Postanowiłam uciec. Dopiłam herbatę z zamiarem ulotnienia się z miejsca, zanim zjawi się ten cały Rafał. Wyjdę stąd, udam się do mieszkania i zakopię się pod kocem. A na to durne wesele wcale nie pójdę. Wstałam właśnie z krzesła i wzięłam do ręki torebkę, kiedy przy moim stoliku pojawił się kelner.
‒ Dziękuję, ale nie mam zamiaru już nic zamawiać ‒ powiedziałam z przepraszającym uśmiechem. ‒ Do widzenia ‒ dodałam jeszcze na pożegnanie.
Wysoki mężczyzna popatrzył na mnie przez chwilę. Jakoś wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi, a musiałam przyznać przed samą sobą, że był jej wart. Facet był zdecydowanie w moim typie. Miał nieco dłuższe ciemne włosy, oczy i zarost. Przez chwilę pomyślałam nawet, że wielką szkodą było iż to nie on okazał się być Rafałem.
‒ Już wychodzisz, Hanko? ‒ zapytał.
Przez kilka pierwszych sekund nie dotarł do mnie sens jego słów. A kiedy już to się stało, poczułam, jakby uderzył mnie obuchem w głowę.
‒ Skąd znasz moje imię? ‒zaatakowałam go, podejrzliwie mrużąc przy tym oczy.
Uśmiechnął się. Był uroczy.
‒Jestem Rafał. Myślałem, że chwilę porozmawiamy.
Kolana dosłownie ugięły się pode mną i musiałam przytrzymać się blatu stolika, żeby nie upaść. To był Rafał?! Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdołałam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
‒ O rany ‒ bąknęłam po chwili. Normalnie szczyt elokwencji!‒ Ja… Eeee… Nie spodziewałam się ‒ wydusiłam w końcu.
Rafał uśmiechnął się szczerze.
‒To co, może jednak dasz mi szansę i usiądziemy? ‒ zaproponował, wskazując ręką stolik, od którego ledwie zdążyłam odejść.
Pokiwałam szybko głową. Usiadłam z powrotem na krześle i położyłam dłonie płasko na blacie. W między czasie mężczyzna zajął miejsce na wprost mnie.
‒Miło cię poznać ‒ powiedziałam, powoli odzyskując panowanie nad sobą. Czułam, jak rumieńce palą moje policzki.
‒ Ciebie również ‒ odparł.
‒ Skąd wiedziałeś, że to ja? ‒ zapytałam, nie potrafiąc zapanować nad ciekawością.
‒ Radek pokazał mi twoje zdjęcie. ‒ Wzruszył lekko ramionami, jakby to było coś oczywistego.
‒ No tak, nie wpadłam na to ‒ mruknęłam. ‒ Tak właściwie to bardzo ci dziękuję, że zgodziłeś się ze mną pójść. Mało kto odważyłby się na taki krok.
‒ Kiedyś byłem w podobnej sytuacji, jak ty teraz i ktoś zrobił to samo dla mnie. Uznałem, że pora się zrewanżować.
Cóż za postawa godna podziwu. Zamiast tego uśmiechnęłam się z uznaniem.
‒Lubisz wesela? ‒ zagadnęłam, żeby zabić tę niezręczną ciszę.
‒ Lubię się dobrze bawić ‒ odparł.
Jego wygląd mnie onieśmielał. Patrzył mi prosto w oczy, aż poczułam przyjemny skurcz w podbrzuszu. Spuściłam wzrok, wlepiając go w swoje splecione dłonie.
‒Dobrze to wiedzieć ‒ stwierdziłam.
‒ Dziwi mnie tylko jedno ‒ zaczął.
Podniosłam na niego wzrok zaciekawiona. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.
‒ Jak to się stało, że kobieta tak piękna jak ty, nie znalazła partnera na wesele?
Parsknęłam śmiechem. Dzięki temu czułam, jak moje ciało zaczyna się nieco rozluźniać.
‒Widocznie nie jest tak piękna, jak ci się wydaje ‒ powiedziałam ze śmiechem. Po chwili spoważniałam i wzruszyłam ramionami. ‒ Każdy, kogo poprosiłam, odmówił.
Jego ciemne oczy błyszczały, kiedy na mnie patrzył.
‒ Przykro mi to słyszeć ‒ dodał.
‒ To nic takiego. ‒ Wzruszyłam niedbale ręką, udając, że nie miało to dla mnie wielkiego znaczenia. Kłamałam.
‒Smakowała ci herbata? ‒ zmienił temat.
‒ Tak, dziękuję.
