– Kochanieeeeee! – rozległ się głos z sypialni.

Zosia wiedziała, sądząc po jego tonie, że jej mąż zaraz ją o coś poprosi.

– Czy, zanim wyjdziemy na miasto, mogłabyś coś dla mnie Zosić?

Dziewczyna westchnęła, słysząc jak mąż śmieje się z własnego suchara. Tego dnia mieli zamiar iść na przedpołudniową, weekendową randkę. Ledwie wyszła spod prysznica, a on już coś od niej chciał. 

– Tak mój drogi, o co chodzi? – zapytała.

Jacek wetknął głowę do łazienki, w której ona stała przed lustrem, ubrana jedynie w ręcznik na włosach. Zarumieniła się, kiedy zauważyła że przyglądał się jej od stóp do głów. Zosia nigdy nie uważała siebie za atrakcyjną, co potwierdzało liczne grono mężczyzn, oceniających ją na co najwyżej przeciętną z wyglądu. Była bardzo drobnej budowy, i to do tego stopnia, że pomimo bycia przed trzydziestką ludzie nadal mylili ją z uczennicą. Miała małe piersi, niemal płaskie, z dużymi, bardzo wrażliwymi sutkami. Twarz była całkowicie niecharakterystyczna i ładna jedynie w dobre dni. 

W międzyczasie wzrok Jacka skończył wędrować i spoczął na jej tyłku- wielkim jak na kobietę jej rozmiarów, z szerokimi, zaokrąglonymi biodrami. Pomimo wszystkiego co Zosia o sobie myślała, Jacek bardzo doceniał jej ciało. On też, ze wszystkich mężczyzn z którymi się spotykała, sprawiał że czuła się naprawdę seksownie. 

Kiedy już skończył się gapić, mózg Jacka dogonił rzeczywistość.

– Yyy… Mój tata dzwonił, kiedy byłaś pod prysznicem. W zeszłym tygodniu pożyczyłem od niego łopatę i on potrzebuje jej dzisiaj. Czy mogłabyś mu ją podrzucić, kiedy ja będę brał kąpiel i przygotowywał się do wyjścia?

Dziewczyna westchnęła. Tak bardzo jakby sobie tego życzyła, nie mogła znaleźć dobrej wymówki. Pracowała ze swoim terapeutą nad asertywnością, ponieważ od zawsze miała z tym problem. W końcu to blisko, i przy okazji wyschną jej włosy…

– No dobra… – odpowiedziała z wahaniem – Ale wisisz mi przysługę!

Parsknęła śmiechem, ponieważ mąż pokazał jej język.

– Zgoda! – odpowiedział Jacek z uśmiechem.

Zarumieniła się, ponieważ dobrze wiedziała o jakiej przysłudze pomyślał. 

W garderobie założyła skąpe, różowe stringi, które zamierzała nosić pod prostą sukienką sięgającą kolan. Nie zaprzątała sobie głowy biustonoszem. Jedyny powód dla którego go w ogóle nosiła na co dzień, to żeby zakryć sutki. 

To był ciepły, wiosenny dzień, ale mimo to przebiegł ją dreszcz kiedy wsiadła do auta i dotknęła chłodnej skóry na siedzeniu. Gdy odjeżdżała z podjazdu, jej głowa była pełna sprośnych myśli. 

Ojciec Jacka ucieszył się na jej widok i podziękował za łopatę. Zauważyła że miał trochę wędrujący wzrok, ale nie przeszkadzało jej to. W końcu był starszym mężczyzną i prawie nie wychodził z domu, więc widok jej gołych nóg prawdopodobnie stanowił więcej niż to konieczne żeby go podniecić. 

– To żaden problem, piękna dziś pogoda! – powiedziała z uśmiechem.

– Zosiu, zanim odjedziesz… – zaczął niepewnie – Czy mogłabyś wyświadczyć mi przysługę?

Westchnęła. No pięknie, kolejna „przysługa”.

– Ta łopata tak naprawdę należy do mojego kolegi, Kuby, który mieszka po drugiej stronie ulicy. Mogę cię prosić, żebyś mu ją podrzuciła?

