Tomasz wcale nie cieszył się na myśl o nadchodzącym weekendzie, kiedy siedział na pokładzie samolotu lecącego na Hawaje, skubiąc twardą jak skała kanapkę i zwietrzałe czipsy, które stewardessa położyła przed nim na stoliku chwilę wcześniej. Jego rodzice rozwiedli się parę lat wcześniej, po tym jak matka przyłapała ojca na numerku z męskim współpracownikiem.

Krótko po rozwodzie, mama zaczęła się spotykać z wieloletnim sąsiadem Stefanem, wdowcem z trójką dzieci. Wesele miało się odbyć na Hawajach, a Stefan zaoferował opłacenie przelotu i tygodniowego pobytu na wyspie Maui. Jeden z jego synów, Robert, był zmorą dzieciństwa Tomasza. „Robo”, jak wszyscy mówili mu w szkole, to zarozumiały, arogancki dzieciak, który stale mu dokuczał. Tomasz, wzorowy uczeń i klasowy nerd, miał same piątki, uczestniczył w różnych zajęciach pozalekcyjnych i totalnie nie znosił sportu. Teraz ten dupek miał zostać członkiem rodziny i, co gorsza, matka oznajmiła, że będą musieli dzielić pokój hotelowy przez cały tydzień.

Jedną ważną informacją na temat Roberta jest to, że był bardzo przystojnym chłopakiem. Każda dziewczyna w szkole uganiała się za nim. Miał około 190cm wzrostu, niezłe mięśnie, czarne, kręcone włosy, około 90kg wagi i przeszywające, zielone oczy. Dodatkowo, potrafił wykorzystać wszystkie swoje atuty na maksa. Uwielbiał flirtować i obnosić się ze swoim ciałem.

Zdejmował koszulkę kiedy tylko mógł, pokazując sześciopak i owłosioną klatę. Przez całe liceum nie miał stabilnego związku i wydawało się, że zmienia dziewczyny co tydzień. Z drugiej strony, Tomasz to chudy, siedemdziesięciokilogramowy chłopak, o zaledwie 170cm wzrostu i rudych włosach. Na domiar tego, przez całą szkołę borykał się z problemami z cerą.

Dopiero dwa lata po ukończeniu nauki skóra oczyściła się, a on zaczął pracować nad wzmocnieniem ciała. Tomasz przez całe liceum nie miał dziewczyny i krążyły plotki, że jest gejem. Bez wątpienia tak było. Po zakończeniu nauki spotykał się z kilkoma facetami, ale nic więcej z tego nie wyszło.

Samolot wylądował po wielu godzinach lotu, a Tomasz był wykończony. Według czasu miejscowego, była 10 rano, a jedyne czego chciał, to dostanie się do hotelu, prysznic i drzemka. Wyszedł z samolotu, udał się do hali przylotów i przeskanował tłum ludzi w poszukiwaniu siostry, która miała go odebrać i odwieźć do hotelu. Nie było po niej śladu, więc Tomasz zwalił się na krzesło w oczekiwaniu. Dobre pół godziny później, kiedy zaczął przysypiać na siedząco, usłyszał znajomy głos.