Rozpoczynając szkołę średnią, wiedziałem, że raczej nie skończę jej jako prawiczek. To czas, w którym zawiązują się nowe relacje i dużo się dzieje między rówieśnikami. Jako dorosły facet wiem, że te założenia były trafne. Jednak nie spodziewałem się, że obiektem moich westchnień nie stanie się rówieśniczka, ale znacznie starsza kobieta.
Matematyka nigdy nie była moją mocną dziedziną. Już od podstawówki prześlizgiwałem się z klasy do klasy. Lepiej od ułamków i pierwiastków nauczyłem się ściągać i odpisywać od kolegów. W efekcie nawet udało mi się przyzwoicie napisać egzamin i dostać do niezłego liceum.
Niestety szkoła średnia rządziła się już nieco innymi prawami. Nie każdy nauczyciel przymykał oko na ściągi, a nie każdy z nowych kolegów chętnie dzielił się swoimi odpowiedziami na sprawdzianach. W pierwszej klasie ledwie udało mi się zdobyć pozytywną ocenę. W drugiej zaliczyłem pałę na półrocze i wszystko wskazywało na to, że jednak nie przebrnę tego roku bez pomocy. Dlatego rodzice zdecydowali się opłacić mi korepetycje. Nie byłem przekonany do tego rozwiązania. Jeśli przez kilka lat udało mi się opanować tylko podstawy to dlaczego po korepetycjach miało być inaczej? Stwierdziłem jednak, że dla świętego spokoju będę chodził raz w tygodniu na dodatkowe lekcje.
Na pierwsze zajęcia zaprowadziła mnie mama. Nauczycielką miała być jakaś jej znajoma, którą znała z lat młodzieńczych. Poszliśmy do jej mieszkania w bloku na jednym z dużych osiedli. Otwarła nam drzwi kobieta tylko niewiele młodsza od moich rodziców, która kazała mówić do siebie po nazwisku – Pani Borowiecka. Była niewysoka, ale bardzo zadbana. Nie uśmiechnęła się na mój widok i przyjęła mnie z chłodnym profesjonalizmem. Po kilku minutach rozmowy moja mam wyszła i zostaliśmy sami.
Z pierwszej lekcji pamiętam jedynie zapach jej ciężkich i intensywnych perfum. Kobieta przepytywała mnie z tego, co już potrafię, podsunęła mi do rozwiązania jakieś zadania i kazała rysować wykresy. Starałem się robić wszystko najlepiej, jak potrafiłem, jednak nie szło mi za dobrze. Po upływie godziny powiedziała, że będziemy mieli sporo pracy. Uznała też, że zajmie się uczeniem mnie, ale pod warunkiem, że będę chciał z nią pracować i się przyłożę.
Zgodziłem się, jednak wiedziałem, że obiecuję zbyt wiele. Na kolejnych kilka lekcji szedłem jak na ścięcie. Kobieta przepytywała mnie, denerwowała się każdą moją porażką i miałem wrażenie, że bardziej ode mnie chce, żebym zdobywał lepsze stopnie. Nie zapomnę jednak pewnego momentu, w którym udało mi się rozwiązać jedno dosyć trudne zadanie. Pani Borowiecka dwukrotnie sprawdziła zadanie z uwagą i pogratulowała mi. Miałem wrażenie, że ucieszyła się tak samo, jak ja.
W pewnym momencie dotknęła mojego ramienia i pogłaska go. Choć podobny gest wykonywała często moja mama, tym razem wyczułem w nim coś całkiem innego. To coś sprawiło, że od tej lekcji ja także zacząłem inaczej patrzeć na moją korepetytorkę. Zacząłem zauważać, że miała ładną twarz z dużymi ciemnymi oczami. Była bardzo zadbana w każdym szczególe. Miała zawsze nienaganną fryzurę, a czarne włosy upinała w kucyk sięgający do wysokości karku. Na powieki nakładała ciemniejszy tusz, a usta pokrywała czerwoną szminką. Jej paznokcie były pokryte kolorowym lakierem i nigdy nie zauważyłem na nich odrostów.
