Kamil zapukał do frontowych drzwi domu Błażeja przy ulicy Dąbrowskiego.
Zamiast przyjaciela odpowiedziała mama Błażeja.
– Kamilu, jak się masz? – powiedziała radośnie.
– Dzień dobry, pani Frąckowiak. Przyjechałem po Błażeja.
– Jeszcze nie wrócił. Został dłużej na treningu na torze. Nie powinno to jednak potrwać zbyt długo. Możesz wejść i poczekać, jeśli chcesz.
Cofnęła się, żeby go wpuścić.
– To nie powinno potrwać długo?
– Wysłał mi SMS-a, mówiąc, że wkrótce wróci. Jeśli chcesz zostać lub wrócić później, twój wybór.
Kamil wkroczył. – Zostanę na trochę. Jeśli nie wróci wkrótce, po prostu wyjdę.
– W porządku. Będę w biurze.
– W porządku.
Kamil był w domu Błażeja wiele razy, odkąd w trzeciej klasie się zakumplowali, więc czuł się tam dobrze. Zrzucił buty i opadł na środek pluszowej kanapy. Chwycił pilota od telewizora i wycelował go w duży ekran. Nagle z gabinetu pani Frąckowiak dobiegł straszny pisk. Brzmiało to tak, jakby albo się przewróciła, albo zobaczyła ogromną mysz. Kamil zerwał się na równe nogi, gdy usłyszał uderzenie krzesła o podłogę.
Pani Frąckowiak wpadła do salonu.
Krzyknęła: – Nie włączaj tego! – Jej twarz była pokryta przerażeniem.
– Ok ok ok – Kamil podniósł ręce, zatrzymując się w miejscu, jak przestępca z policyjnym pistoletem wycelowanym w pierś. Na jej polecenie upuścił pilot.
Pilot stuknął o krawędź stolika do kawy i spadł na podłogę, pękła tylna pokrywa, a baterie wylądowały na dywanie.
Widząc pilota wypadającego z jego rąk, pani Frąckowiak poklepała się po klatce piersiowej i uspokoiła oddech.
– Wszystko w porządku? Co się tam stało? – zapytał Kamil, ale nadal się nie poruszył.
– Wszystko w porządku. Po prostu nie możesz zobaczyć, co jest na ekranie telewizora. To sprawa osobista, to coś do pracy, tylko do pracy.
– W porządku – Kamil przeciągał słowa, zmieszany powodem, dla którego mama Błażeja tak gwałtownie i histerycznie zareagowała.
Uklękła, by podnieść pilota i zresetować baterie.
Zanim wycelowała w ekran, powiedziała mu: – Proszę, odwróć głowę.
Kamil oderwał wzrok od ekranu.
– Nie, musisz odwrócić się plecami do telewizora.
– Pani Kasiu, czy naprawdę wszystko w porządku? Zachowuje się pani dziwnie, naprawdę dziwnie.
– To po prostu osobiste rzeczy.
– Ale powiedziała pani, że to do pracy. Nawet nie wiem, czym się pani zajmuje. Więc nie mogę zdradzić tajemnic biznesowych. Byłbym w tym najgorszy.
Próbował być beztroski. Potem zdał sobie sprawę z czegoś więcej. Może tu być ktoś inny. Intruz, złodziej, może człowiek, który rzeczywiście chce zdobyć informacje, szantażysta.
Kamil szepnął: – Czy ktoś tam jest? Ma pani kłopoty?
– Nie i nie – mówiła pewnie.
Uniósł brwi i dramatycznie wypowiedział bezgłośnie słowa: – Naprawdę?
Odpowiedziała głośno: – Wszystko w porządku. Nie mam kłopotów. Nie ma żadnych problemów.
Podeszła do niego i poklepała go po ramionach. Spojrzała na niego uspokajająco. Próbowała uformować niewinny, ciepły uśmiech. – Chcę tylko, żebyś nie widział tego, co jest na ekranie.
– Jestem zmieszany. Naprawdę zdezorientowany.
