Część ludzi uważa, że kiedy bóg stworzył mężczyznę nie do końca był zadowolony ze swojego dzieła. Przy kobietach nie popełnił już tych samych błędów i udało mu się stworzyć dzieło doskonałe. To może tłumaczyć, dlaczego dziewczęce ciała i figury podobają się nie tylko mężczyznom. Kiedy przyglądałam się sylwetce Marty, mojej koleżanki ze szkolnej ławy, znajdowałam potwierdzenie tej tezy. 

Z Martą poznałyśmy się w liceum. Trafiłyśmy do jednej klasy, jednak nie od początku przypadłyśmy sobie do gustu. Ona trzymała się w gronie odstrzelonych lasek, które w kółko plotkowały o chłopakach, kosmetykach i akcjach na sobotniej dyskotece. Wszyscy uznawali ją jednak za najładniejszą z nich wszystkich i na szkolnych korytarzach to za nią podążały spojrzenia nastolatków. Podziwili jej gęste kasztanowe włosy, symetryczną twarz z dużymi ustami i brązowymi oczami, kształtne piersi i zgrabne pośladki. Kilku odważniejszych ze starszych roczników nawet zdobywało się na odwagę i próbowało zaprosić ją na wypad do centrum handlowego labo na koncert. Ona jednak pozostawała niewzruszona i ciepło, ale bardzo stanowczo, odprawiała kolejnych śmiałków. 

Ja należałam do kółka sportowego i bardziej od weekendowych wypadów interesowało mnie uczestnictwo w zawodach lekkoatletycznych. Specjalizowałam się w biegach sprinterskich i już jako pierwszoklasistka z sukcesami konkurowałam ze starszymi dziewczynami. Dbałam o swoje ciało, a dzięki ciężkim treningom mogłam pochwalić się smukłą sylwetką i brakiem nadmiaru tanki tłuszczowej. Jednak moim największym kompleksem były małe piersi, które ułatwiały bieganie, jednak nie pomagały w relacjach z chłopakami. 

Przez wiele miesięcy nasz kontakt ograniczał się jedynie do przywitania na szkolnym korytarzu. Zmiana w relacjach nastąpiła całkowicie przez przypadek, a w przynajmniej w tamtej chwili ja miałam takie wrażenie. Pod koniec roku szkolnego nasz wychowawca zorganizował wycieczkę dwudniową w Beskidy. Dwa dni łażenia po górach z noclegiem w jednym z pensjonatów w Wiśle. Po pierwszym dniu i zdobyciu Baraniej Góry cała grupa była tak wykończona, że większość w głowach miała tylko marzenie o gorącym prysznicu i wygodnym łóżku. 

Na miejscu okazało się, że część pokoi jest już zajętych i musimy się dostosować do tych, które zostały. Wymagało to przegrupowania i częściowego porozbijania klasowych grupek. Ja zostałam skierowana do dwuosobowego pokoju na poddaszu, a jako klasowy samotnik spodziewałam się, że trafi do mnie któraś z nielubianych kujonek. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy najpopularniejsza dziewczyna w klasie na ochotnika zgłosiła się na moją towarzyszkę. 

Na początku byłam bardzo spięta tym towarzystwem. Nie wyobrażałam sobie, w jaki sposób spędzimy ten wieczór. Przecież nie miałyśmy żadnych wspólnych tematów, kompletnie inne zainteresowania, no i poziom popularności na szkolnym korytarzu. Okazało się jednak, że Marta nie miała takich wątpliwości, jak ja i natychmiast skróciła dystans między nami. Z dna wielkiego plecaka wyjęła niewielką buteleczkę likieru i z szerokim uśmiechem pokazała mi ją ukradkiem.

 – Zwinęłam mamie z barku – powiedziała. – Wiem, że biegasz i nie pozwalasz sobie na używki, ale taką ilość to będziemy miały na lepszy sen. Albo na nocne pogaduchy, jak wolisz.

Uśmiechnęłam się tylko, bo za alkoholem nie przepadałam. 

– Łyczka nie odmówię.

