Kiedy po raz pierwszy spotkałam Michalinę Kowalską, byłam oczarowana jej wdziękiem. Wydawało mi się, że jest idealna. Była piękną, pewną siebie kobietą. Jednak z biegiem czasu dowiedziałam się, że była mirażem, lśniącym na krawędzi horyzontu w rajskiej doskonałości. Z daleka jej wady wygładzały się i zlewały w ładny obraz, ale gdy podeszło się wystarczająco blisko, można było się poczuć oszukanym.
Pracowałyśmy w jednym teatrze. Michalina była aktorką, a ja projektowałam kostiumy. Kiedy ona wychodziła na scenę, ja zostawałam za kulisami. Pasowało mi to, nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi. Nasze problemy zaczęły się, gdy zdałam sobie sprawę, że z jakiegoś powodu czerpała przyjemność z wykorzystywania moich słabych punktów, kiedy tylko mogła. Popełniłam kardynalny błąd na początku naszej znajomości i opowiedziałam jej dosłownie wszystko o sobie, nawet o moich problemach finansowych i wstydliwych sekretach. Odkąd dowiedziałam się, jaka jest naprawdę, starałam się jej unikać, jeśli tylko było to możliwe.
Ostatnie kilka tygodni były szczególnie drażliwe, ponieważ pracowałyśmy nad wspólnym projektem. Podzieliłyśmy się zadaniami i miałyśmy mieć wszystko gotowe na początek kwietnia. Ja pod koniec marca skończyłam prace nad swoją częścią projektu, a ona dopiero co zaczęła zajmować się swoją. Spotkałam ją raz w teatrze, mając nadzieję, że zajmuje się projektem.
– Cześć Nina! Chodź, usiądź z nami – zawołała mnie wesoło. Wyglądała, jak zawsze pięknie.
– Hej, Michalina – odpowiedziałam, usiadłam naprzeciwko i przywitałam się z jej trzema koleżankami.
– Pytałam właśnie dziewczyn, co zrobić z moim dodatkowym zaproszeniem na maskaradę Stowarzyszenia Lisic.
W naszym mieście było wiele elitarnych klubów towarzyskich i każdy z nich miał własne zwyczaje i etykiety, swoją odrębną kulturę.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Żartujesz? To jedno z najbardziej ekskluzywnych stowarzyszeń w mieście. Może masz ochotę się ze mną wybrać? Wszyscy będą nosić maski weneckie i kostiumy karnawałowe – spodoba Ci się to! – już sam jej entuzjazm wzbudził we mnie podejrzenia.
– No nie wiem, Misia. Nie przepadam za takimi imprezami.
– Posłuchaj, Nina, wiem, że czasami potrafię być prawdziwą suką, więc pozwól, że Ci to wynagrodzę. Naprawdę myślę, że będziesz się świetnie bawić. I to nie tylko taniec – będą gry z nagrodami, animatorzy, mnóstwo gorzałki.
Już miałam wymyślić jakąś wymówkę, ale zawahałam się. Brzmiało to intrygująco i wątpiłam, czy kiedykolwiek będę miała okazję uczestniczyć w tak prestiżowej imprezie.
– Dobra, właściwie, czemu nie – powiedziałam, biorąc zaproszenie z jej dłoni.
Przez następne dwa tygodnie projektowałam i szyłam nasze kostiumy. Ja byłam aniołem, a Michalina diabłem. Gdy zobaczyłam nas wieczorem w dzień imprezy byłam lekko zszokowana, jak dobrze mi to wyszło. Z mocnym makijażem i ułożonymi włosami wyglądałyśmy naprawdę świetnie. Dojechałyśmy taksówką na miejsce.
– Witamy na balu – mężczyzna przy drzwiach wejściowych sprawdził nasze zaproszenia i przypiął mi broszkę z błaznem. – Miłego wieczoru.
Odwróciłam się do Michaliny, ale nie było jej obok mnie. Nigdzie jej nie widziałam. Napisałam do niej smsa, ale mi nie odpisała. Stałam tam porzucona, a łzy zaczęły mi napływać do oczu. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałam się i zauważyłam, że obserwuje mnie mężczyzna po drugiej stronie pokoju. Miał na sobie smoking i czarną aksamitną pelerynę z kapturem i maskę w stylu Upiora w Operze, która odsłaniała część jego twarzy, ukazując jego mocną, gładko ogoloną szczękę i wysokie kości policzkowe. Upiór uśmiechnął się do mnie, a ja pospiesznie odwróciłam wzrok.
Nie chciałam po prostu stać i czekać, więc zdecydowałam się wejść do sali balowej. Przez chwilę patrzyłam na tańczących ludzi w przebraniach. Analizując tłum, zauważyłam, że niektóre kobiety były bardziej zaokrąglone, a inne szczuplejsze, ale wszystkie były bardzo atrakcyjne i młode. Co do mężczyzn, nie miałam pewności, ponieważ mieli zakryte twarze, ale wnioskując po ruchach i postawie, wyglądali na dojrzalszych.
Nagle poczułam klepnięcie w ramię, przestraszyłam się i odwróciłam. Był to mężczyzna w masce Upiora w Operze. Teraz, kiedy był obok mnie, mogłam zobaczyć, że był jeszcze przystojniejszy, niż przypuszczałam. Starszy ode mnie, ale nie miał jeszcze siwych włosów. Jego niebiański męski zapach wystarczył, by moje serce zabiło szybciej.
– Czy zechciałabyś ze mną zatańczyć? – zapytał, wyciągając dłoń w rękawiczce. Jego głęboki, chrapliwy głos był niezaprzeczalnie seksowny.
– Chciałbym, ale nie jestem w tym dobra.
– Ja też nie.
Położyłam dłoń na jego i pozwoliłam mu zaprowadzić się na parkiet. Mimo moich nerwów było coś w jego obecności, co mnie uspokajało. Jego ręka miło trzymała moją, jego druga spoczywała na mojej talii, nasze ciała były wystarczająco blisko siebie, moje piersi muskały jego klatkę piersiową. Miał bardzo wysportowaną sylwetkę.
– Kłamałeś. Jesteś świetnym tancerzem – powiedziałam po chwili.
– Ty też sobie nieźle radzisz, Aniołku. Widzę, że jesteś tu dziewicą.