Jego wzrok przeniósł się z korytarza prowadzącego do jej gabinetu, na panią Frąckowiak i pusty ekran telewizora.
Pani Frąckowiak dała macierzyńskie polecenie. – A może wyjdziesz na chwilę na ganek. Następnie wskazała na drzwi.
– Nie ma problemu. Nie chcę sprawiać kłopotów ani wpędzać panią w tarapaty.
Wszedł na ganek, a ona zamknęła drzwi. Kamil usłyszał kliknięcie zamka. Szybko podszedł do frontowego okna. Nadal nie był przekonany, że mama Błażeja nie ma kłopotów. Bał się, że zobaczy dużego mężczyznę w ciemnym ubraniu, który pojawi się w polu widzenia. Może z bronią.
Pochylił się nad kłującym krzewem, by zajrzeć przez okno. Pani Frąckowiak i telewizor były w zasięgu wzroku. Żadna inna osoba się nie pojawiła. Była tam tylko pani Frąckowiak. Wskazała pilota i ekran rozjaśnił się, telewizor ożył. Kamil od razu sapnął, po czym zakrztusił się. Na ekranie była Pani Frąckowiak naga, pełna z przodu, ręce za głową, piersi zwisające osobno z dużymi, ciemnymi otoczkami, szerokie biodra i grube uda nadające jej ciału idealny kształt, wszystko skupione na ciemnym krzaku włosów, au naturel. Dzięki postawie zyskała zaufanie centralnej postaci. Niczego nie ukrywała, nie wstydziła się ani nie przekazywała niezręczności. Pozowała dla wszystkich.
Nagle ekran zgasł, ale znów się rozjaśnił. Kolejne zdjęcie Pani Frąckowiak. Była pochylona, jej wielki matczyny tyłek wypełniał większość ekranu. Jej paznokcie wbijały się w grube ciało. Ekran znowu pociemniał. Wtedy, ku całkowitemu zaskoczeniu Kamila, ponownie pojawiła się pani Frąckowiak. Jej ciemne włosy były ściągnięte do tyłu silną, męską ręką. Wpatrywała się bezpośrednio w kamerę z ustami wypchanymi kutasem. Jej lewy policzek był zaokrąglony przez ciężką głowę. A potem ekran telewizora zrobił się czarny.
Kamil wydał z siebie duszące westchnienie. Nie zdawał sobie sprawy, że nie oddycha. Stojąc tam, oniemiał, położył dłoń na czole. „Mama Błażeja? Co właśnie widziałem? Czy widziałem to, co właśnie widziałem?” Zakaszlał ze zdumienia.
Z bijącym sercem i zakrzepłym umysłem zdecydował się na ucieczkę, więc szybko podszedł do samochodu. Wymamrotał do siebie: „Muszę iść, muszę wyjść”.
Wsiadając do samochodu, usłyszał z daleka wołania pani Frąckowiak. – Kamil? Gdzie poszedłeś? Możesz wejść. Kamil?
Wycofał samochód z podjazdu. Oddalając się, spojrzał na frontowe drzwi przez okno pasażera. Pani Frąckowiak stała w drzwiach, machając do niego, starając się zwrócić jego uwagę. Nie odpowiedział ani nie zwolnił.
W domu wpadł do środka.
– Co… – Matka Kamila nie mogła dokończyć pytania, zanim pobiegł obok i poszedł do swojego pokoju.
Tam Kamil opadł na swoje łóżko, rozłożony płasko, wpatrując się w nieruchomy wentylator na suficie. Te trzy obrazy z ekranu telewizora – pani Frąckowiak zupełnie naga i w akcji – był napiętnowany świeżością, podnieceniem, w szczegółach, w jego umyśle. Pozwolił sobie przypominać te obrazy, ugniatając je, obracając je w kółko. Te nowe obrazy poruszyły dawne marzenia Kamila, gdy był młodszy. Jego niejasne i szybkie nastoletnie zauroczenie panią Frąckowiak ożywiło i naładowało jego umysł, który teraz był rozgorączkowany czymś, co mogło być fantazjami…