solidnej konstrukcji i nikczemnym przeznaczeniu. Na jego środku znajdowała się dziurka, przez którą wystawało dildo i po uruchomieniu zaczynało się poruszać, a ja mogłam wygodnie siedzieć i nic nie robić. Najbardziej zdumiewający był jednak sam wibrator – był to zaskakująco realistyczny członek, który był zarówno dłuższy, jak i grubszy niż jakikolwiek inny w mojej kolekcji wibratorów. I był czarny. Samo trzymanie go w dłoni wywołało we mnie dreszcz strachu. Był twardy, ale nie całkiem sztywny, gładki, ale z widocznymi żyłkami i przymocowany do elastycznej moszny, w której znajdowała się para dużych jąder.
– O kurwa – mruknęłam, trochę zszokowana. Zadzwoniłam do niej. – Czy naprawdę sądzisz, że z tego skorzystam?
Zaśmiała się.
– Jak najbardziej! Gwarantuję, że nie pożałujesz. Chciałabym móc to zobaczyć…
Myśl o użyciu tej maszyny była wystarczająco dziwna. Pozwolenie Ani na oglądanie tego było nie do pomyślenia.
– Yyy, nie.
– Cóż, nie marnuj w takim razie swoich urodzin na rozmowę ze mną.
Miałam nadzieję, że to nie może boleć. Chociaż to dildo było naprawdę przerażające. Ale może właśnie tego potrzebowało moje ciało? Próbowałam jakoś to ustawić, ale dildo nawet w najniższej pozycji lekko wystawało przez dziurkę.
Nie wiedziałam, jak się za to zabrać. Na szczęście byłam tak podekscytowana samym oczekiwaniem na użycie tej maszyny, że moje wargi sromowe same się rozchyliły i byłam już trochę mokra, gdy próbowałam usiąść. Nie czułam się pewnie. To było dla mnie trochę zbyt dziwne. Byłam też daleka od przekonania, że krzesło da mi przyjemność, której oczekiwałam.
– Dobra, zaczynamy – powiedziałam do siebie i nacisnęłam przycisk. Na początku usłyszałam tylko ciche buczenie i subtelne wibracje, które niewiele obiecywały. Jednak gdy poczułam je trochę głębiej i zaczęły się wciskać między moje wargi sromowe, zaczęły stawać się naprawdę bardzo przyjemne.
Rozluźniłam się na krześle, opierając łokcie na podłokietnikach, a moje palce zaczęły drażnić twarde sutki. Nie można było kwestionować mojego podniecenia, a jeśli taki był zakres działania tego magicznego krzesła, to przynajmniej była to dobra alternatywa dla seksu z prawdziwym mężczyzną.
Tyle tylko, że w miarę narastania mojego podniecenia niemożliwe było powstrzymanie się od wiercenia w celu zintensyfikowania tych wibracji. Zmiana była tak powolna, że na początku nie zauważyłam, kiedy dildo wysunęło się wyżej, a penetracja stała się niewątpliwa, gruba główka dildo rozciągała mnie mocniej niż jakikolwiek ludzki kutas.
– Och… – było wszystkim, co mogłam powiedzieć.
To nie było już drażnienie się, moje palce ciągnęły i szczypały moje sutki, gdy ten trzon wnikał we mnie coraz dalej, wypełniając moją pochwę powolną, stałą determinacją, a wibracje były coraz silniejsze. Czułam się coraz bardziej nabita, coraz bardziej bezradna, nie mogłam zrobić nic więcej niż tylko kręcić biodrami. I nigdy nie czułam się tak zdumiewająco pełna kutasa, a nawet gdy myślałam, że mój limit został osiągnięty, dildo przełączyło się na delikatny ruch w przód i w tył, który wpychał się we mnie coraz głębiej i głębiej, aż nacisnął na wejście do mojego łona.
– Zbyt głęboko! – krzyknęłam do siebie zaskoczona i w chwilowej panice nacisnęłam przycisk zasilania, żeby zatrzymać krzesło. Ku mojej uldze dildo się wycofało, ale krzesło się nie zatrzymało.
Po chwili dildo wbiło się ponownie, nie tak szybko i nie tak głęboko, żeby zabolało, ale na tyle, żebym znowu zaczęła krzyczeć. Był to bezładny krzyk w przypływie wrażeń, gdy ten gruby, żylasty, wibrujący kutas wbił się we mnie. Chwyciłam się podłokietników, dysząc, gdy dildo się wysunęło – tylko po to, by wbić się z powrotem z bezlitosną łatwością, jaką mają tylko maszyny.
Znowu i znowu, odwroty zaczęły przyspieszać, przerwa między pchnięciami była coraz krótsza, aż dildo posuwało mnie jak dzikie bicie serca. Wchodziło naprawdę głęboko, jego jaja uderzały o mnie, a główka ocierała się o szyjkę macicy w sposób, który o dziwo nie bolał.