Po raz wtóry przypomniała sobie o swojej terapii, nauce mówienia „nie”, ćwiczeniu asertywności żeby nie być już więcej popychadłem… Ale w końcu to żaden problem, przecież i tak już tu przyjechała, więc…

– Jasne, z chęcią pomogę. – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.

Odwróciła się i poczuła jego wzrok na swoim tyłku. Patrzał na jej zgrabne ciało, kiedy odchodziła. Ucieszyła się że nie mógł zauważyć jej rumieńca, wywołanego niespodziewaną atencją od mężczyzny, szczególnie w jego wieku. 

Zosia nigdy wcześniej nie rozmawiała z Kubą, mimo iż ojciec Jacka czasami o nim wspominał. Miała zamiar po prostu się przedstawić jako synowa sąsiada, wręczyć mu łopatę i odejść. Pestka! Przeszła przez bramę wiązaną łańcuchem i ruszyła przez trawnik, który rozpaczliwie potrzebował koszenia. Gdy tylko furtka się za nią zamknęła, usłyszała szczekanie psa. Nie przestraszyła się, bo nie bała się psów, tylko raczej zdziwiła. Nagle drzwi frontowe się otworzyły, ze środka wybiegł wielki husky i zaczął biegać wokół niej czekając na zabawę. 

– Kto tam? – usłyszała ciche pytanie.

Zatrzymała się w miejscu, ściskając łopatę w dłoni i usiłując zwrócić na nią jego uwagę. 

– Ja jestem… yyy… od sąsiada… – zaczęła, lecz po chwili urwała ponieważ pies zbliżył się do niej i zaczął wąchać kostki.

– Jestem synową sąsiada! Mam pana łopatę! – wyrzuciła z siebie.

Mężczyzna patrzał na nią przez dłuższą chwilę, a w jego głowie obracały się trybiki. W międzyczasie nos psa zawędrował w górę jej nóg i długi język musnął kilka razy tył kolan. Usiłowała to zignorować i nadal hardo trzymała szpadel. 

– Hej, ładniutka jesteś. Tak, wiem o co chodzi. Mój pies też chyba cię polubił. – powiedział, po czym kontynuował pod nosem – Ładna twarzyczka, wąska talia, wielki tyłek…

Zosia przełknęła ślinę, ponieważ pies Kuby robił się coraz bardziej przyjacielski. 

– Słucham? – zapytała.

Pies lizał teraz tyły jej ud, a język okazjonalnie wsuwał się pomiędzy nogi. 

– Nic, nic… – odpowiedział z uśmiechem – No dobra, mogłabyś mi podać tą łopatę? Nie potrafię się już zbyt dobrze poruszać.

Dziewczyna miała nadzieję że facet odwoła psa, ale on tylko stał i ją obserwował. Sięgnęła więc w tył żeby go odgonić, ale on na nią warknął. Natychmiast wycofała dłoń i uniosła brwi ze strachu.

– Oh, nie przejmuj się kochana. Reksio cię nie skrzywdzi. – powiedział Kuba z szerokim uśmiechem.

Zosia ścisnęła łopatę obiema dłońmi, westchnęła, i wypowiedziała w duchu kilka afirmacji. Da sobie radę. Musi tylko doprowadzić tę idiotyczną sprawę do końca, i będzie mogła jechać do domu.

Do rzeczywistości przywrócił ją psi nos, szturchający stringi. Dziewczyna westchnęła i zadrżała. Jego język muskał same szczyty ud. Ścisnęła mocniej szpadel i ruszyła przed siebie. Niestety, z psią głową pod spódniczką, wyglądało to bardziej jak parodia marszu. Jej pupa była wystawiona na widok każdego, kto akurat przechodziłby po chodniku. Kiedy sobie to uświadomiła, rozejrzała się w strachu przed przyłapaniem, zarumieniona od stóp do głów. 

– Czy mógłbyś, yyy… Zrobić coś, żeby przestał? – wydukała jękliwie.

Kuba uśmiechnął się do niej, pociągnął z butelki i drugą ręką podrapał się po kroczu. 

– Nieeee… – powiedział – Wszystko gra.