Za żadne skarby nie mogłam znaleźć osoby towarzyszącej na wesele kuzynki. Zrozpaczona zaczęłam nawet przeglądać znajomych na facebooku. Impreza już w ten weekend, a dziś jest środa. Chciało mi się wyć z rozpaczy. Znałam datę kilka miesięcy wcześniej, ale jakoś przez ten czas nie przyszło mi do głowy, żeby kogoś poszukać. A teraz, kiedy zostałam na lodzie, zaczynałam wpadać w panikę. Jak zwykle obudziłam się w ostatniej chwili.

                Przeszukując znajomych jedyne, co cisnęło mi się na usta, to same przekleństwa. Ci wszyscy, których wybrałam, nie mogli ze mną iść.I wcale im się nie dziwiłam. Kto zgodziłby się pójść na wesele do obcych ludzi na kilka dni przed samą imprezą? Oklapłam. Zamknęłam laptopa i zrezygnowana wyjrzałam przez okno. Chciało mi się wyć.

                Wielokrotnie widziałam w internecie ogłoszenia osób szukających partnerki lub partnera. Nawet będąc przyparta do muru nie odważyłabym się wstawić takiego postu na forum. Walnęłam pięścią w podłokietnik fotela, na którym siedziałam. A miałam taką ochotę na to wesele! W całym swoim życiu byłam może na trzech i tylko zazdrościłam po cichu znajomym, którzy bez przerwali byli gdzieś zapraszani. Z jękiem ukryłam twarz w dłoniach. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł… Sięgnęłam po leżący obok telefon i wybrałam numer do swojej najlepszej przyjaciółki.

                ‒ Halo? ‒ rzuciła do słuchawki, kiedy właśnie miałam się rozłączyć.

                ‒ Masz chwilę? ‒ spytałam.

                ‒ Dla ciebie zawsze. Mów.

                ‒ Jestem idiotką ‒ jęknęłam.

                Przyjaciółka westchnęła zniecierpliwiona.

                ‒ To już wiem ‒ skwitowała. ‒ Mów o co chodzi.

                ‒ Nie mam partnera na wesele ‒ wyznałam.

                Na chwilę po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Myślałam, że Zośka się rozłączyła, ale właśnie wtedy parsknęła śmiechem. Zrobiłam urażoną minę pomimo tego, że przecież nie mogła mnie zobaczyć.

                ‒ Rzeczywiście to jest wielki dramat!

‒Weź to na poważnie ‒ żachnęłam się

                ‒ Myślałam, że coś się stało ‒ mruknęła. ‒ A ten Przemek, z którym ostatnio spałaś? Nie może być?

                Skrzywiłam się na samo wspomnienie. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

                ‒ Oszalałaś? ‒ zapytałam.

                ‒ Co mu dolega? Jak nie masz nikogo innego, to nie możesz wybrzydzać.

                ‒ Jest rudy.

                ‒ Nie przeszkadzało ci to, kiedy dawałaś mu dupy ‒ wytknęła mi.

                Miała rację, ale wolałam zostawić to dla siebie.

                ‒ On nie ‒ powtórzyłam.

                ‒ To nie wiem… A ktoś z uczelni? ‒ podsunęła.

                ‒ Nie ma tam nikogo, kto by ze mną poszedł… ‒ Zaczęłam skubać niewidoczne supełki na spodniach.

                ‒ Nie rozumiem cię, Hanka ‒ powiedziała w końcu. ‒ Po co do mnie dzwonisz, skoro odrzucasz wszystkie propozycje?

                ‒ Może jakąś w końcu zaakceptuje? ‒ burknęłam. ‒ Masz jeszcze jakieś?

                ‒ Jeśli nie masz nic przeciwko, to zapytam Radka. Co ty na to? ‒ zaproponowała.

                Zaczynałam już tracić nadzieję.

                ‒ Pewnie ‒ zgodziłam się bez entuzjazmu. ‒ Daj potem znać.

                ‒ Jasne. Powiedz mi tylko coś więcej, żebym mogła podać jakieś informacje. Data, godzina, miejsce. Jakieś wymogi?

                Parsknęłam śmiechem. O jakich wymogach ona mówiła? W tej chwili moim jedynym warunkiem było, żeby był facetem. Pomyślałam o Przemku i zadrżałam. No i może żeby nie był rudy.

                ‒ Może niech umie tańczyć? ‒ zasugerowałam. Pójść na weselę i je przesiedzieć nie ma zbytniego sensu.

                ‒ To było oczywiste. Udam, że tego nie słyszałam.

                ‒ Dziękuję, jesteś wielka ‒ powiedziałam.

                ‒ Podziękujesz, jak coś załatwię ‒ rzuciła, po czym zakończyła rozmowę.

