Poznałyśmy się w barze. Ona śpiewała w najlepsze na scenie. Wybrała jedną z tych piosenek, przy których zwykle chcę się bzykać, albo zwinąć w kulkę i płakać. Dobry boże, miała piękny głos. Brzmiał jak ciepły miód- był słodki, surowy i nieco uzależniający. Im dłużej jej słuchałam, tym bardziej chciałam żeby nie schodziła ze sceny. Pragnęłam żeby nie przestawała, żeby śpiewała tylko dla mnie, i żeby jej orzechowe oczy spotkały się z moimi.
Nie czułam się zbyt pewnie w temacie karaoke. Mój problem nie należał do zwyczajowych, bo nie byłam nieśmiała, nie miałam tremy ani nie musiałam sobie wyobrażać widowni w bieliźnie żeby się odważyć (choć z pewnością wyobrażałam sobie co ta dziewczyna miałam pod bluzką i dżinsami). Nie, problem polegał na tym, że po prostu nie potrafiłam śpiewać. Świetnie się odnajdywałam na scenie, niemal urodziłam się na deskach teatru, a mimo to nigdy nie oswoiłam się z kluczem wiolinowym. Nie miałam pojęcia jak śpiewać wszystkie te nuty, o których istnieniu nawet nie wiedziałam. Mimo to, jako że byłam uparciuchem z natury, musiałam znaleźć sposób żeby ta dziewczyna mnie zauważyła.
Madonna była moją odpowiedzią. Madonna zawsze jest dobrą opcją. Serio, czy istnieje piosenka Madonny która nie sprawia że myślisz o seksie? Nie. Napisałam więc tytuł piosenki na małej karteczce i przeszłam przez salę wypełnioną rockersami, gotami, punkami, i innymi fanami dobrej muzy. Podeszłam do sceny i wręczyłam ją kobiecie zarządzającej całą imprezą. Kiedy wracałam do stolika, nie spuszczałam wzroku z piękności na scenie, której głos poruszał we mnie struny o których istnieniu dotąd nie wiedziałam.
Sącząc drinka obserwowałam jak skończyła śpiewać, a sala nagrodziła ją gromkimi brawami. Zdecydowanie aplauz był głośniejszy niż dla rywali. Dziewczyna zeszła ze sceny i podeszła do swojego stolika, gdzie przywitali ją znajomi. Pochłonęła shota whisky tak bezproblemowo jakby to była czysta woda, po czym rozsiadła się żeby oglądać następne występy.
Nie jestem typem dziewczyny która potrafi zagadać do każdego. Daję sobie radę dzięki swojej osobowości i poczuciu humoru, a jeśli to nikogo nie skusi, to wracam do domu sama i robię sobie dobrze. Tej nocy nie chciałam tego, bo chciałam jej. Musiałam ją zdobyć, tylko nie wiedziałam jak.
Kobieta na scenie wywołała moje imię. Wypiłam resztę drinka, który aktualnie był już głównie rozmrożonym lodem, i powoli podeszłam do sceny. Przez chwilę rozważałam opcję sprintu do drzwi i zadzwonienia po kogoś łatwego i sprawdzonego. Teraz już było za późno- wszyscy na mnie patrzyli. Nawiązałam z nią kontakt wzrokowy kiedy przechodziłam obok, a ona skinęła puszką piwa w moją stronę. Czy potrafiła odgadnąć jak bardzo się bałam? A może wyczuła że mi się podoba? Może po prostu była miła…
Wspięłam się po schodkach i złapałam mikrofon w dłoń. Usłyszałam intro i zaczęłam się kołysać z boku na bok, nie wiedząc co ze sobą począć. Postanowiłam zamknąć oczy i przeczekać na swoją kolej. Moim zadaniem było zapewnić rozrywkę tłumowi który nie przejmował się tym jak mi pójdzie ani jakie mam umiejętności- ich obchodziło tylko to że będą gdzieś po mnie w kolejce do śpiewania, a drinki spływają z baru na ich stoliki jeden za drugim. Nagle na ekranie pojawiły się pierwsze słowa.
„Life is a misery…” – zaśpiewałam cicho, wahając się.
Jakiś koleś, który chyba wypił już trochę za dużo, krzyknął:
– Głośniej! Nie przyszliśmy tu żeby oglądać jelenia w świetle reflektorów!”