Wstałam, decydując, że już wystarczy stresu na dziś. Rafał również podniósł się z krzesła.
‒Pójdę już ‒ powiedziałam.
‒ Widzimy się w sobotę. Podaj mi swój numer, umówimy się i przyjdę po ciebie ‒ zaproponował.
‒ Nie trzeba…
‒ Nie chcę słyszeć ani słowa ‒ oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
‒ Ok, niech będzie ‒ ustąpiłam. Podyktowałam mu numer, a zapisał go w swoich kontaktach.
Wyciągnęłam dłoń w jego stronę na pożegnanie, ale Rafał jedynie uśmiechnął się znacząco. Zrobił krok w moją stronę, potem następny, aż dzieliły nas zaledwie centymetry. Położył ręce na moich ramionach, a ja zadrżałam niekontrolowanie pod wpływem jego dotyku. Jego bliskość odebrała mi mowę i rozum. Zapach mężczyzny otumanił moje zmysły.
A kiedy myślałam, że najgorsze już minęło, on przybliżył do mnie swoją twarz. Wstrzymałam oddech, kiedy musnął wargami najpierw jeden policzek, a potem drugi. Po czym odsunął się na wyciągnięcie ramienia. Z trudem przełknęłam ślinę.
‒ To cześć ‒ bąknęłam, po czym czmychnęłam pod jego ramieniem.
Wyszłam z lokalu nie oglądając się za siebie. Prawie z niego wybiegłam! Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Kierując się do mieszkania poczułam, jak telefon wibruje w mojej kieszeni.
‒ Halo? ‒ rzuciłam do słuchawki. Z tego rozkojarzenia nawet nie spojrzałam na ekran.
‒ Hanka, no wreszcie! Mów, jak było ‒ zawołała Zośka.
‒Kurwa, Zocha, nie masz pojęcia… ‒ zaczęłam chaotycznie.
‒ O czym? ‒ dopytywała.
‒ Ty go w ogóle widziałaś?! ‒ wykrzyczałam do słuchawki.
‒Nie, już ci mówiłam ‒ powiedziała znużonym tonem. ‒ Co się stało? Też jest rudy?
‒ Co? Nie? ‒ prychnęłam. ‒ Wygląda bosko.
‒ Więc w czym problem? ‒ Słyszałam dezorientację w głosie przyjaciółki.
‒Nie powiedziałaś mi, że on pracuje w tym lokalu jako kelner!
‒ Och! ‒ mruknęła Zośka. ‒ Haniu, kochanie, przecież mówiłam, że Radek dowiedział się o nim na nocnej zmianie.
‒ No i? ‒ spytałam, tracąc cierpliwość.
‒ Nie wpadłaś na to, że pracują razem, baranie?!
Skrzywiłam się.
‒ Zapomniałam, że Radek tam pracuje, ok?! Kompletnie wyleciało mi to głowy! ‒ zawołałam na swoją obronę.
Przyjaciółka po drugiej stronie słuchawki parsknęła śmiechem.
‒ W porządku. Było ok?
‒ Tak.
Po krótce opowiedziałam jej przebieg spotkania. Zośka słuchała w milczeniu. Potem zaoferowała się, że pomoże mi przygotować się na to wesele, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Dziewczyna trochę odkupiła tym swój ostatni postępek.
W dzień wesela byłam prawdziwym kłębkiem nerwów. To sobota, wolne od pracy, więc nie miałam gdzie wyładować swojego stresu. Krążyłam po mieszkaniu w oczekiwaniu, aż przyjdzie Zośka. Miała mi pomóc z włosami i makijażem, a ja tymczasem nie miałam nawet wybranej sukienki! Rafał mi się podobał i chciałam wypaść przed nim jak najlepiej. Przesadnie przejmowałam się swoim wyglądem i każdy strój, który miałam w szafie, wydawał mi się nieodpowiedni.
Słysząc dzwonek do drzwi podskoczyłam w miejscu. W trzech sekundach zmaterializowałam się pod nimi i wpuściłam przyjaciółkę do środka. Zośka od razu wyczuła mój nastrój.
‒ Co jest? ‒ zapytała.
‒ Nie mam sukienki ‒ jęknęłam.
Posłała mi pełne politowania spojrzenie.
‒ Masz ogromną szafę ‒ powiedziała. ‒ Nie możliwe, że nie masz co włożyć.
‒ No nie.
‒ Dramatyzujesz ‒ stwierdziła.
‒Nie pomagasz.
‒ Pomogę ci ‒ zaproponowała. ‒ Chodź.