Kobieta miała interesującą figurę. Nie była wysoka, ale jej ciało było bardzo zadbane i symetryczne. Nosiła spódnice sięgające do kolan, spod których wystawały zgrabne łydki. Zawsze miała na sobie elegancką bluzkę, która pasowała kolorystycznie do odcienia tuszu na powiekach. Kiedy tylko wybierała bluzki rozpinane, starałem się zajrzeć ponad ostatnim z zapiętych guzików i dostrzec półkola kształtnych piersi. Raz nawet udało mi się zobaczyć koronkową tkaninę jej stanika. Do dziś zastanawiam się, czy zauważyła rumieniec, który natychmiast pojawił się na mojej twarzy.
Moje zauroczenie Panią Borowiecką zaczęło stopniowo przekładać się na lepsze wyniki w nauce. Okazało się, że potrafię napisać sprawdzian nawet na czwórkę, co nie zdarzało mi się od trzeciej klasy szkoły podstawowej. Po każdym udanym sprawdzianie widziałem radość w oczach mojej nauczycielki. Lubiłem ją uśmiechnięta, dlatego starałem się za dwóch, a nawet w domu rozwiązywałem dodatkowe zadania. Z niechęci po pierwszych zajęciach nie pozostał już nawet ślad. Teraz szedłem na kolejne lekcje z radością i uśmiechem.
Pod koniec kwietnia zacząłem zauważać, że kobieta w moim towarzystwie jest bardzo rozluźniona. Już nie tylko uśmiechała się, ale także żartowała. Zdarzało się, że w przypływie emocji głaskała moje plecy, a raz nawet zdarzyło się, że objęła mnie ramieniem. Wtedy miałem okazję z bliska poczuć intensywny zapach jej perfum. Zmianę zauważałem także w jej spojrzeniu. Nie patrzyła w moją stronę już tak surowym i profesjonalnym wzrokiem. Spoglądała na mnie ciepło, a kiedy rozwiązywałem zadania, nie spuszczała ze mnie wzroku. Na początku trochę się krępowałem jej zachowaniem. Po którejś lekcji uznałem, że jest w tym coś bardzo przyjemnego, czego jednak nie byłem w stanie dokładnie nazwać.
Nieubłaganie zbliżał się koniec roku szkolnego. Czekał mnie jeszcze jeden sprawdzian podsumowujący wiedzę z całego semestru. Pani Borowiecka na ostatnich zajęciach przed sprawdzianem wyjątkowo nie dała mi tuzina zadań do rozwiązania. Nie miała nawet przygotowanych podręczników i notatek. Stwierdziła, że na dzień przed tak ważnym sprawdzianem nic mi nie da dalsze ćwiczenie głowy.
– Teraz ważny jest odpoczynek od działań i relaks – powiedziała po tym, jak poleciła mi rozsiąść się wygodnie w fotelu.
Potem kazała mi zamknąć oczy i pomyśleć o czymś przyjemnym. Sama stanęła za mną i oparła dłonie na moich ramionach.
– Wyobraź sobie plażę na jakiejś egzotycznej wyspie. Usłysz szum morza i poczuj na skórze ciepło słońca. To moment, w którym nie masz żadnych problemów, wszystkie egzaminy są zdane, a ty możesz spokojnie odpocząć. Możesz też mieć koło siebie jakąś dziewczynę, która ci się podoba. Będzie gładziła cię po ramionach, pocałuje cię w policzek, a potem dotknie w bardziej czułe miejsca.
Słowa Pani Borowieckiej okazały się tak obrazowe, że niemal usłyszałem szum morza. Dziś myślę, że szum wywołało ciśnienie, które nagle mi podskoczyło. Z pewnością też poczułem na ramieniu dotyk dziewczyny, którą kazała mi sobie wyobrazić. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy dotyk przesunął się po klatce piersiowej i dotarł do brzucha, zrozumiałem, że to jednak nie moja wyobraźnia. Otwarłem oczy i zobaczyłem dłoń z zadbanymi granatowymi paznokciami, przesuwającą się po tkaninie letniej koszulki.
– Co pani robi? – zapytałem zdezorientowany.
– Pomagam ci się odprężyć przed jutrzejszym sprawdzianem – powiedziała bez żadnych oznak skrępowania. – Nie podoba ci się mój dotyk?
– Podoba mi się – przyznałem. – Ale…
– To zamknij oczy i dalej wyobrażaj sobie plażę, słońce i młodą koleżankę. Bez żadnego “ale”.