Ania Zimna leniwie mieszała kawę, patrząc przez okno na śnieg. Nigdy jej nazwisko nie wydawało się bardziej apropos. Śnieg leżał na ziemi na zewnątrz, gdzieniegdzie unosił się na wysokość nawet metra, chociaż w większości miał około dwóch pół metra. Spadało więcej śniegu. Co więcej, jej nazwisko również odzwierciedlało jej nastrój; była w chłodnym nastroju.
Problemem było jej życie. Była mężatką, miała śliczną córkę Agatę; wygodny dom, troskliwego i ciepłego męża. Problem polegał na tym, że jej mąż, Janek, był… no, słowem, nudny. Miał trzydzieści dziewięć lat, zaczynał trochę łysieć, urósł mu nieco brzuszek. Oboje mieli karnety w Fitness World, choć Ania była jedyną z nich, która regularnie chodziła. Trening wypłacał jednak dywidendy; jej figura była nadal tak szczupła, jak w dniu poczęcia Agaty. Aga, która właśnie skończyła osiemnaście lat, miała jasną karnację matki, blond warkocze i zgrabną budowę, a także energię i atletyzm młodości, które dobrze służyły jej w licealnej drużynie cheerleaderek. Ania westchnęła lekko, gdy w jej głowie pojawiło się stare tajemne podejrzenie. Urodziła Agatę osiem miesięcy po ślubie z Janem i wciąż czasami zastanawiała się, czy oszałamiająca uroda Agi pochodzi po części ze szkolnego kapitana drużyny koszykarskiej Bartka, a nie z lędźwi jej męża. Mimo to był dobrym człowiekiem, życzliwym i kochającym, i starał się ją zadowolić… po prostu nie udawało mu się już zbyt często. Byli kwintesencją polskiej rodziny w średnim wieku. Doprawdy jedynym wyjątkiem było to, że nigdy nie mieli innego dziecka – co było kolejnym powodem, dla którego Ania podejrzewała, że Aga w rzeczywistości nie jest córką Janka.
Śnieg zdecydowanie się podnosił, a jej córki jeszcze nie było w domu. Agata wracała do domu coraz później przez ostatnie kilka miesięcy, choć z pewnością była w szczytowej formie i cieszyła się żywym, dobrym zdrowiem. Janek już wysłał SMS-a z informacją, że jego loty są opóźnione i że nie powinna spodziewać się go tej nocy do domu, więc Ania tylko czekała na przybycie swojej nieobecnej córki.
Na podjazd za jej minivanem Toyoty wjechał nieznany samochód, niebieski mercedes coupe z twardym dachem. Jej córka – jasnoskóra, niebieskooka, pełna życia i całkowicie seksowna – wyskoczyła z boku pasażera, zarzucając plecak na jedno ramię, podczas gdy jej platynowy kucyk kołysał się radośnie, a potem podskakiwała – nie ma na to innego słowa – dookoła przód samochodu i długimi, błyskającymi krokami wspinała się po zaśnieżonym chodniku. Bardziej statecznie wyłonił się też kierowca – efektowna, pełna kolorytu kobieta. Miała przyciągający wzrok; jej włosy były prawie tak samo platynowe jak Agaty, choć uczesane w krótko przycięty sposób, z długim tylko środkiem i zakręconymi jak końska grzywa, co stanowiło uderzający kontrast z bogatym kolorem jej skóry. Poruszała się pewnie i zdecydowanie, a Ania czuła się irracjonalnie onieśmielona. To była kobieta, która sama się sobą potrafiła zająć…