– To jest szalone, nie idę — powiedziała Maria do własnego odbicia po raz dziesiąty w ciągu godziny.
Jej włosy świeciły trochę za jasno, a policzki były trochę za mocno przemoczone. Następnie pojawiła się sprawa głupiego uśmiechu, który od wczoraj wydawał się na stałe zasadzony na jej twarzy. Przycisnęła rękę do ust, gdy ostatni chichot prześlizgiwał się przez jej usta.
– Co jest ze mną nie tak? Nie jestem jakimś głupim nastolatkiem z zauroczeniem. Jestem 38-letnią żoną i matką.
Marie dotknęła swojego uśmiechu i spojrzała na kilka pasm szarości, które zaczynały się pojawiać.
– Wstydź się, jesteś na tyle dorosła, by być matką tego chłopca. Ale Ty nie jesteś jego matką, a on jest taki seksowny. I ten angielski akcent. WOW.
Karnawał trwał w mieście jeszcze przez jeden dzień. Pierwszego dnia w poniedziałek, Maria i Radek zabrali chłopców. Bardziej lubiła włóczyć się i patrzeć na trybuny niż jeździć. Właściwie, jedyną przejażdżką, która jej się podobała był diabelski młyn. Radek obiecał jej, że to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobią, zanim wrócą do domu. Podniósł brzeg jej krótkiej, jasnoniebieskiej, letniej sukienki i uderzył ją w tyłek. Maria zarumieniła się i rozejrzała, czy ktoś zauważył zachowanie jej męża. Wtedy go zobaczyła. Siedział kilka metrów dalej w cieniu, jedząc cukierkowe jabłko. Kiedy ich oczy się spotkały, złapał ją ciężki oddech i poczuła szarpnięcie w brzuchu. Posłał jej powolny uśmiech i wziął kęs swojego jabłka, nie zrywając z nią kontaktu wzrokowego. Mrugnięcie w jego spojrzeniu spowodowało jej rumieniec. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła odchodzić. Głęboko się rumieniła. Jej sutki były zesztywniałe, a majtki wilgotne. Niestety dla Marii, nie patrząc, gdzie szła, weszła w dość dużego, spoconego człowieka. Uderzenie było tak nieoczekiwane, że spowodowało, że potknęła się i upadła na tyłek.
– Dzięki, Jarek – wymamrotała Maria, patrząc na uszkodzenia dłoni. Były trochę otarte i kilka plam zaczęło krwawić.
– Wszystko w porządku, księżniczko?
Zastygła. Głos dochodził zza jej pleców i powodował dreszcze w kręgosłupie; ból w rękach chwilowo został zapomniany. Od razu spojrzała w cieniste miejsce, wiedząc, że będzie puste.
– Panienko, jest pani ranna?
Była zaskoczona angielskim akcentem. Jej serce szybko biło, podnieciła się. Spotkała się z rzeczywistością. Po pierwsze, nie zdawała sobie sprawy, jak dobrze wyglądał ten człowiek w cieniu, a po drugie, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo był młody.
– Boże, czy on ma, chociaż osiemnaście lat? Jasna cholera, czy powinien mnie pociągać ktoś, tak młody?
– Księżniczko? – zapytał ponownie i przykucnął przed nią. Wziął jej ręce do siebie. Jego szorstkie, zrogowaciałe ręce chwytają jej miękkie ręce. Na jego ustach zaczął formować się świadomy uśmiech. On wie, cholera jasna, wie, co mi robi, jaki ma wpływ na moje ciało. On wie, że ją rozgrzewa. Zaczęła się czuć zażenowana i oderwała ręce.
– Nic mi nie jest, dziękuję. Chyba powinnam była patrzeć, jak chodzę.
– Chodź ze mną. Umyję ci ręce.
– Nie, naprawdę jest dobrze.
– Ty krwawisz. Chodź ze mną, teraz.
Jego ramię było wokół jej talii i tak poprowadził ją do namiotu.
– Naprawdę, ja…
– Wspinaj się na ladę — przerwał i ruszył do niej.
Maria stała i gapiła się na jego plecy, gdy przykucnął, by zajrzeć do wielkiego bagażnika. Był o wiele wyższy, niż jej się wydawało. Nie był zbyt duży, ale widać było mięśnie na jego plecach i ramionach. To był ten zgiełk, światła i hałas, zapach oleju napędowego i krzyki podniecenia, które sobie wmawiała, to dlatego uznała go za tak atrakcyjnego, tak podniecającego seksualnie. Nie powinna się tak czuć w stosunku do chłopca. Kochała swojego męża, a chłopiec miał prawdopodobnie połowę jej wieku. Kiedy się odwrócił, zobaczył, że ona wciąż tam stoi i się na niego gapi. Z westchnieniem podszedł do niej, ustawił swoje rzeczy, a następnie podniósł ją i umieścił na ladzie. Był silny. Bardzo silny. Podniósł ją, jakby była lalką.
– Pokaż mi swoje ręce.
– Nic mi nie jest, naprawdę. Nie ma potrzeby…
– Kuba.
– Co?
– Kuba. Nie mów pan, Księżniczko. Mam tylko osiemnaście lat. Jeszcze nie jestem żadnym panem, po prostu Kuba.
– Dobrze. Kuba to całe zamieszanie nie jest konieczne.
– A jak masz na imię, Księżniczko?
– Zawsze jesteś taki narwany?
– Tak. Jak masz na imię?
– Maria. Wiesz, że to nie jest dobra cecha?