                Odłożyłam telefon i zmusiłam się, żeby wstać z fotela. Powinnam zjeść kolację, wziąć prysznic, a następnie położyć się spać, żeby mieć siłę następnego dnia wstać. Kładąc się do łóżka wyobrażałam sobie, jak mógłby wyglądać mój partner.

                Rano zamiast budzika obudził mnie dzwoniący telefon. Ktoś dobijał się do mnie na ostatnią chwilę! Z trudem udało mi się unieść zaspane powieki i spojrzeć na ekran. Widząc na wyświetlaczu imię swojej najlepszej przyjaciółki natychmiast zerwałam się do pozycji siedzącej. Na kilka sekund pociemniało mi przed oczami.

                ‒ Halo? ‒ rzuciłam zaspanym głosem.

                ‒ Będziesz całować za to Radka po stopach ‒ zaczęła radosnym jak skowronek tonem.

                ‒ Fuj ‒ jęknęłam z obrzydzeniem, niepotrzebnie to sobie wyobrażając.

                ‒ Radek pracował na nockę i zapytał jednego ze swoich znajomych. No i zgodził się jakiś Rafał.

                Potrzebowałam kilku sekund, aby informacje zaczęły docierać do mojego zaspanego mózgu. Jaki znowu Rafał?

                ‒ Kim jest Rafał? ‒ zapytałam.

                ‒ Nie mam pojęcia ‒ przyznała Zośka. ‒ Ale ważne, że się zgodził, co nie? Uratowałam ci dupę.

                ‒ Znasz go?

                ‒ Nie, ale Radek mówi, że jest spoko.

                ‒ Sama nie wiem… ‒ mruknęłam, drapiąc się po głowie. Taka trochę randka w ciemno.

                ‒ Nie marudź, umówiłam cię dziś z nim po pracy na zapoznawczego drinka. Pa! ‒ Rozłączyła się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

                Odsunęłam telefon od ucha i posłałam mu pełne oburzenia spojrzenie. Czy ona już kompletnie oszalała? Tak nie wolno! Z głośnym jękiem zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni, by zrobić życiodajną kawę. W sumie to już jej chyba nie potrzebowałam. Własna przyjaciółka wystarczająco już podniosła mi ciśnienie.

Robiąc kawę w myślach planowałam, jak zabić Zośkę tak, żeby mnie za to nie wsadzili do pierdla. Owszem, potrzebowałam partnera, ale miałam złe przeczucia co do jej tego całego planu. Wsadziła mnie na jakąś minę! Nigdy jej tego nie daruję.

                Zanim wyszłam do pracy próbowałam się jeszcze do niej dodzwonić, ale Zośka nie odbierała ode mnie telefonów. Co za uparte babsko. Na samą myśl o spotkaniu z nieznanym facetem wpadłam w panikę. Wyszłam z mieszkania i skierowałam się do pracy. Na miejscu szybko wpadłam w swoją codzienną rutynę. Natłok obowiązków pozwolił mi chociażby na chwilę zapomnieć o całej tej niezręcznej sytuacji.

                Tak było, przynajmniej do momentu, w którym Zośka postanowiła sobie o mnie przypomnieć. Telefon zawibrował mi w kieszeni i jak tylko miałam sekundę sięgnęłam po niego, aby sprawdzić powiadomienia. Przeczytałam wiadomość od Zośki, w której podała adres oraz godzinę spotkania. Kochana przyjaciółka, wspomniała mi również jego imię, żeby przypadkiem nie wyleciało mi z głowy.

                Godzinę wybrali fatalną. Nie zdążę pojechać do mieszkania i przebrać się na tę okazję, a dojazd na miejsce zajmie mi chwilę. Więc albo będę czekać, albo się spóźnię. Po prostu cudownie. Z dwojga złego wolałam już chyba śmierdzieć niż się spóźnić.

                Opuszczając pracę dotarłam na miejsce tak, jak zakładam. Byłam sporo przed czasem i skoro i tak musiałam poczekać, to wybrałam dwuosobowy stolik przy oknie zamiast stołek pry barze. Łudziłam się, że widok na ulicę choć odrobinę rozproszy moje myśli. Niestety tak się nie stało. Zamówiłam zieloną herbatę, naiwnie wierząc, że ta złagodzi stres.

                Wierciłam się na krześle, przez cały czas nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Dłonie zaczęły mi się pocić, dyskretnie wytarłam je o spodnie pod stołem. Kelner przynosząc mi herbatę obdarzył mnie pokrzepiającym uśmiechem, przez który spłonęłam rumieńcem. Aż tak bardzo było widać, że się denerwuje? Zapragnęłam zapaść się pod ziemię.