Wszyscy się roześmiali, oprócz niej. Ona patrzała na mnie z badawczym wyrazem twarzy. Wzięłam głęboki wdech przez przeponę, jak kiedyś mnie uczono, i podjęłam kolejną próbę śpiewu, tym razem głośniej. I tak brzmiałam słabo i niepewnie, aż do refrenu.
„When you call my name, it’s like a little prayer, down on my knees, I wanna take you there.”
Upadłam na kolana w odpowiednim momencie i spojrzałam w oczy dziewczynie która wcześniej sprawiła że moje wnętrzności się rozgrzały do czerwoności. Patrzała na mnie nieustannie do samego końca piosenki. Ten kawałek nie był dla agresywnych mężczyzn i ich lasek- on był tylko dla niej. Chciałam żeby mnie zauważyła i udało się, bo dałam z siebie wszystko. Co dziwne, mój głos ani razu nie zadrżał, ale nie wierzę że brzmiałam choć trochę dobrze. Przetrwałam do końca i schodząc po schodach, potknęłam się. Następnie oddaliłam się do stolika, a sceniczny czar prysnął. Szłam ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Kiedy przechodziłam obok niej, nie odważyłam się na nią spojrzeć. Jej dłoń sięgnęła w moją stronę, złapała mnie i przyciągnęła do siebie tak blisko, że poczułam bijące od niej ciepło. Oparła się policzkiem o moją twarz i wyszeptała:
– Jak mogę ci mówić po imieniu, skoro go nie znam?
Zamarłam jak prawdziwy jeleń w świetle reflektorów. Co niby miałam odpowiedzieć na takie pytanie?! Otworzyłam usta próbując coś wydukać, ale wypowiedziałam tylko swoje imię.
– Patrycja.
– Dobrze wiedzieć.
Sięgnęła do mojego policzka i przesunęła palcami w dół, aż do podstawy szyi. Moje ciało zapłonęło. Jej głos brzmiał tak elektryzująco, jak kiedy śpiewała na scenie. Pragnęłam jej jeszcze bardziej. Powoli zsunęła się coraz niżej, aż na mój biust. Zerknęła w dekolt, a ja zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Splotła palce z moimi, wstała z krzesła i pociągnęła mnie ku tyłowi baru, w ciemność. Poszłam za nią bez wahania.
Zdecydowanym krokiem weszła do żeńskiej toalety i otworzyła kabinę dla niepełnosprawnych. Wciągnęła mnie do środka i nie zaprzątała sobie głowy zamknięciem drzwi na zasuwkę. Przycisnęła mnie do ściany i pocałowała, po czym wplotła palce w moje włosy. Złapała mnie mocno i przytrzymała przy sobie. Nic mnie tak nie kręci, jak to kiedy ktoś mną rządzi.
Odciągnęła moją głowę w tył i zsunęła się ustami w dół. Przygryzła skórę na barku, a ja zachłysnęłam się powietrzem.
– Cicho! – szepnęła mi do ucha.
Przytrzymując mnie nadal przy ścianie, sięgnęła pod moją bluzkę. Miętosiła jedną pierś po drugiej. Jednocześnie przesunęła się, wcisnęła jedną nogę pomiędzy moje, i dała mi tym samym punkt oparcia. Moja łechtaczka pulsowała z żądzy.
Po kilku chwilach całowania przyssała się do moich sutków. Pokryła piersi pocałunkami i lekkimi ugryzieniami. Traktowała każdą z nich sprawiedliwą ilością pieszczot. W międzyczasie ocierałam się o jej kolano, desperacko pragnąc rozładowania.
Wróciła ustami do moich i wtedy wydałam z siebie jęk rozczarowania. Pochyliła się i powiedziała:
– Nie chcesz żebym przestała?
Próbowałam potrząsnąć głową ale nadal trzymała mnie za włosy, więc w rzeczywistości prawie nią nie poruszyłam.
– Mam to robić dalej? – zapytała z uśmiechem który sięgał aż do jej oczu.
Ponownie, moja próba przytaknięcia spełzła na niczym.
– Dobra, wiesz co? Mogę do tego wrócić, ale tak naprawdę chciałam…
Jej wolna dłoń zawędrowała pod moją spódniczkę i zastąpiła jej kolano. Poruszała palcami jak wirtuoz grający piękną melodię. W jej ruchach nie było niczego przypadkowego.