Przed kolacją miałyśmy pół godziny na to, żeby doprowadzić się do porządku po męczącej pieszej wędrówce. Dla nastolatek to stanowczo za krótko zatem niezbędne czynności pielęgnacyjne ograniczyłyśmy do prysznica i włożenia na siebie wieczornego outfitu. 

Marta dała mi możliwość skorzystania z łazienki jako pierwszej. Pospiesznie spłukałam z siebie pozostałości ciężkiego dnia i weszłam do naszego pokoju. Zdziwiłam się trochę, widząc zsunięte ze sobą łóżka, które wcześniej oddzielała od siebie duża szafka. 

– Będzie nam się lepiej gadało – rzuciła jako wyjaśnienie i szybko schowała za drzwiami łazienki. 

Przyjęłam to z lekkim zdziwieniem i konsternacją, ale w myślach szybko to zaakceptowałam. Dziewczyny mają mniejszy problem z przełamaniem bariery bliskości niż faceci. Nie raz wcześniej spałam z moją przyjaciółką z dzieciństwa w jednym łóżku i nie było to dla nikogo żadnym problemem. 

Nie miałam czasu na dłuższe rozważania, ponieważ zbliżała się godzina planowanej kolacji. Włożyłam na siebie świeżą bieliznę. Sportowy stanik wystarczył na zasłonięcie i usztywnienie moich małych piersi, a poza tym był wygodny. Z kolei kremowe majtki w klasycznym kroju także zapewniały mi komfort. Na górę tradycyjnie włożyłam spodnie z dresu i luźny T-shirt, który maskował szczupłe ciało.

Decyzji o wyborze bielizny pożałowałam w momencie, kiedy drzwi łazienki otwarły się i stanęła w nich Marta. Miała na sobie ciemne koronkowe hipstery, które podkreślały jej zgrabne pośladki. Duże piersi schowała w staniku z tego samego kompletu z dużym wycięciem. Koronka na bieliźnie była na tyle przezroczysta, że bez trudu zobaczyłam ciemniejsze sutki mojej koleżanki. Kiedy mój wzrok zsunął się niżej, utknął na moment na górnej części szparki, której nie zasłaniała tkanina bielizny. Zawstydziłam się, że patrzę na kobietę w taki sposób i odruchowo spuściłam wzrok. 

Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że kobiety rzeczywiście są znacznie piękniejsze od facetów. Nie była to pierwsza dziewczyna, którą miałam okazję obserwować w takiej sytuacji. Po treningach pod prysznicem mimowolnie widziałam inne miłośniczki sportu. Ich ciała były jednak całkiem inne, chude, ale mocne, a często przesadnie umięśnione. Marta miała pełne ciało o odpowiednich proporcjach. Cienka warstwa tkanki tłuszczowej, która przeszkadzała w aktywności fizycznej, u niej stała się dekoracją. Przez chwilę pomyślałam, że Marta jest bardzo ponętną kobietą, ale skarciłam się w myślach za takie określenie. Nie przestawałam jednak rzucać ukradkowych spojrzeń w jej stronę w sytuacjach, kiedy nachylała się do swojej torby, wkładała obcisłe szorty i zasłaniała krągłe piersi koszulką typu top.

Po kolacji jeszcze przez kilka godzin siedzieliśmy wspólnie z kolegami z klasy. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i graliśmy w gry karciane. Nie dzieliliśmy się na małe grupki, jak to bywało na szkolnym korytarzu, ale byliśmy wszyscy razem. To była pierwsza tak bliska integracja, ale później nigdy więcej już się nie powtórzyła.  Wreszcie koło północy opiekunowie pogonili nas do swoich pokoi. Wróciłam z Martą do naszej dwójki pod samym dachem. Szybko rozebrałyśmy się, pozostawiając na sobie jedynie bieliznę i wskoczyłyśmy do łóżek. Marta wyjęła buteleczkę z likierem i zdecydowałam się kilka razy zmoczyć usta ostrym płynem. Nie wiem, czy miał na to wpływ alkohol, ale rozmawiało się nam znakomicie. Marta opowiadała mi o swoich rodzicach, dzieciństwie i planach na przyszłość. Chciała podróżować, poznawać inne kultury i ciekawych ludzi. Przy niej moje marzenia o medalu olimpijskim i założeniu rodziny wydawały mi się skromne.