Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich pan Wilamowicz. Dokładnie jak na zdjęciach, był perfekcyjnie ubrany i gotowy do pracy. Wypowiedział moje imię z rozbrajającym, szerokim uśmiechem na twarzy. Był o wiele przystojniejszy niż na obrazkach i aż promieniał łobuzerską, szarmancką aparycją, która wypełniła pomieszczenie. Skinąłem głową, zbity z pantałyku.

– Wejdź do środka. – powiedział, odsuwając się z przejścia – Usiądź, proszę.

Usadowiłem się naprzeciw niego i rozejrzałem się po wnętrzu. Pan Wilamowicz musiał zebrać team złożony z dobry dziesięciu osób, aby zorganizować przeprowadzkę i rozpakować wszystkie jego rzeczy w tak krótkim czasie. Pomieszczenie wyglądało oszałamiająco.

– Dziękuję za spotkanie. – powiedział Wilamowicz głębokim, męskim głosem – Rozumiem że byliście z panem Dębowskim w bliskich relacjach, i że pomógł on panu zdobyć pozycję w DWS. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć taką samą dynamikę pracy. – powiedział.

Uderzyło mnie odczucie fałszu. „Czy tylko mi się wydaje, czy to czyste bzdury? Może za bardzo przyzwyczaiłem się do Dębowskiego?” Po usłyszeniu planów na restrukturyzację firmy zdałem sobie sprawę, że nici z mojej szansy na awans.

Wróciłem do swojego biura i usiadłem, wykończony całą rozmową. Rozluźniłem krawat, rozpiąłem najwyższy guzik koszuli i odchyliłem w krześle. Odkopałem listę zadań spod góry papierów i przykułem do niej wzrok. O około 13 rozległ się stuk do drzwi. Podejrzewając że to jeden z moich podwładnych, kazałem wejść do środka. Uniosłem głowę i zobaczyłem Wilamowicza, nadal wyglądającego jak perfekcyjny model z reklamy drogich ubrań. Obdarzył mnie uśmiechem, który sprawił, że poczułem się bezużyteczny i bezwartościowy.

– Cześć Jakub! – powiedział swoim głębokim głosem.

– Oh, witam panie Wilamowicz. – odpowiedziałem, usiłując zabrzmieć spokojnie – Nie spodziewałem się pana tutaj, czy mogę w czymś pomóc? – zaoferowałem.

– Nie, dziękuję, tylko sprawdzam nasz sprzęt. – powiedział, rozglądając się. Spojrzał na regały i przeszedł się wzdłuż serwerowni, obserwując w ciszy wszystkie szczegóły budowy urządzeń. Podążałem za nim jak pies, w razie gdyby miał jakiekolwiek pytania. Idąc z tyłu zdałem sobie sprawę, że był o wiele niższy ode mnie, ponieważ miał niecały metr i osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Miał szerszą budowę, ale wyglądało na to, że pod ubraniami kryje się nieźle zbudowane ciało. Ramiona i barki wypełniały garnitur do granic, wskazując na znaczne umięśnienie.

– Wielkie dzięki. – powiedział i wyszedł z serwerowni by kontynuować wycieczkę po budynku.

Kilka godzin później otrzymałem kolejnego maila od Emilii: „Jakubie, pan Wilamowicz życzy sobie, aby wszyscy pracownicy trzymali się surowego dress-code’u i nosili w sposób właściwy podczas godzin pracy.” Przeczytałem wiadomość 3 razy, próbując wydedukować czy ktoś z mojej ekipy sobie czymś zawinił, czy to tylko zwykłe przypomnienie. Odpowiedziałem pytaniem, czy stało się coś konkretnego. Emilia odpisała sms-em na mój prywatny numer telefonu. „Pan Wilamowicz zauważył, że masz rozpiętą koszulę i luźny krawat”. „WTF?!”, brzmiał mój sms zwrotny. Usiadłem w krześle, niedowierzając. Czy był z niego naprawdę aż taki kutas?

Tygodnie mijały, a Wilamowicz, albo Kacperek, jak lubiłem go nazywać w myślach, sprawił że praca stała się nie do zniesienia. Jeśli buty nie lśniły wystarczająco, jeśli włosy były w nieznacznym nieładzie, jeśli przeszedłem przez biuro w motocyklowej skórze zanim przebrałem się w strój pracowniczy… Wydawało się, że się na mnie uwziął. W końcu pomyślałem, że albo on zniknie z firmy, albo ja będę musiał szukać innej pracy.

Wściekłość na przełożonego i jego nacisk na perfekcję sprawiły, że byłem wiecznie drażliwy i zdenerwowany. Unikałem go niczym plagi. Wiedziałem, że kiedy sprowadził się do naszej firmy, pozostawił żonę i dzieci w Warszawie. Być może to sprawiało, że wiecznie miał kija w tyłku. W każdym razie, cała sytuacja bardzo szybko dała mi popalić.

W poniedziałkowy poranek jeden z moich pracowników, Tomek, wszedł do mojego biura i usiadł w krześle naprzeciw mnie. Chłopak był przystojny, miał korzenie włosko-latynoskie. Zawsze się uśmiechał i spędzał stanowczo zbyt wiele czasu na drapaniu się po kroczu. Był gejem i nie obchodziło go, czy ktokolwiek o tym wie. Chciałbym spędzić z nim trochę czasu sam na sam, i pewnie zrobiłbym to, gdyby nie był moim pracownikiem. Nie potrzebowałem wpisu o nękaniu na tle seksualnym w swoich aktach.

– Jakub… – zaczął Tomek z podnieceniem w głosie.

– Co? – odpowiedziałem, szczerze zaciekawiony.

– Byłem w weekend na mieście, i zgadnij kogo widziałem.

Zamyśliłem się na moment, ale nie wpadł mi do głowi nikt, kto wywołałby takie podniecenie.

– Nie mam pojęcia.

– Wilamowicza. – odpowiedział, przeciągając głoski.

– Ok. – powiedziałem, próbując domyślić się o co tak naprawdę chodzi. Facet był przecież sam w tym mieście i byłem pewien, że nie spędza każdej chwili zamknięty w firmowym biurze lub hotelu.

– Jakub, on wychodził z Kontaktu. – powiedział, a we mnie uderzył szok.

Kontakt nie był stricte gejowskim barem, ale chodzili do niego ludzie o różnych orientacjach. Co więc robił tam Wilamowicz? Może nie wiedział jakie przesłanie stoi za tym miejscem?

– Rozmawiał z niezłymi ciachami przy barze. – powiedział Tomek, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Nie, to niemożliwe… – odpowiedziałem, mając na uwadze, że szef ma żonę i dzieci.

Tomek wziął głęboki wdech i wywrócił oczami.

– Jakub, stary, zaufaj mi. Wiem, co widziałem. – oświadczył, po czym wyszedł z biura.

Widok Wilamowicza w jego drogim garniturze, stojącego przy barze i gawędzącego z mięśniakami, intrygował mnie. Co tam robił? Czym się kierował? Czy to tylko przypadek? A może Tomek się pomylił? Przecież na pewno miał już kilka drinków na koncie…

Zdecydowałem, że pójdę do Kontaktu w weekend i przekonam się na własne oczy.

Nie spodziewałem się, jak sprawy się potoczą.