Wziąłem psa na spacer do lokalnego parku, chcąc się przejść szlakiem natury biegnącym przez las. Kiedy wyszedłem zza zakrętu na trasie, zauważyłem na uboczu kolesia stojącego za pniem drzewa. Miał spodnie opuszczone do kostek, a przed nim klęczał drugi facet.

Drzewo częściowo zasłaniało widok, więc nie mogłem wyraźnie zobaczyć co robią, ale sytuacja była oczywista. Kiedy się zorientowali że mają towarzystwo, koleś robiący loda uciekł w krzaki, a drugi naciągnął szybko spodnie na tyłek. Minąłem go, kiedy szedłem do auta. Kiedy się mijaliśmy, powiedział „Sory za wcześniej” i poszedł w swoją stronę.

Chwilę po Nowym Roku kilka lat temu, poszedłem z żoną do drogerii w lokalnym centrum handlowym. Zostało około pół godziny do zamknięcia i sklep był prawie pusty. Zachciało mi się sikać, więc poszedłem do toalety.

Kiedy spojrzałem pod drzwi jednej z kabin, zobaczyłem dwie pary nóg odwróconych w tym samym kierunku, ze spodniami wokół kostek. Usłyszałem „plask, plask, plask” krocza uderzającego w pośladki i to, jak jeden z facetów nieustannie stęka. Podszedłem do pisuaru, ulżyłem sobie i wyszedłem na zewnątrz. Kolesie nie przestawali przez cały czas, kiedy byłem w środku. Po chwili zobaczyłem ich wychodzących z toalety. Jednym z nich był sprzedawca drogerii.

Ta opowieść dotyczy mnie. Stało się to pierwszego roku studiów. Mój współlokator miał w poniedziałki, środy i piątki zajęcia na 8 rano. Korzystając z okazji, zwykłem ściągać spodnie piżamy, kłaść się na JEGO łóżku i robić sobie dobrze.

Cóż, pewnego środowego poranka w połowie semestru, kiedy akurat byłem w samym środku roboty na jego łóżku, z zaciśniętymi powiekami i odchyloną głową, jęcząc raczej całkiem donośnie, drzwi naszego pokoju otworzyły się. Dosłownie w tym samym momencie wystrzeliłem na całą swoją klatkę piersiową i twarz. W przejściu, z otwartymi ustami, stał mój współlokator. Krzyknął „Co do cholery?!”. Odwołano mu zajęcia. Wkurzył się niesamowicie. Na szczęście, kilka lat później śmiał się z tego zdarzenia.