– …Ale mogę przestać, jeśli tylko chcesz.
Potrząsnęłam głową tak energicznie że prawie uderzyłam nią o ścianę. Jej uśmiech zamienił się w głośny chichot.
Naparłam na nią, będąc coraz bardziej napalona i mokra. Potrzebowałam jej w środku. Być może to wyczuła, bo ściągnęła moje majtki na ziemię, ani na sekundę nie przestając robić mi dobrze. Wyszłam z nich jedną nogą żeby było nam wy godniej.
Po kilku chwilach prowokowania mnie, wsunęła we mnie palec. Zachłysnęłam się powietrzem, czując jak cipka się do niego przystosowała. Z ust wydarło mi się:
– Więcej!
Druga dłoń puściła moje włosy i złapała mnie za brodę. Natychmiast otworzyłam oczy i spojrzałam prosto na nią.
– Co takiego?!
Cholera. Ja i moja niewyparzona jadaczka.
– Nic… – odparłam.
– Zapytałam: co powiedziałaś?
– Chciałam więcej. Ja tylko… Chciałam kolejnego palca. Chcę żebyś mnie zerżnęła, sory… – wydukałam, niezdolna do sklecenia pełnego zdania.
Nadal trzymała we mnie palec i przytrzymywała moją brodę dłonią. Jej oczy rozbłysły.
– Nie przepraszaj. Wiesz co, to nawet niezła zabawa.
Pocałowała mnie przygryzając wargę i wcisnęła do środka drugi palec. Wydałam z siebie coś pomiędzy jękiem a stęknięciem. Po chwili zaczęła je we mnie rytmicznie wsuwać, ocierając się jednocześnie o łechtaczkę i kość łonową. Ja jednocześnie uderzałam miednicą o ścianę.
– Tego chciałaś?! – zapytała mnie z uśmiechem na twarzy, ale ja nie byłam zdolna do odpowiedzi.
Jęczałam tylko nieskładne słowa, brzmiące jak „kurwa”, „oh” i „proszę”. Nie wiem o co konkretnie prosiłam, ale bardzo tego potrzebowałam.
Dziewczyna posuwała mnie, a ja zapadałam się w nią, próbując wchłonąć jak najwięcej.
– Już dobrze, poddaj się. Możesz dojść, Pati…
Wyciągnęłam do niej dłoń, złapałam za włosy i wbiłam jej paznokcie w skórę na plecach. Nie przestawała. Poczułam że łzy spływają mi po policzkach. Moje ciało było na samej krawędzi i nie mogłam tego już dłużej wytrzymać. Upadłam na kolana, o ironio, przed bóstwem którego tak pragnęłam, lecz którego nie potrafiłam ogarnąć rozumem.
Dosłownie chwilę później zalała mnie lawina emocji. Nogi się pode mną ugięły, nie mogłam złapać powietrza, i doszłam znowu, i znowu. Wszystko się zamazało i straciłam rachubę. Czułam się jakby brakowało mi tlenu, a jednocześnie dryfowałam gdzieś nad powierzchnią ziemi i wcale go nie potrzebowałam.
Dziewczyna powoli wycofała się ze mnie. Pomogła mi wstać, objęła mnie ramieniem i poczekała aż odzyskam zmysły. Wetknęła moje piersi z powrotem w t-shirt i wyszła ze mną z toalety do baru. Z pewnością wszyscy myśleli że byłam totalnie pijana, tymczasem po prostu byłam wyrypana do nieprzytomności. Nieważne.
Na scenie śpiewała jakaś laska wyglądająca jak gotycka wiedźma, a tłum się już trochę przerzedził. Usiadłyśmy przy moim stoliku, zamówiłyśmy szklankę wody dla mnie i piwo dla niej. Oglądając występ, wyszeptała mi do ucha:
– Następnym razem powinnaś zaśpiewać coś od Alanis Morisette. Masz w sobie to coś.
Bez namysłu odwróciłam się do niej i wypaliłam:
– Następnym razem, powinnaś mi pozwolić przygwoździć siebie do ściany i rżnąć dopóki nie będziesz potrafiła ustać na nogach.
Dziewczynę zatkało. Zmierzyła mnie wzrokiem, a na koniec spojrzała prosto w oczy i odparła:
– Umowa stoi.