– Dlaczego? – zapytał, całując najpierw jedną rękę, a potem drugą. – Nie podoba Ci się to? Wyglądasz, jakby Ci się to podobało. Widziałem już to spojrzenie, Księżniczko. I za każdym razem kończy się to moim kutasem głęboko w mokrej cipce.
Znowu przycisnął swoje pełne usta do jej dłoni. Ich oczy były zamknięte, a on trzymał usta na jej skórze dłużej niż powinien.
– Jesteś seksowną kobietą, Marie. Jesteś piękna. – Marie się zarumieniła i opuściła wzrok.
„Boże, on jest atrakcyjny” – pomyślała sobie. Jej serce mocno biło, a jej skóra lśniła od potu.
– Szczęśliwie wyszłaś za mąż?
– Co?
– Szczęśliwie wyszłaś za mąż?
– Jestem szczęśliwa. Dlaczego pytasz?
– Ponieważ, zamierzam Cię pocałować, a potem zerżnąć.
– Co? – zaczęła, ale została odcięta, kiedy jego usta połączyły się z jego. Zamarła na chwilę zszokowana tym, co robił, ale jej ciało wkrótce zaczęło się topić w jego wnętrzu. Smakował słodko jak jabłko, które jadł, a jego zapach był odurzający; mieszanka słodkich zapachów karnawału i ciężko pracującego człowieka. Chwyciła go za koszulę i pogłębiła pocałunek. Kuba wszedł między jej nogi, naciskając koguta na jej cipkę, a ustami tłumiąc jej jęk. Dźwięk jej pragnienia przywrócił jej zmysły.
„O mój Boże, co ja robię?” – pomyślała i odepchnęła mu w klatkę piersiową. On stawiał opór i naciskał na nią mocniej. Odepchnęła go i wyrwała mu głowę z rąk.
– Co Ty do cholery robisz?
– To, co Ci mówiłem, że zrobię. Nie zachowuj się, jakbyś tego nie kochała, Księżniczko.
Jego uśmiech był przemycony i zarozumiały, a ona chciała go spoliczkować i zrobiła to. Uderzyła go w twarz, tak mocno, jak mogła. Zeskoczyła z lady i pobiegła do drzwi. Zatrzymała się przy wejściu i pokręciła się po nim.
– Jak śmiesz zakładać, że jeśli jesteś przystojny i czarujący, to Cię pragnę! Ty sukinsynu!
Zerwała się i wyszła z namiotu. Chwilę później ponownie na niego natrafiła. Opierał się na ladzie z tym pięknym uśmiechem i skrzyżowanymi rękoma. Maria była wściekła, głównie na samą siebie za to, że go chciała.
– Ty, młody człowieku, jesteś niegrzeczny! Jak śmiesz korzystać z tej sytuacji? Byłam ranna, a Ty zwabiłeś mnie tu tylko po to, żebyś mógł… Mógł… – zatrzymała się, bo on stanął do przodu, wciąż się uśmiechając.
Złapał ją i przycisnął do siebie, patrząc jej w oczy z tym samym zarozumiałym wyrazem. Jej ciało natychmiast zareagowało. Pochyliła się do niego, gotowa do pocałunku, a on poczuł, jak jej ciało trzęsie się pod jego dłońmi. Wyprostował się, zaczął chichotać, potem odwrócił ją do wejścia i klepnął jej tyłek, tak jak zrobił to jej mąż.
– Do widzenia, Księżniczko. Wracaj do swojego bezpiecznego, prostego świata.
Całkowicie oszołomiona stała nieruchomo mrugając i osłaniając oczy, próbując, dowiedzieć się co się stało. Ryk tłumu, wesoła muzyka, mężczyzna krzyczący:
– Wstawaj!
– Mamo! Gdzie byłaś? Wszędzie Cię szukaliśmy.
– Wędrowałam… wędrowałam.
– Wszystko w porządku?
– Wszystko z nią dobrze – angielski głos przemycił się nad nią, powodując dreszcze, a potem panikę. – Jakiś niegrzeczny facet wbił się prosto w Twoją żonę i powalił ją na ziemię. Ale ja jej pomogłem i opatrzyłem rany.
– Kochanie, wszystko w porządku?
– Tak. Tak, nic mi nie jest. Nie było tak źle. Byłam nieostrożny i powinnam była poświęcić więcej uwagi.
Odmówiła odwrócenia się i spojrzenia na Kubę, ale czuła jego zarozumiały uśmiech i ciepło jego ciała za nią.
– Cóż, dziękuję za pomoc – powiedział jej mąż do Kuby, wyciągając rękę do tego młodego człowieka. Kuba podszedł bliżej i uścisnął rękę. Jak to zrobił, jego jędrne uda i twardy kutas przycisnęły się do tyłka Mari, która zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
– Czy dzieci były już na karuzeli? To było zawsze jedno z moich ulubionych, kręcenie się w kółko, w górę i w dół. – Kuba dramatycznie pokazał ruchy jazdy. Chłopcy Mari zarówno skakali, jak i prosili:
– Możemy iść, możemy iść? Proszę, tato, zabierzesz nas?
– Jasne, jeśli mama nie ma nic przeciwko.
– Nie, nie mam nic przeciwko. Pójdę po popcorn.
– Super! – krzyknęli i odciągnęli tatę.
Powoli odwróciła się do Kuby.
– Idź po popcorn, Księżniczko. To miłe i bezpieczne – powiedział, patrząc na nią w górę i w dół, a następnie zawracając i idąc z powrotem do namiotu.